sobota, 25 stycznia 2014

Kreatywny Adaś

Infekcja wcale nie przechodzi. W czwartek pani doktor powiedziała, że osłuchowo czysto nie jest. Inhalacje z pulmicortu Adaś ma od początku tygodnia. Teraz dodatkowo ma przepisany antybiotyk, jakby do weekendu nie przeszło. No i nie przeszło :( Na szczęście gorączka nie jest wysoka, najwyżej 38 stopni. Do tego Adaś budzi się w nocy z kaszlem. który nie daje mu spać. Tą drogą nie śpimy już od tygodnia. Mam jednak ciągle nadzieję, że tym razem się uda w domu. 
Paskudny wirus przeszedł na połowę rodziny. W końcu i mnie dopadło. Tata Adasia jeszcze się na szczęście trzyma, inaczej nie wiem, jak byśmy dali radę. Co prawda, jak sięgnę pamięcią, początek ubiegłego roku również witałam z gorączką, ale nie aż taką. No i tym razem zupełnie straciłam głos, co mi znacznie utrudnia komunikację z dzieckiem. 

A teraz trochę o Adasiu-inżynierze i nauce jedzenia spaghetti.
Adaś ostatnio dużo buduje. Tory dla samochodów, domki z klocków. Coraz częściej buduje sam, z lekką pomocą z mojej strony, co mnie bardzo cieszy. Każda budowa musi być odpowiednio przemyślana i przygotowana. Więc Adaś-inżynier absolutnie nie toleruje bałaganu na placu budowy. Zanim zacznie cokolwiek innego robić, musi poukładać wszystkie elementy, których ma zamiar użyć. Ewentualnie układa wszystko i bawimy się w sklep. Adaś przyjeżdża koparką, mówi czego potrzebuje, a ja mu to "sprzedaję". 


Z jednej strony przyznaję, takiego układania w rządki, wieże, czy segregowania według różnych kluczy dawno nie było, ale z drugiej...kto by wpadł, że wieżę z klocków można zbudować ustawiając te klocki bokiem a nie łącząc je ze sobą?


To jednak nic w porównaniu z kreatywnością, jaką Adaś wykazał się przy jedzeniu spaghetti. 
Spaghetti jadamy dość często. Lubimy. Adaś też lubi, a właściwie lubił, bo teraz najczęściej chce na obiad "makaron bez niczego". Ostatnio, patrząc na nas, Adaś koniecznie chciał spróbować jedzenia makaronu widelcem i łyżką (dotychczas dostawał tylko widelec i makaron lekko posiekany). Trudna to była sztuka, ale Adaś dzielnie dawał radę. Byłam pełna podziwu, bo nie każdy dorosły tak dobrze z tym sobie radzi. Jednak pod koniec posiłku, zmęczony walką ze sztućcami, Adaś wymyślił prostszy sposób, żeby się najeść. Otóż prawą ręką wyjął z talerza dwie nitki makaronu i starannie nawinął je na czubki palców lewej dłoni, po czym zjadł. Oczywiście bez użycia sztućców...
Jeszcze jedno. Adaś od kilku dni dosięga do klamek u drzwi w naszym mieszkaniu! Wspina się na czubeczki palców, staje jak baletnica, wiesza się na klamce i jest w ten sposób w stanie sam otworzyć sobie drzwi! W pewnym sensie żyjemy w zupełnie nowej dla nas rzeczywistości. Kilka rzeczy trzeba dodatkowo zabezpieczyć. Ale to takie dziwne, jak Adaś mówi, że przyniesie z łazienki swój podest i zamiast krzyczeć, że "zamknięte!" to sam otwiera sobie drzwi. 
A tak swoją drogą otwieranie i zamykania drzwi Adaś od razu pokochał, jest to dla niego wyjątkowo fascynująca czynność. 

środa, 22 stycznia 2014

Poprzedni tydzień był cudowny...

Poprzedni tydzień był wręcz cudowny. Gdzieś w jego połowie uświadomiłam sobie, że jest u nas niemal zupełnie zwyczajnie i byłam z tego powodu ogromnie szczęśliwa. 
Wychodziłam rano do pracy. Tata zaprowadzał Adasia na 9 do przedszkola. Niemal cały tydzień bez porannego płaczu. Zawsze z obawą pisałam do męża "jak dziś było?" (źle czy bardzo źle?) A tutaj codziennie odpowiedzi, że dobrze! Wreszcie poczucie, że Adaś przedszkole co najmniej toleruje. Cicha nadzieja, że może to ten przełom i teraz będzie tylko lepiej. Potem wracaliśmy do domu i trwało to zaledwie kwadrans, i to całkiem miły kwadrans, zamiast godziny taplania się w błocie, krzyków, ucieczek i innych tym podobnych atrakcji. 
Zresztą, taki nasz rytm dnia trwał już od niemal dwóch tygodni i to też było na swój sposób cudowne. 

A wszystko to dzięki...przedstawieniu na Dzień Babci i Dziadka. Tak mi się przynajmniej wydaje. Próby do przedstawienia były na tyle intensywne, że Adaś niemal przez cały pobyt w przedszkolu mógł śpiewać i tańczyć. Wyłączając może czas posiłków. 
Już podczas pierwszego przedszkolnego przedstawienia byliśmy zaskoczeni, jak Adaś dobrze odnajdował się na scenie. Tym razem było jeszcze lepiej. Adaś był prześlicznym bałwankiem, śpiewającym, tańczącym i wcale nie stremowanym występem przed sporą widownią złożoną z babć, dziadków i rodziców. Babcie i Dziadek oczywiście byli niezwykle z wnuka dumni. Pani dyrektor przedszkola nie mogła się nachwalić. 
Tuż po przedstawieniu był czas na wspólne zdjęcia. Zaczęliśmy się rozglądać za Adasiem. Gdzie mógł się podziać, przecież z sali nie wyszedł? Tymczasem Adaś...odgrywał właśnie solówkę przed kamerą ;) Sam podszedł do pana, który kamerował, strzelił rozbrajający uśmiech, odpowiedział na parę pytań i pomachał na do widzenia. Przyznam, że nie znaliśmy Adasia z tej strony. Może on naprawdę ma zadatki na aktora ;) 
Jestem też pełna podziwu dla synka, że dał radę występować w za dużych bałwankowych spodenkach i dla 
ulubionej przedszkolanki Adasia, która dyskretnie czuwała nad sytuacją i poprawiała spadający kostium w razie potrzeby. Wszystkie przedszkolne przebrania są dla Adasia niestety sporo za duże. 

Już na przedstawieniu zauważyłam, że przedszkolne infekcje znów są w natarciu. W Adasia grupie na dwanaścioro dzieci była zaledwie piątka. Dzień później już czwórka. Przyszła i kolej na Adasia. Przedstawienie było w czwartek, a w sobotę wieczorem Adaś był już niewyraźny. W niedzielę obudził się z lekką gorączką i katarem. Liczyliśmy, że tym razem skończy się na zwykłym przeziębieniu, ale niestety. Kolejnej nocy było jasne, że Adaś ma zapalenie krtani, piąte już w przeciągu ostatniego półrocza. Znów gorączka sięgała 40 stopni. Mieliśmy obawy, czy damy radę w domu, czy nie powtórzą się drgawki. Na szczęście udało się gorączkę opanować w domu i mam nadzieję, że już idzie ku lepszemu, choć jutro na wszelki wypadek idziemy znowu do przychodni, bo coś Adaś zaczął nieładnie kaszleć. 

wtorek, 21 stycznia 2014

Z jajem

Siedzieliśmy sobie dzisiaj z Adasiem przy drugim śniadaniu. Adaś, stosując zasadę, że to, co je mama, jest na pewno dużo smaczniejsze niż to, co jem sam, koniecznie chciał spróbować mojego jogurtu. 
-Adasiu, ten jogurt ja jem. 
Adaś spojrzał na mnie z miną wyrażającą najwyższe zdziwienie:
-Z jajem?!
Uśmiechnęłam się w duchu:
-Nie Adasiu! Nie z jajem. Ja-go-jem. - wytłumaczyłam dołączając gesty.
Adaś nadal był lekko podejrzliwy:
-To z czym jest ten jogurt?
-Tak, jak twój, z brzoskwinią...

środa, 15 stycznia 2014

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

Niedzielny poranek Adaś powitał w średnim nastroju. Plany mieliśmy ambitne, ale okazało się, że nawet spacer koło domu był czymś zbyt ambitnym. 
Wyjść z domu udało nam się dopiero popołudniu. 
Krótko wytłumaczyliśmy Adasiowi, o co w tym wszystkim chodzi. Dzisiaj po ulicach chodzą panowie i panie z puszkami, do których można wrzucić pieniążki, żeby pomóc chorym ludziom. 
Nie przewidzieliśmy jednego. W naszej miejscowości znalezienie wolontariusza Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy późnym popołudniem nie było zadaniem łatwym. Ruszyliśmy więc na poszukiwania.
...
-Czy mamy w domu kukurydzę?
Adaś w końcu musiał zadać to pytanie. 
Przywykłam już, że Adaś nie formułuje swoich myśli wprost. Często wyraża je poprzez pytania pozornie nie związane z tematem. O co tym razem chodziło? Może Adaś...
- jest głodny i na kolację chciałby zjeść kukurydzę?
- albo myśli, że właśnie jedziemy na zakupy, żeby kupić kukurydzę? (Dlaczego akurat kukurydzę?)
- albo...Właśnie! Przecież kukurydzę kupuje się w puszkach. Adaś pomyślał, że skoro szukamy puszki, to na pewno chodzi nam o taką z kukurydzą. 
Gdyby Adaś wiedział wcześniej, że za wrzucenie pieniążka do tej specjalnej puszki, która wcale nie przypomina jednak takiej z kukurydzą, dostaje się naklejkę, to na pewno chciałby od samego rana wrzucać pieniążki ;)
Wieczorem Adaś zapytał, czy jutro też tak będzie. Nie, to jest raz w roku. Następny finał za rok. Na co Adaś smutno stwierdził:
-To lipa, że jutro tak nie będzie...

Pamiętam pierwszy finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Miałam wtedy 10 lat. Mój młodszy brat uparł się, że koniecznie musi wrzucić pieniążek do puszki, więc wyruszyliśmy z tatą na poszukiwanie wolontariusza. Pewnie jako dzieci nie do końca rozumieliśmy, o co w tym wszystkim chodzi, ale od wtedy co roku finał Orkiestry po prostu dla nas istniał. 
Podczas jednego z pierwszych finałów, z telewizji, dowiedziałam się, że niektóre dzieci rodzą się wcześniakami. 
Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dwa lata temu przeżywałam znacznie bardziej niż wszystkie pozostałe. Był "dla wcześniaków". 
Mój synek jest wcześniakiem. Po urodzeniu leżał w inkubatorze zakupionym przez Orkiestrę. Miał wielokrotnie badany słuch sprzętem zakupionym przez Orkiestrę. Miał sprawdzany wzrok w ramach Programu Leczenia i Zapobiegania Retinopatii Wcześniaków. Podczas pobytów w szpitalach i poradniach specjalistycznych nie raz korzystał ze sprzętu zakupionego przez Orkiestrę.
Przykro mi trochę, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy rodzi tyle kontrowersji. Robi wiele dobrego. Najpierw zakładałam, że tak jest. Potem widziałam.
Mam nadzieję, że nigdy nie zawiedzie zaufania milionów ludzi.

sobota, 11 stycznia 2014

Bal karnawałowy

Jest to pierwszy wpis w Nowym Roku. Wypadałoby napisać parę słów podsumowania poprzedniego roku, ale jakoś weny mi brakuje. Jak wena przyjdzie to jeszcze napiszę. W końcu, w pewnym sensie, cały styczeń można nazywać "początkiem roku". Jeśli jednak wena nie przyjdzie, nie zamierzam pisać na siłę, bo to nie ma sensu. Jest na tym blogu kilka takich wpisów. Nie wiem, jak odbierają je Czytelnicy, ale dla mnie są wymęczone, słabo napisane i właściwie nic nie wnoszące. 
Dochodzę tu może do ogólnego sensu (bądź bezsensu) mojego pisania, ale te rozważania zostawiam na razie dla siebie. Zresztą - nie powiem, żebym szczególnie nad tym myślała ostatnio. Myślę jedynie o tym, że kiedyś miałam dużo większą lekkość posługiwania się słowem pisanym. A teraz - no cóż....Jak to w pewnym dowcipie (w zupełnie innym kontekście) powiedział mąż do żony: "w domu siedzisz, książek nie czytasz, to i słownictwo ubogie". Niestety, coś w tym jest. Więc moim postanowieniem noworocznym jest przeczytanie zdecydowanie większej ilości książek, niż w roku ubiegłym ;) 

Po tym długim wstępie przechodzę wreszcie do rzeczy. Takie wpisy zazwyczaj bywają chaotyczne, bo trochę spraw do opisania jest. 
Adaś miał ospę wietrzną, mamy już tego pewność. Zaraz po tym, jak po miesięcznej przerwie wrócił do przedszkola, dowiedzieliśmy się, że w przedszkolu panowała ospa. Adaś przeszedł ją jednak wyjątkowo łagodnie. Mieliśmy sporo obaw, tym bardziej biorąc pod uwagę, co się dzieje przy zwykłych przeziębieniach. Tymczasem nie było nawet gorączki, a wysypka to zaledwie kilka niezbyt uciążliwych krostek. Poszliśmy do przychodni w piątek po Bożym Narodzeniu. Lekarka nie była pewna, czy to ospa i kazała nam przyjść w poniedziałek. Jak się zjawiliśmy po weekendzie, uznała, że owszem, to była ospa. Z naciskiem na była. Poczuliśmy lekkie niedowierzanie i ogromną ulgę. 

Od wtorku Adaś chodzi już do przedszkola. Miesięczna przerwa nie sprawiła, że polubił je bardziej czy mniej. Po prostu go nie lubi. Swoją niezwykle bystrą, dziecięcą logiką, wyjaśnił nam, dlaczego:
-Ja nie chcę iść do przedszkola, bo ja tam będę płakał. 
No tak...
Kiedyś - było to już dosyć dawno temu - udało się nam w rozmowie wejść na poziom konkretów. Zazwyczaj Adaś "niczego nie lubi", albo "wszystko lubi". Pewnego razu oznajmił, że przedszkola nie lubi, w przedszkolu lubi tylko obiad i drzemkę. Cóż - mówią, że prawdziwy facet ;) Wiem, dlaczego akurat jedzenie i spanie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jedzenie Adaś lubi, bo jedzenie jest konkretne. Masz swój talerz i patrzysz się w niego. Nie musisz widzieć koleżanki obok, widzisz przed sobą zupę. Masz zadanie do wykonania - machanie łyżką, żeby się najeść. No i zapewne pani kucharka gotuje lepiej niż mama, bo nie ukrywam, że talentu kulinarnego nie posiadam ;)
Spanie było dla mnie bardziej zagadkowe, bo w domu Adaś nie znosi spania. Nie lubił tego od czasów niemowlęcych. Byłam pewna, że w przedszkolu też nie śpi. Niedawno dowiedziałam się, że owszem Adaś nie śpi, ale wszystkie inne dzieci z jego grupy śpią. Mam więc odpowiedź. Adaś lubi spanie, bo znika "zagrożenie". Jest wtedy cicho i spokojnie. Żadnych interakcji społecznych.
Niestety, nie jest to optymistyczne.

Dzisiaj byliśmy w miejskiej bibliotece na balu karnawałowym. Adaś chciał się przebrać za słonika, ale wyobraźnia mamy nie dała rady ;) Ostatecznie zgodził się być żabką. Żabka jest zielona, a on bardzo lubi ten kolor. 
Rok temu też byliśmy na takiej zabawie. Wtedy Adaś poszedł do grupy, bawił się z dziećmi. Obok, ale jednak. Dzisiaj nie było szans. Od samego początku się wycofał. Bliskość innego dziecka była dla niego nie do zniesienia. Widziałam, jak duży dyskomfort sprawiało mu nawet to, że ktoś obok niego przeszedł. 
Te kilka miesięcy w przedszkolu nie sprawiło, że Adaś oswoił się z obecnością innych dzieci. Wręcz przeciwnie, jest dużo gorzej. 
Musieliśmy się ewakuować - poszliśmy wypożyczać książki. Radość Adasia z odnalezienia książki wypożyczanej-już-nie-wiem-ile-razy słyszałam na drugim końcu biblioteki. 

A na koniec - moja radość z przełamania schematu.
Tydzień temu byliśmy u rodziny. Podróżowanie z Adasiem to zawsze duże wyzwanie, nawet jeśli mowa o zaledwie 60 km. Podróż w jedną stronę przebiegła spokojnie. Adaś drzemał. W drodze powrotnej już nie spał. Nie płakał jednak i nie musieliśmy nigdzie stawać, a to już dużo. Całą drogę siedział grzecznie słuchając jednej piosenki. Tej samej co zwykle. "So far away" Dire Straits. Jak tylko utwór się kończy Adaś chce, żeby mu go włączyć od nowa. Przeczekaliśmy, kaseta (tak, kaseta!) leciała dalej. Udało się. Po jakimś czasie Adaś stwierdził:
-Mi się podoba, jak ta piosenka się napoczyna.
Adaś zazwyczaj nie wyraża się wprost. To miało znaczyć, że chce posłuchać jeszcze raz. Byłam tą prośbą tak zaskoczona, że długo myślałam, iż Adaś ciągle wraca do "So far away". Synek musiał się naprawdę wysilić, żeby mi przekazać, że on nie chce posłuchać tego co zwykle, że mu się inny utwór spodobał. Był na tyle zdeterminowany, że ciągnął temat do skutku. I w końcu się dogadał. Słownie. W połączeniu z przełamaniem schematu podróż - włączamy "So far away" to było naprawdę coś!