niedziela, 25 listopada 2012

Poznajemy rysia

Zachowanie Adasia bez zmian. Piątek mogłabym podsumować listą moich porażek. Nie byliśmy na spacerze, bo Adaś nie chciał wyjść z domu i po jakimś czasie nie miałam już siły go przekonywać. Adaś nie spał w dzień bo nie znalazłam sposobu, żeby go do tego skłonić, a wszelkie działania zmierzające w tym kierunku kończyły się wielkim krzykiem, gdy tylko zorientował się o co chodzi. Dzień rozpoczęliśmy od przesypywania suchego makaronu z jednego garnka do drugiego i po paru godzinach nie miałam już siły na wymyślanie jakiś ambitniejszych zabaw, skoro i tak zainteresowanie nimi było zerowe...
Mogłabym dołożyć jeszcze kilka podobnych przykładów, ale po co.
Tym razem na przekór będzie na wesoło.
Może czasem trudno nam się dogadać, ale potrafimy już przeprowdzić całkiem ambitną konwersację. Otóż pewnego razu czytałam Adasiowi książeczkę o małym niedźwiadku. Niedźwiadek spotyka rysia. Mi samej nie przyszłoby na myśl, żeby opowiadać Adasiowi akurat o rysiu, bo to w sumie dość ambitne zadanie. Skoro jednak ryś pojawił się w książeczce - trudno, trzeba się było z nim zmierzyć.
Adaś pokazuje na obrazek i stwierdza stanowczo:
-To niań-niań (czyli kot).
Tłumaczę więc Adasiowi:
- To jest ryś, takie zwierzę podobne do kota, ale większe.
Adaś dalej swoje. Ja tłumaczę dalej.
Po jakimś czasie Adaś zamiast powtarzać "to niań-niań" automatycznie zaczyna powtarzać "to nie niań-niań. To jiś." I nagle to zdziwienie w oczach:
-To jiś...
Początkowo moje zaskoczenie reakcją Adasia było równie duże.
Po chwili pojęłam. Biedny Adaś myślał, że mama mu wmawia, iż na obrazku w książeczce jest ryż, a przecież wiadomo, że ryż się je i że wygląda inaczej. No i dlaczego niedźwiadek miałby spotkać ryż na swojej drodze?!
Adaś po prostu wymawia oba te słowa identycznie.
W sprawie rysia dogadaliśmy się innym razem. Czytając znów o niedźwiadku i nie za bardzo wiedząc jak rozwiązać problem "ryżu" na leśnej ścieżce, wzięłam książkę dla dzieci, przedstawiającą zwierzątka na osobnych obrazkach. Pokazałam. Teraz Adaś za każdym razem jak czytamy o niedźwiadku biegnie po książkę ze zwierzątkami, otwiera na odpowiedniej stronie i informuje mnie "to jiś...i to jiś".

środa, 21 listopada 2012

Było trochę inaczej niż zwykle...

...i tak jak się spodziewałam, odbiło się to negatywnie na zachowaniu Adasia.
Przez dwa dni Adaś musiał zostać po parę godzin z babcią i dziadkiem. Wszystko zaplanowane, żadnego zaskoczenia. Z babcią i dziadkiem Adaś ma dobry kontakt, widuje ich przynajmniej raz na tydzień. Zdarzało się już, że zostawał pod ich opieką. Zazwyczaj był wtedy grzeczny. Wszyscy go zabawiali. Odreagowanie, jeśli miało nadejść, przychodziło z opóźnieniem - na drugi dzień, czasem jeszcze następny.
Tym razem pierwszy dzień i pierwsze kilka godzin nieobecności mamy minęły zupełnie spokojnie. Dopiero wieczorem, kiedy mama już była Adaś zaczął wydawać się rozdrażniony. Może dlatego, że niewyspany? Jak zwykle nie było sposobu, żeby go położyć spać w dzień. W tym względzie cały ostatni tygdzień jest trudny. Znów dołek, jeśli chodzi o usypianie, zarówno wieczorne, jak i w środku dnia...A może dlatego, że przez cały dzień było więcej osób w mieszkaniu?
Wtorkowy poranek Adaś przywitał w wyjątkowo złym nastroju. Przez ponad godzinę nie było mowy ani o zmianie pieluszki ani o porannej kaszce (w której przygotowywaniu Adaś na co dzień chętnie uczestniczy). Nie chciał wstawać. Potem siedział z nieobecnym wzrokiem na moich kolanach. Kiedy przyjechali babcia i dziadek, nawet nie podszedł do drzwi. Dopiero po kolejnej godzinie trochę się odblokował.
Znów - grzeczny był. Pozornie nic się nie działo. Jednak wieczorem ten smutny widok - Adaś leży na podłodze, nie reaguje na nic, nawet na przybycie taty...
Wieczorny telefon od babci Adasia: "jak Adaś?...chyba mu się krzywda nie działa..."
Zapamiętałam sytuację sprzed paru miesięcy. Przyjeżdżają babcia, dziadek, wujek. Jest lato, więc wypuszczam Adasia z domu, żeby pobiegł się przywitać. Adaś wujka minął jak potwietrze. Wszyscy myśleli, że biegnie uściskać babcię. Rzeczywiście podbiegł do babci, wyrwał jej z rąk jakąś siatkę i uciekł z powrotem do domu. Brzmi banalnie. Zdarza się. Jednak to nieobecne spojrzenie Adasia i rozczarowanie pozostałych...
Już dawno się to nie zdarzało, ale wróciło. Dziś co chwilę Adaś kładł się na podłodze, jeździł samochodzikami przed sobą. Większą część dnia przesypywał makaron z jednej miseczki do drugiej. Nie umiałam zainteresować go niczym innym, więc przyłączyłam się do "zabawy".
Jakby tego było mało, to jeszcze ja zawaliłam sprawę, co skończyło się godzinną histerią. Mówiłam, że pojedziemy autobusem. Poszliśmy na przystanek. Nie wiem, jak to się stało, ale pomyliłam godzinę odjazdu autobusu i się spóźniliśmy. Chciałam wracać do domu, ale Adaś za nic w świecie nie chciał się ruszyć z przystanku - ze względu na to, że przecież mieliśmy jechać albo, co bardziej prawdopodobne, spodobało mu się przypatrywanie przejeżdżającym samochodom. Niestety - akurat ten przystanek jest wyjątkowo niebezpieczny i nie mogliśmy sobie pozwolić na stanie tam godzinami.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Przemyślenia różne

W najbliższym czasie musimy zdecydować czy posłać Adasia do żłobka już teraz czy czekać jeszcze prawie rok - i wtedy Adaś pójdzie od razu przedszkola. Myśli przeróżne - czy Adaś jest już gotowy? Czy za rok będzie gotowy? To jedna z tych rzeczy, które chciałoby się wiedzieć wcześniej. Przecież nie możemy sobie pozwolić na błędy...Tak bardzo się boję, że jeden krok zepsuje wszystko, co udało nam się wypracować.
Chwilami wydaje mi się, że Adaś jest zupełnie zdrowym dzieckiem, że może przesadzam i doszukuję się problemów w zaledwie drobnych odstępstwach od normy? Kiedy indziej dostrzegam tyle specyficznych zachowań, że nie mam wątpliwości - Adaś nie jest taki jak jego rówieśnicy.
Znów znak zapytania - jak to jest, że są dni, kiedy wszystko wydaje się takie ułożone, zwyczajne i bezproblemowe, podczas gdy na drugi dzień, z błahego powodu, albo i bez powodu, zupełnie nie mam kontaktu z własnym dzieckiem i przez ten brak komunikacji najprostsza czynność wydaje się niezwykle trudna.
Ostatnio było dobrze, wręcz bardzo dobrze.
Adaś coraz więcej mówi. Biorąc pod uwagę, że jeszcze dwa miesiące temu nie mówił prawie nic - postęp jest ogromny. Zasób słownictwa z dnia na dzień się poszerza. Owszem, Adaś mówi niewyraźnie, ale wierzę, że z tym sobie szybko poradzimy. W zeszłym tygodniu Adaś był u babci. Wszyscy byli zachwyceni ile potrafi powiedzieć (największe wrażenie zrobiło wyrażenie "nie działa").
Nasza codzienność również jest nieco łatwiejsza. Mniej jest tych trudnych dni. Wymyślamy różne zabawy, wspólnie rysujemy, układamy puzzle, czytamy książeczki, budujemy z klocków.
Kiedy myślę o tym, jak było parę miesięcy temu, zdaje mi się, że to była nieprawda, że mi się to wszystko wydawało. Gorszy czas, chwilowe załamanie. Może po szczepieniu, które Adaś miał w marcu i bardzo źle zniósł. Wiem, że jest też druga opcja - jest dobrze, bo jestem z Adasiem w domu. Niewiele drażniących bodźców, stały rytm dnia, żadnych niespodzianek.
Któregoś dnia jechaliśmy autobusem do pracy taty. Jeszcze w domu wytłumaczyłam, co będziemy robić. Adaś, jak tylko zajął miejsce w autobusie, zaczął mówić, że jedzie do pracy taty. Pamiętał, chciał mi to powiedzieć...Bardzo się cieszyłam. Mój entuzjazm osłabł w połowie drogi, kiedy Adaś nadal powtarzał to samo zdanie, a ja próbując odwrócić jego uwagę ciągłym mówieniem doszłam do opowieści o spadających cenach paliwa (jednym słowem - mama gada już zupełne głupoty).
Dlaczego każda zachęta do wyjścia na dwór spotyka się niechęcią? Przecież na żadnym ze spacerów nie spotkało Adasia nic nieprzyjemnego, nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby go zniechęcić...A może? Może właśnie na każdym spacerze spotyka Adasia coś tak nieprzyjemnego, że woli zostawać w domu. Natłok bodźców, których nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić...Jeśli już wychodzimy, Adaś chwyta za budkę wózka i składa ją tak, że zakrywa jego całego. Odcina się. Zamyka.

piątek, 16 listopada 2012

Liebster Blog

Wreszcie znalazłam chwilkę, żeby coś napisać. Nie wiem od czego zacząć, ale chyba zacznę od tego, że...

...w ubigłym tygodniu spotkała mnie miła niespodzianka. Od Magdalena i Jej życie dostałam nominację Liebster Award. Zasady zabawy są następujące:

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Cieszę się, tym bardziej że piszę od niedawna.

Oto pytania jakie otrzymałam wraz z odpowiedziami.
1. Co czytasz swojemu Dziecku na dobranoc?
Na dobranoc nie czytam Adasiowi książek. Ta opcja nie przejdzie, jest za bardzo niespokojny. Za to w dzień czytamy bardzo dużo. Co jakiś czas jest „hit sezonu” – czyli Adaś upatruje sobie jedną książeczkę i czytamy ją setki razy, aż nie znajdzie innego obiektu zainteresowania. Wszystkich nie wymienię, ale były już „Okulary” Tuwima, „Małpa w kąpieli” Fredry, cała seria „Mały chłopiec” o różnych pojazdach, „Robot Rob na budowie”, „Klub Przyjaciół Myszki Miki”, książeczki o traktorach wypożyczane z miejskiej biblioteki.
2. Co Chciałabyś/ Chciałbyś zmienić/?
Zależy. W te pozytywne dni nic – wtedy nie przejmuję się rzeczami, które chciałabym zmienić, ale nie mogę, a te, które mogę – staram się zmieniać. Chciałabym mieć takie podejście na o dzień.
3. Podaj trzy najważniejsze rzeczy dla Ciebie?
Rzeczy – chyba nie ma. Lubię zdjęcia i wiele z nich ma dla mnie szczególną wartość.
4. Co ostatnio oglądałeś w kinie/ telewizji/
Wstyd się przyznać, ale chyba nic…jeśli za „ostatnio” uznać jakiś rok i wyłączyć oglądnięcie raz na miesiąc programu informacyjnego.
5. Co Chciałabyś/ Chciałbyś/ zobaczyć- zwiedzić?
Szkocję. Miałam kiedyś okazję tam być, ale nie zdążyłam za wiele zwiedzić.
6. Jaką potrawę lubisz najbardziej?
To nie potrawa, ale czekoladę. Przepadam za słodyczami. Z potraw – lubię kuchnię włoską, przede wszystkim spaghetti i zapiekankę makaronową ze szpinakiem.
7. Co lubi robić Twoje Dziecko?
Budować z wieże z klocków oraz przelewać wodę w kubeczkach.
8. Gdzie lubisz odpoczywać?
Lubię odpoczywać w domu, zapewne dlatego, że na co dzień mam dość jeżdżenia.
9. Gdzie lubisz spacerować?
W parku.
10. Jaki kolor to Twój ulubiony?
Jestem zmienna. Jako dziecko lubiłam niebieski, potem fioletowy, a teraz chyba żółtopomarańczowy.
11. Za Kim/ Czym tęsknisz?/powtórzę /
Nie wiem. Zapewne to jest, ale ukryte gdzieś głęboko we mnie.
Tak prozaicznie to może trochę spokoju by się przydało…

Ja chciałabym nominować blogi o Dzielnych Wcześniakach:
Jeśli macie ochotę przyłączyć się do zabawy to poniżej zostawiam pytania.
1. Kawa czy herbata?
2. Które z obowiązków domowych lubisz najbardziej? (żeby było pozytywnie nie pytam o te nielubiane obowiązki ;)
3. Wolisz morze czy góry?
4. Co Ci zawsze poprawia humor?
5. Jaką potrawę najczęściej gotujesz?
6. Gdzie lubisz spędzać wolny czas?
7. Jaka jest Twoja ulubiona książka z czasów dzieciństwa?
8. Twoja ulubiona książka/film/serial/program tv obecnie.
9. Najbardziej ekstremalny pomysł Twojego Dziecka ;)
10. Twój ulubiony kolor.
11. Twój ulubiony przedmiot szkolny w czasach szkoły podstawowej.

A niedługo obiecuję napisać, co u nas. Choć w sumie nic nowego.

wtorek, 6 listopada 2012

O ostatnich dniach

W sobotę wujek Adasia miał urodziny, więc postanowiłam upiec szarlotkę. Szybki telefon do babci po przepis. Miałam nadzieję, że w tym czasie tata z Adasiem pójdą na mały spacer, ale Adaś niestety nie chciał dać się namówić. Pewnie przeczuwał, że w domu będzie się działo coś ciekawego. Najwyraźniej to był ten czas – czas na pierwsze ciasto Adasia.
Pieczenie ciasta to świetna zabawa!
Niedawno zauważyłam, że mogę zrobić coś w domu przy Adasiu. Całkowita nowość jak dla mnie. Oczywiście warunkiem jest tu wyjątkowo dobry humor Adasia. W te gorsze dni jest tak, jak kiedyś bywało na co dzień. W każdym razie po tym etapie nastąpił kolejny – nie tylko mogę coś zrobić przy Adasiu, ale wręcz z Adasiem. To są naprawdę cudowne chwile. Któregoś ranka udało nam się wspólnie nastawić pranie, powiesić pranie (tak, tak – Adaś wieszał na suszarce swoje skarpetki, może nie idealnie, ale nie gorzej niż zrobiłby to dorosły mężczyzna;). Następnie ugotowaliśmy wspólnie zupę. Adaś podawał mi warzywa, a przy okazji nauczył się co to seler i pietruszka. Nie wiem, czy jeszcze pamięta, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze, że w takich chwilach po prostu się dogadujemy.
Wracając do ciasta to Adaś odmierzał składniki i wsypywał je do miski. Trochę się tylko zasmucił, jak zobaczył, że ugniatając ciasto mam w nim całe ręce. Nie mógł zrozumieć, że tak ma być. Przecież ciasto jest lepkie, nieprzyjemne w dotyku. Szczerze mówiąc miałam lekkie obawy o efekty naszego wspólnego pieczenia. Okazało się, że ciasto jest nie tylko jadalne, ale i całkiem dobre.
Zaraz później pojechaliśmy do warsztatu samochodowego zmienić opony na zimowe. Nie zabierałabym tam Adasia, gdyby nie było takiej konieczności. Jednak skoro już jechaliśmy do miasta, a wieczorem znów mieliśmy być w mieście…Nie spodziewaliśmy się, ale właśnie to było dla Adasia prawdziwe wydarzenie. Był dziadek Adasia ze swoim samochodem i wujek ze swoim. Najpierw Adaś bezbłędnie rozpoznał na parkingu samochód dziadka (swoją drogą on kiedyś rozpoznał samochód dziadka nawet na reklamie w starej gazecie!) Potem patrzył jak samochody po kolei wjeżdżają na stanowiska. Komentował, że samochód nie ma koła, liczył koła. Przez godzinę, bo tyle to w sumie trwało, patrzył jak urzeczony.

Zdjęcie wykonane przez Adasia.
Wczoraj tradycyjny niedzielny spacer po parku. Adaś odkrył, że liście spadają z drzew. Znów – przypatrywał się im jak urzeczony. Niestety pogoda już typowo jesienna, deszczowa. Za to kolory w parku przepiękne. Babcia wzięła trochę suchego chleba dla kaczuszek i wytłumaczyła Adasiowi, że będą karmić kaczki. Adaś na początku nie zrozumiał, ale potem jakoś poszło.

 
Niestety, chyba każdą zmianę Adaś musi odreagować. Przez ostatnie cztery dni było trochę inaczej, bo tata był w domu przez cały dzień. Dużo się działo. Dzisiaj od rana się zaczęło. Moje zmęczenie i Adasia zły humor nałożyły się na siebie i było bardzo ciężko. Drogi na zajęcia z panią psycholog wolę nie wspominać. Po wyjściu z gabinetu Adaś zrobił rozróbę w poczekalni, wysypał kredki i mogłam sobie mówić żeby sprzątnął. Potem standardowo poleciał do drzwi z zamiarem lizania szyby, a ja za nim żeby go powstrzymać. Droga powrotna była jeszcze gorsza. Autobus pełen studentów, krzyczący Adaś. Jak studenci wysiedli to następny przystanek koło liceum i akurat pora, kiedy wielu uczniów kończyło lekcje. W duchu myślałam, żeby tylko nie trzeba było wysiadać po drodze. Wizyta w banku – miałam ochotę zapaść się pod ziemię. W sumie Adaś nie zrobił nic takiego. Biegał i krzyczał po swojemu. Wyrywał długopis. A ja przy tym czułam, że po prostu nie daję rady, nie radzę sobie z zachowaniem dziecka, jestem nieudolną i do tego potwornie zmęczoną mamą, na którą właśnie gapi się cała kolejka klientów banku i myśli sobie, że mam niewychowane dziecko.