niedziela, 7 kwietnia 2013

Trochę techniki się czasem przydaje

Zawsze byłam ostrożna, jeśli chodzi o wczesne oswajanie dziecka z komputerem, ale wczoraj youtube nas uratował.
Postanowiliśmy zrobić na obiad pierogi. Trochę dlatego, że pierwsze, co zobaczyłam rano to była książka kucharska z przepisami na pierogi i kluski, którą Adaś natarczywie wciskał mi do ręki ("mama, to czytać!") Pomyślałam więc, że pierogi to całkiem dobry pomysł, tym bardziej, że możemy je zrobić wspólnie.
Opowiedziałam Adasiowi wszystko po kolei - przygotujemy ciasto z mąki, rozwałkujemy je, potem wytniemy kółeczka a na koniec będziemy lepić pierogi.
Jednego nie przewidziałam. W chwili, kiedy  poprosiłam Adasia o wysypanie mąki na stolnicę, zaczął się histeryczny płacz. Nie wiedziałam, z jakiego powodu. Dopiero po jakimś czasie się domyśliłam. Dotychczas robiliśmy ciasto na naleśniki i ciasto na szarlotkę - zawsze wsypując mąkę do miski a nie na stół. Było inaczej niż zwykle. Nie podejrzewałabym, że tak drobna różnica może mieć znaczenie, a jednak...
Typowa sytuacja kryzysowa. Nie zaczęliśmy jeszcze robić obiadu a Adaś stał przed kubkiem z mąką zanosząc się płaczem. Nie działały tłumaczenia, zachęty czy próby odwrócenia uwagi. Pomyślałam, że koniecznie na przyszłość muszę przygotować obrazki z kolejnymi etapami przygotowywania różnych ciast. Tym razem ich jednak nie miałam i nie bardzo wiedziałam, jak sobie poradzić.
Tata Adasia wpadł na świetny pomysł. Włączył Adasiowi na komputerze filmik pokazujący przygotowanie pierogów. Udało się! Adaś obejrzał z dziesięć razy krótki kulinarny instrutaż a ja w tym czasie zagniotłam ciasto. Potem już zupełnie spokojny przyszedł wałkować ciasto i wykrawać z niego kółka.
Dziś rano w odpowiedzi na pytanie czy już wstajemy usłyszałam "Adaś chciał oglądać panią, co robiła ciasto na pierogi".

Dzisiaj też komputer nam się przydał, choć sukces był tym razem połowiczny. Znów mama czegoś nie przewidziała.
Ostatnio Adaś w ogóle nie chce wychodzić z domu. Słońce świeciło za oknem, więc pomyśleliśmy, że można się wybrać do parku szukać wiosny. Adaś nie chciał. Spróbowałam zachęcić go, pokazując parę zdjęć z ostatniej wyprawy do parku. Zadziałało...prawie. Adaś już chciał jechać do parku, ale koniecznie w brązowej kurtce i czapce z tygryskiem, które miał na oglądanych zdjęciach, a z których już wyrósł...

2 komentarze:

  1. Oj masz z syniem przejścia
    Buziaki dla Was

    OdpowiedzUsuń
  2. Bywa różnie, wiadomo.
    A napisałam, bo może się komuś "sposób na pierogi" przyda :)

    OdpowiedzUsuń