poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Adasia myśli wybrane

Adaś jest już w nieco lepszym nastroju.
Wieczorny i poranny rytuał mamy opracowany obrazkowo. Czasami to działa. Przynajmniej - jeśli cokolwiek ma działać, to są to obrazki. A jeśli obrazki nie działają, to najczęściej jest to sytuacja, w której niewiele da się pomóc.
Dziś byliśmy nawet na basenie. Było super! Adaś chciał pojechać. Na miejscu prawie pusto (ufff, nie lubimy tłumów - bo i hałas większy i ryzyko, że ktoś przypadkiem dotknie, potrąci). Tylko Adaś taki, jak to on, poważny. Znów dostrzegamy tę rzucającą się w oczy różnicę - Adaś prawie się nie śmieje, tak mało w nim spontaniczności, a tak dużo niewspółmiernych do wieku ostrożności i dystansu. Nawet, kiedy się bawi, mam wrażenie, że waży każdy krok i do każdej czynności podchodzi, jakby to było zadanie do wykonania.

Ostatnio Adaś coraz częściej posługuje się cytatami z książek.
Kiedy zaczął mówić, byłam pełna obaw, czy nie za często powtarza te same zwroty, czy na pewno używa słów do komunikowania się. Z czasem niepokój ustępował. Widzieliśmy, że Adaś się z nami komunikuje. Byliśmy też zapewniani przez terapeutów, że mowa idzie w dobrą stronę. Może najwyżej Adaś używał bardziej wyszukanego słownictwa, niż można by się spodziewać po 2,5-latku.
Teraz, kiedy ogólnie jest gorzej, częściej pojawiają się zwroty, które nic nie znaczą. Powtarzane wielokrotnie, jakby zupełnie bez celu.
Nie tak dawno temu Adaś zaczynał dzień od usadowienia się na kanapie i stwierdzenia:
-Stary, wiesz, byłem kiedyś za granicą...
Po czym dalej recytował książeczkę o Zygzaku, włącznie z dosłownym przytoczeniem wszystkich dialogów.
Zamiłowanie do cytowania książek sprawiło, że pewnego razu miałam ochotę opuścić sklep w trybie przyspieszonym. Otóż - Adaś recytował właśnie książeczkę o traktorze Olku. Nie wiem, czy cytat był starannie wybrany do sytuacji, czy nie, ale...W sklepie tłoczno, z wózkiem ciężko było przejechać. Jedna pani właśnie przykucnęła między regałami, szukając czegoś na najniższej półce. Zatrzymałam się więc, a Adaś tuż za jej plecami wykrzyknął "dalej, prędzej, szybciej trochę! - popędzają go klaksony"...

Ile razy dziennie można usłyszeć "czy będzie na później?"  Pytanie retoryczne - można bardzo wiele razy. Pięć razy na godzinę, w porach posiłków nawet pięć razy na minutę. Nie wiem, czy Adaś ma jakiś cel w zadawaniu tego pytania. Nie wiem, czy problem tkwi w sensie samego pytania...czy raczej w jego bezsensie. Mówiąc skrótowo - nie mam pojęcia, czy to pytanie wyraża jakiś lęk Adasia, czy też sam dobór słów nie ma tu najmniejszego znaczenia i równie dobrze Adaś mógłby powtarzać jakiekolwiek inne zdanie.

Bo ja po prostu lubię książki.
A najbardziej tą do nauki jazdy - mama pokazała mi w niej prawdziwego TIRa :)

Miałam napisać w innym tonie, ale jakoś tak wyszło, że znów mnie naszło na pisanie o problemach. Pewnie dlatego, że mi to wszystko w głowie siedzi nawet wówczas, gdy mamy za sobą naprawdę udany dzień. Cóż - ogólnie Adaś to super chłopczyk, tylko ostatnio coś mu bardzo przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Jestem jednak przekonana, że niedługo będzie, jak było. Czyli lepiej.

sobota, 27 kwietnia 2013

Trudny dzień

Dziś napiszę krótko. Trudny dzień za nami. Adaś poranek zaczął od krzyku i tak już było do wieczora. Szczerze mówiąc, dawno nie było tak źle w tym względzie, choć od dłuższego czasu właściwie z dnia na dzień jest coraz gorzej.
Rano krzyk, bo na talerzu znalazła się kanapka w kształcie słoneczka. Doszliśmy do wniosku, że wszystkie rady dotyczące uatrakcyjniania posiłków dla dzieci nie działają w przypadku dzieci autystycznych. Te muszą mieć każdego dnia względnie to samo na talerzu, a już absolutnie niedopuszczalne jest, żeby kanapka nie wyglądała jak kanapka. Zresztą, warto dodać, że talerz też musi być taki sam. Adaś na przykład je kaszkę tylko z niebieskiej miseczki a zupę z pomarańczowej.
W ogóle sprawa posiłków jest ostatnio problematyczna. Nie w tym rzecz, że Adaś je za mało, tylko właśnie - zupy przestał jadać. Cóż, może to ten wybitny talent kulinarny mamy i Adaś właśnie dorósł na tyle, żeby się na nim poznać? W każdym razie całodzienny jadłospis nam się trochę posypał.
Pamiętam, jak jedna psycholog mówiła nam, że dzieci z takimi problemami, jak Adaś, nawet gdy są już w wieku szkolnym, często nie potrafią powiedzieć, że chce im się jeść. Zamiast tego wpadają w złość. Wtedy Adaś był jeszcze mały. Teraz przekonujemy się, jak to wygląda w praktyce. Nie, nie chodzi o to, że małe dziecko jest marudne, jak jest głodne. Parę dni temu Adaś zrobił w porze obiadowej porządną awanturę, zanim się domyśliłam, o co chodzi. Obiad jedliśmy w atmosferze dalszych wrzasków i krzyków.
Wracając do dnia dzisiejszego pojechaliśmy na zajęcia do biblioteki i pierwszy raz musieliśmy się ewakuować szybciej. Przyznaję, że może dzisiejsze zajęcia były nieco mniej porywające niż zazwyczaj, ale podejrzewam, że nawet jakby były ciekawsze skończyłoby się tym samym. Adaś po prostu nie chciał tam być. Nie mówił, że nie chce jechać. Nawet w miarę spokojnie się ubrał. Pojechaliśmy. Tylko na miejscu za nic nie chciał podejść do dzieci, uciekał, zatykał uszy. W końcu posiedzieliśmy parę minut w kąciku z książkami. Adaś wynalazł kolejny raz swoje wypożyczane-już-nie-wiem-ile-razy książeczki, co go na chwilę uspokoiło. Ale niedługo i tak trzeba było wracać.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Weekend

Taki wpis, właściwie o niczym. Tydzień temu w weekend byliśmy w parku szukać wiosny, a teraz praktycznie mamy lato. W pośpiechu wyszukałam Adasiowi krótkie spodenki (niemal wszystkie z zeszłego roku są jeszcze dobre i to nie jest powód do radości) i koszulki (ufff - na szczęście z kilku wyrósł). Swoją drogą czapka z tygryskiem też jednak nie jest za mała, jak widać.

Szukanie wiosny. Z tej okazji mały piknik:)

A tu już lato.

Jeśli chodzi o Adasia to znów nas dopadła obniżka formy. Kiedy jesteśmy w domu, nie jest najgorzej, chociaż i tu Adaś częściej się wyłącza, kładzie się na podłodze, bawią go wirujące rzeczy. Nie ucieszył się nawet z wizyty babci i wujka.
Natomiast znów największy problem jest z wyjściem poza dom. W piątek Adaś nie chciał iść na dogoterapię, którą jak dotąd bardzo lubił. Nie chciał - dopóki byliśmy w domu. Potem był mały problem, żeby wszedł sam do sali. W sobotę nie chciał jechać z tatą, żeby przyglądać się zmianie opon w samochodzie. Pamiętam, jak pół roku temu był tym zachwycony.
Tak więc sobotę przesiedzieliśmy w domu, choć pogoda akurat była średnia i nie było czego żałować. Wczoraj Adaś na chwilkę dał się wyciągnąć na dwór. Najważniejsze, żeby w pobliżu nie było kolegów z sąsiedztwa...
Znów nie mam pojęcia, co się stało, że jest gorzej. Zresztą - ostatnio było gorzej jakieś dwa tygodnie temu i powoli dociera do mnie, że tak naprawdę to od lutego zachowanie Adasia uległo dużej zmianie na gorsze. Mamy najwyżej chwilowe odbicia ku lepszemu.
Tak w tych domysłach - czwartkowa wizyta w przedszkolu? Ale tam Adaś wydawał się zadowolony, w żaden sposób nie zdradzał, że coś mu się dzieje. Sam chciał zostać dłużej.
Albo odwiedziny kolegi z sąsiedztwa. Widziałam, jak bardzo to Adasiowi nie odpowiada. Najpierw nie chciał się dzielić zabawkami (to akurat zupełnie normalne), a po chwili rzucił wszystkie zabawki, powiedział koledze, że może się bawić jego (ulubioną) wywrotką i traktorkiem i uciekł. Po prostu uciekł do pokoju, w najdalszy kąt. Tak jakby chciał powiedzieć "weź już moje zabawki, tylko daj mi spokój".

Wczoraj byliśmy w kościele (a raczej pod kościołem, żeby ująć to bardziej dosłownie). Podczas drugiego czytania Adaś powtórzył z pamięci melodię śpiewanego przed chwilą psalmu. Nawet niektóre słowa całkiem dobrze naśladował. Ma chłopak talent! ;)
Potem podeszła do niego dziewczynka, może w jego wieku, może trochę starsza, i podała mu rękę na powitanie. Co Adaś na to? Adaś popatrzył, przeanalizował sytuację i stwierdził:
-To jest prawa ręka.

piątek, 19 kwietnia 2013

Zwiedzamy przedszkole

Postanowione już dawno. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem od września Adaś pójdzie do przedszkola.
Wbrew pozorom tym razem nie będzie tak do końca serio o planach przedszkolnych, choć te są jak najbardziej na poważnie.
Pojechaliśmy wczoraj we trójkę zwiedzać przedszkole, do którego mamy zamiar zapisać Adasia. Minęłabym się z prawdą mówiąc, że Adaś był w tym miejscu po raz pierwszy, bo chodził już tam do żłobka. Zapewne jednak tych czasów nie pamięta, tym bardziej, że był tam "aż" trzy dni.
Rozmowę Adaś próbował przekrzyczeć, dostał więc do zabawy klocki. To już mu się zdecydowanie bardziej podobało. Ułożył piękną wieżę używając tylko niebieskich klocków i zaczął domagać się uwagi dopiero, kiedy niebieskie klocki się skończyły.
Najlepsze jednak było zwiedzanie placu zabaw. Mieliśmy już iść do domu, ale Adaś bardzo chciał zostać.
Po chwili przyszedł tata Adasia i oznajmił, że synek właśnie zaliczył podryw "no wiesz...jak z tego znanego kabaretu, co chłopak zaprosił dziewczynę do muzeum sztuki w Pcimiu Dolnym..."
Adaś bawił się sam w piaskownicy. Podeszła dziewczynka i bawiła się obok, też sama. Po jakimś czasie Adaś ją zauważył:
-Ja chciałem by zapytać, jak ty się nazywasz.
Na uwagę zasługuje fakt, że od jakiegoś czasu Adasiowi zdarza się mówić o sobie w pierwszej, a nie w trzeciej osobie.
Dziewczynka zupełnie zignorowała Adasia, więc i on ją zignorował i wrócił do swojej zabawy.
-Adasiu, chcesz wiedzieć, jak dziewczynka ma na imię? - zapytał tata Adasia.
Adaś potwierdził.
-To zapytaj "jak masz na imię?"
Adaś automatycznie powtórzył:
-Jak masz na imię?
Tym razem dziewczynka odpowiedziała. Po czym dodała zwracając się do taty Adasia:
-A on, jak ma na imię?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Nowe buty

Adaś nadal funkcjonuje średnio jeśli chodzi o wychodzenie na dwór. Jest może nieco lepiej niż było.
Tymczasem wiosna przyszła i uświadomiłam sobie, że koniecznie trzeba Adasiowi kupić lżejsze buty. Nie żebym wcześniej o tym nie myślała, ale niechęć Adasia do wychodzenia z domu już trochę trwa, ponad trzy tygodnie jeśli dobrze pamiętam. Odkładaliśmy więc wyprawę do sklepu na "lepszy moment".
"Lepszy moment" nie nadszedł, za to potrzeba stała się dość pilna. Bardzo się obawiałam, jak to będzie. 
Odpowiednio wcześniej opowiedziałam Adasiowi, że pojedziemy do sklepu po buty. Adaś dostał do ręki dwa małe papierowe buciki wycięte z reklamówki - dwa różne modele, w dwóch różnych kolorach, brązowym i niebieskim. Było bardzo prawdopodobne, że tak będą wyglądały buty, które kupimy. Obawiałam się tylko, czy Adaś zrozumiał moje powtórzone parę razy tłumaczenie, że idziemy kupić buty takie albo bardzo podobne; czy nie będzie awantury, jeśli w sklepie identycznych butów nie będzie, albo jeśli nie będą pasowały.
W piątek rano była histeria przy wychodzeniu do pani logopedy. Nawet jak na możliwości Adasia - czegoś takiego nie przewidziałam. Spóźniliśmy się tak, że nie warto było nawet zaczynać zajęć.
Wyprawę po buty chciałam również odpuścić, bo to raczej nie wróżyło sukcesu. Ale jak popatrzyłam na Adasia, który nadal ściskał w każdej rączce po papierowym buciku i powtarzał do znudzenia to, co mu wcześniej opowiadałam:
-Pójdziemy do sklepu...i Adaś założy buty...I mama zapyta Adasia: Adasiu, który bucik - czy ten czy ten...i Adaś powie ten...i pani zrobi biiip...
...pomyślałam, że musimy, po prostu musimy pojechać po te buty. Miałam wrażenie, że Adaś byłby rozczarowany, gdyby było inaczej.
Wbrew temu, czego się spodziewałam, kupno butów poszło sprawnie i bezproblemowo. Adaś wyglądał na całkiem zadowolonego. Nie przymierzył przy tym żadnych różowych lakierek ;)
Problem pojawił się następnego dnia. Jak zwykle czegoś nie przewidziałam.
Powiedziałam Adasiowi wszystko o kupowaniu butów, ale nie powiedziałam, że buty kupuje się po to, żeby je nosić...

czwartek, 11 kwietnia 2013

Znów się Adaś wycofał

Wiosna przyszła, a my siedzimy w domu.
Nie dlatego, że nie możemy wyjść na dwór, tylko dlatego, że Adaś nie chce wychodzić z domu. Po niedzielnym spacerze, na który się jednak wybraliśmy, uznałam, że przekonywanie go nie ma sensu. On naprawdę bardzo nie chce. Nie wiem tylko, co go tak boli, kiedy jesteśmy poza domem.
Z Adasiem można przeprowadzić już rozmowę niemal na każdy temat, potrafi prawie wszystko opowiedzieć. Niestety nie potrafi powiedzieć, kiedy jest głodny, albo kiedy chce mu się pić. Tak samo nie potrafi powiedzieć, co mu tak bardzo przeszkadza, gdy idziemy na spacer. Czy hałas, czy obecność innych ludzi, czy błoto pod nogami? Zresztą - za dużo wymagam. Przecież nawet dorosły nieraz nie potrafi wyrazić słowami, co jest nie tak, choć wyraźnie coś jest nie tak. 
W niedzielę wybraliśmy się na spacer do parku. Adaś cały czas siedział w wózku z kamienną miną zupełnie nie pasującą do tak małego dziecka. Pozwolił wyjąć się z wózka tylko kiedy przechodziliśmy przez mostek. Chyba nawet mu się spodobało obserwowanie kaczuszek, wrzucanie listków do wody. Przez dłuższy czas biegał po mostku w jedną i w drugą stronę. Kiedy mieliśmy ruszyć w dalszą drogę, Adaś stanął w miejscu. Nie chciał przejść ścieżką ani jednego kroku. Strach, panika, krzyk. Kazał znów włożyć się do wózka i dopiero wtedy się uspokoił. Gdy wracaliśmy, tata zapytał go czy wszystko dobrze. Zawsze Adaś na takie pytanie odpowiadał "dooobzie". Choć czasami mieliśmy wrażenie, że cokolwiek by nie było, to i tak odpowiedź będzie właśnie taka, tym razem Adaś odpowiedział z zupełnie obojętną miną "nie wiem".
Wróciliśmy do domu. Adaś przespał całe popołudnie. Wstał jakiś inny, nieobecny. Zaczęło się układanie w rządki wszystkiego, co tylko się da. Bawiliśmy się dżdżownicami z plasteliny - Adaś wszystkie poukładał w rządek. Z samochodzikami - to samo. Próbowałam zachęcić go do pokolorowania kolorowanki. Znów - zamiast rysować ustawił kredki w rządek.
Poniedziałkowy wyjazd na terapię dał nam mocno w kość. Do tego wszystkiego zapomniałam wypakować wózka z samochodu, więc wózek pojechał z tatą Adasia do pracy. Ruszenie się z domu dalej niż do końca ulicy i z powrotem bez wózka mnie przerasta. Adaś przejdzie parę kroków i stoi, ociąga się, płacze, krzyczy, wspina się po mnie, wiesza mi na ręce i robi dosłownie wszystko, żeby nie iść dalej. W drodze powrotnej, kiedy już mieliśmy wysiadać z autobusu, Adaś zaczął krzyczeć, że nie chce. Musiałam go na siłę wynieść. Nigdy wcześniej się coś takiego nie zdarzyło. Potem obserwowaliśmy na pobliskiej budowie wyładunek styropianu z ciężarówki. Adasiowi się podobało, stał i patrzył jak z wielkich paczek styropianu rośnie coraz wyższa ściana. Do czasu, aż panowie zaczęli "burzyć" powstałą konstrukcję, przenosząc kolejne jej elementy w inne miejsce...
Niestety, teraz świat Adasia znów musi być idealnie poukładany.
 
Wczoraj odebraliśmy wynik eeg - prawidłowy. Kamień z serca mi spadł, tym bardziej, że teraz patrząc na Adasia nabierałam coraz większych wątpliwości.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Adaś buduje wieżę

Dziś krótka fototrelacja. Trochę się pochwalimy. Adaś zbudował samodzielnie wieżę. Jestem z niego taka dumna! Co prawda potrafił budować z klocków już wcześniej, ale tym razem mnie zaskoczył.
Po pierwsze - to że umiejętność jest od dawna opanowana, wcale nie oznaczało, że Adaś ją wykorzystywał. Zwykle wybierał bierność i ciągnął mnie za rękę, żebym to ja coś zbudowała. Po drugie - sposób. Patrząc na proces budowy do samego końca nie wiedziałam, co synek kombinuje. Poradził sobie świetnie, wykorzystując sposób, który podpatrzył ode mnie jakiś miesiąc wcześniej! Sam nigdy tego nie powtarzał, nigdy nie budował tak wieży, zresztą mało kiedy cokolwiek budował, a widział jak ja zbudowałam taką wieżę, w taki sposób tylko jeden raz.

Będzie stała...
...czy nie będzie?
Coś nie bardzo ta wieża, zdecydowanie nie trzyma pionu!
Mam sposób!
A mama myśli czemu to synek zaczął budować wieżę w poziomie;)
Udało się!
Powstała autorska wieża z podpórką, dzięki krórej idealnie trzymała pion :)


niedziela, 7 kwietnia 2013

Trochę techniki się czasem przydaje

Zawsze byłam ostrożna, jeśli chodzi o wczesne oswajanie dziecka z komputerem, ale wczoraj youtube nas uratował.
Postanowiliśmy zrobić na obiad pierogi. Trochę dlatego, że pierwsze, co zobaczyłam rano to była książka kucharska z przepisami na pierogi i kluski, którą Adaś natarczywie wciskał mi do ręki ("mama, to czytać!") Pomyślałam więc, że pierogi to całkiem dobry pomysł, tym bardziej, że możemy je zrobić wspólnie.
Opowiedziałam Adasiowi wszystko po kolei - przygotujemy ciasto z mąki, rozwałkujemy je, potem wytniemy kółeczka a na koniec będziemy lepić pierogi.
Jednego nie przewidziałam. W chwili, kiedy  poprosiłam Adasia o wysypanie mąki na stolnicę, zaczął się histeryczny płacz. Nie wiedziałam, z jakiego powodu. Dopiero po jakimś czasie się domyśliłam. Dotychczas robiliśmy ciasto na naleśniki i ciasto na szarlotkę - zawsze wsypując mąkę do miski a nie na stół. Było inaczej niż zwykle. Nie podejrzewałabym, że tak drobna różnica może mieć znaczenie, a jednak...
Typowa sytuacja kryzysowa. Nie zaczęliśmy jeszcze robić obiadu a Adaś stał przed kubkiem z mąką zanosząc się płaczem. Nie działały tłumaczenia, zachęty czy próby odwrócenia uwagi. Pomyślałam, że koniecznie na przyszłość muszę przygotować obrazki z kolejnymi etapami przygotowywania różnych ciast. Tym razem ich jednak nie miałam i nie bardzo wiedziałam, jak sobie poradzić.
Tata Adasia wpadł na świetny pomysł. Włączył Adasiowi na komputerze filmik pokazujący przygotowanie pierogów. Udało się! Adaś obejrzał z dziesięć razy krótki kulinarny instrutaż a ja w tym czasie zagniotłam ciasto. Potem już zupełnie spokojny przyszedł wałkować ciasto i wykrawać z niego kółka.
Dziś rano w odpowiedzi na pytanie czy już wstajemy usłyszałam "Adaś chciał oglądać panią, co robiła ciasto na pierogi".

Dzisiaj też komputer nam się przydał, choć sukces był tym razem połowiczny. Znów mama czegoś nie przewidziała.
Ostatnio Adaś w ogóle nie chce wychodzić z domu. Słońce świeciło za oknem, więc pomyśleliśmy, że można się wybrać do parku szukać wiosny. Adaś nie chciał. Spróbowałam zachęcić go, pokazując parę zdjęć z ostatniej wyprawy do parku. Zadziałało...prawie. Adaś już chciał jechać do parku, ale koniecznie w brązowej kurtce i czapce z tygryskiem, które miał na oglądanych zdjęciach, a z których już wyrósł...

czwartek, 4 kwietnia 2013

O Świętach Wielkanocnych

W tym roku pogoda chyba wszystkich zaskoczyła. Rok temu w Wielkanoc było po prostu zimno, ale Świąt Wielkanocnych z taką ilością śniegu sobie nie przypominam.
Skoro za oknem było zimno i mokro, w budowaniu świątecznego nastroju pomogło nam przygotowywanie świątecznych ozdób. Adaś dostał książeczkę z ozdobami wielkanocnymi do złożenia. Wcześniej przygotowaliśmy jajka z masy solnej. Mieliśmy je pomalować, ale Adaś zdecydował, że jedno ozdobi kredkami. Wyszło bardzo oryginalnie. Pisanki w papierowym koszyczku stanęły na stole. Na ścianie zawisły namalowane kolorowe jajka. Był jeszcze nasz biblioteczny baranek z masy solnej.




















Niestety na przygotowywanie pisanek, które później znalazły się w koszyczku do święconki, Adaś mógł tylko popatrzyć. Co roku gotuję jajka w łuskach cebuli i potem skrobię na nich wzory. Synek przyglądał się temu z wielkim zainteresowaniem i bardzo się zmartwił, kiedy jedno jajko lekko pękło. Musiałam szybko wymyślić temat zastępczy bo widziałam, że zaraz będzie płacz.
W Wielką Sobotę pogoda była jeszcze całkiem przyjemna (biorąc pod uwagę to, co się działo w następnych dniach, wręcz świetna).
Tata Adasia wrócił z porannych zakupów. Powiedział, że spotkał sąsiadów. Pytał, kiedy idą poświęcić koszyczek, a oni na to - że ktoś z rodziny poświęci, więc się nie wybierają..."Hm...w sumie dla dziecka święcenie koszyczka to chyba frajda." Cóż - nie widział, co się w domu działo chwilę wcześniej, kiedy powiedziałam Adasiowi, że pójdziemy do kościoła z przygotowanym właśnie koszyczkiem. Delikatnie mówiąc nie był zachwycony pomysłem (choć temat był już wcześniej wielokrotnie omawiany w szczegółach).
Udało się, Adaś dał się przekonać. Chyba mu się nawet podobało. W drodze powrotnej utrwalaliśmy wydarzenia:
-Adasiu, co wzięliśmy z domu? A co było w koszyczku?
Adaś pięknie opowiadał aż doszło do pytania:
-I co wtedy zrobił ksiądz?
-Utaplał.
???...1 - co??? 2 - skąd moje dziecko zna takie słowa??? Dopiero później skojarzyłam, że na pewno kiedyś zabroniłam Adasiowi taplania się w błocie.
Adaś po chwili objaśnił:
-Umoczył.
A, umoczył! Z tego, co pamiętałam ksiądz święcił tak obficie, że ministrant był rzeczywiście nieco mokry.
-Co takiego pomoczył?
Na co Adaś nieco zirytowany, z miną "jak to mamo, nie rozumiesz?":
-Umoczył jajka!
Jasne!   
Popołudniu Adaś piekł jabłecznik. W końcu ma już wprawę, więc tym razem poszło naprawdę rewelacyjnie.


 W Niedzielę Wielkanocną Adaś wstał, podszedł do magnetofonu i jeszcze zanim odsłoniliśmy okna i zobaczyliśmy padający śnieg, włączył płytę z kolędami.
Atmosfera więc była jak najbardziej świąteczna, tylko tak jakby to nie te święta.
A w Poniedziałek Wielkanocny wybraliśmy się na sanki.

 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Światowy Dzień Wiedzy na Temat Autyzmu

Dzisiaj jest Światowy Dzień Wiedzy na Temat Autyzmu.


Nie opiszę, czym jest autyzm. Sama wiem mało i mam tego świadomość. Mogę najwyżej opisać włąsne doświadczenia.
W zeszłym tygodniu był emitowany film o życiu rodzin dzieci z autyzmem. Obejrzeliśmy. Różne refleksje, ale znów - był to film o osobach z głębokim autyzmem. Taki stereotyp miałam w głowie, zanim problem zaczął dotyczyć mojego dziecka: dziecko autystyczne nie mówi, nie ma z nim kontaktu, kiwa się odwrócone do ściany. Teraz wiem, że autyzm ma różne oblicza.
Podczas diagnozowania Adasia usłyszałam, że z jednej strony zaburzenia ze spektrum autyzmu występują coraz częściej. Statystyki mówią nawet o 1 na 88 dzieci. Z drugiej strony - dzięki wczesnemu rozpoznawaniu i odpowiedniej terapii osoby, które kiedyś żyłyby zupełnie zamknięte w swoim świecie, dziś mają większe szanse na w miarę normalne funkcjonowanie.
Nie wiem, na ile autyzm nas dotyczy. Adaś nie ma postawionej diagnozy.
Rok temu funkcjonował znacznie gorzej niż obecnie.
Pierwszy niepokój? Dopiero z obecnej perspektywy składam pewne fakty w całość. Adaś urodzony jako wcześniak od początku rozwijał się nieco wolniej niż inne dzieci. Byliśmy uspokajani, że ma czas, nadgoni. Chodziliśmy na rehabilitację. Pani z recepcji zawsze mówiła, że Adaś jest "taki poważny". Zawsze też mieliśmy problemy ze spaniem.
Potem szczepienie mmr. Następnego dnia Adaś zaczął się zawieszać - patrzył gdzieś w przestrzeń, nie reagował na żadne bodźce i po chwili jakby wracał. Nie uwierzyłabym w taką historię, gdybym sama tego nie widziała. Po trzech dniach trafił do szpitala z biegunką. Jakkolwiek to zabrzmi odetchnęliśmy z ulgą, że to "tylko" rotawirus. 
Kiedy Adaś miał 1,5 roku nauczył się chodzić. Powiedział pierwsze świadome "mama". Ale...Chodził machając rączkami przed twarzą. Na spacerach mruczał bądź krzyczał powtarzając niezrozumiałe ciągi sylabowe i kręcąc przy tym głową. Zatykał uszy, albo bił się po nich. Tak reagował na szumy.
Chodziliśmy na zajęcia dla maluchów. Specjalnie zapisałam Adasia do grupy wiekowo młodszej. Niestety - nawet w takiej sobie nie radził. Był zupełnie obojętny na proponowane zabawy. Zawsze szedł do półki z samochodzikami. Pani prowadząca te zajęcia zasugerowała, żeby sprawdzić dziecku słuch. Czerwona lampka się zapaliła, bo czułam, że Adaś ma dobry słuch. Wręcz świetny. Słyszał samochód przejeżdżający dwie ulice dalej.
Przy wizytach kontrolnych mówiłam pediatrze o problemach Adasia ze spaniem. "No cóż, dzieci są różne..." Pytałam też o kręcenie głową. Kazała dziecku przepłukać uszy.
Zadzwoniłam do poradni psychologiczno-pedagogicznej, nie do końca wierząc zapewnieniom, że moje dziecko rozwija się świetnie. Termin - za trzy miesiące.
W tym czasie poszliśmy prywatnie do ośrodka zajmującego się dziećmi z autyzmem na wstępną konsultację. Adaś miał wtedy 20 miesięcy. Po godzinnej obserwacji dziecka usłyszeliśmy, że na tamtą chwilę trudno stwierdzić zaburzenia ze spektrum autyzmu. Problemy mogą wynikać z dużych zaburzeń w zakresie integracji sensorycznej oraz około rocznego opóźnienia w rozwoju. Mieliśmy przyjść za pół roku na diagnozę funkcjonalną.
Szczerze powiem, że widziałam to odwrotnie - widziałam, że Adaś idzie do przodu, rozwija się (roczne opóźnienie w rozwoju było dla mnie szokiem, choć taka była prawda), tylko ten jego rozwój idzie w innym kierunku niż powinien. Idzie w kierunku "swojego świata".
Niewiele później byłam z Adasiem w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Spodziewałam się zupełnie innego podejścia. Tymczasem panie z poradni podeszły do sprawy bardzo profesjonalnie. Szczegółowo  wypytały, co mnie niepokoi. Zrobiły Adasiowi test (Dziecięca Skala Rozwojowa). Ku mojemu zdziwieniu Adaś zechciał jako tako współpracować, a co więcej - radził sobie z zadaniami, których wykonania bym się po nim nie spodziewała. Byłam przekonana, że zostanę uznana za przewrażliwioną matkę. Niestety. Panie nie powiedziały, że moje dziecko rozwija się świetnie. Powiedziały, że bardzo dobrze, że przyszłam. Adaś w testach wypadł "znacznie poniżej oczekiwań". Zwróciły moją uwagę na coś, czego sama nie dostrzegałam - że Adaś nawet pokazując obrazek w książeczce nie patrzy ani na osobę pytającą ani na sam obrazek. Po raz pierwszy usłyszałam o całościowych zaburzeniach rozwoju. Adaś jest jeszcze malutki, trudno powiedzieć, z którą stronę pójdzie jego rozwój, ale terapię powinien mieć jak najszybciej. Zostałam dokładnie pokierowana, gdzie pójść. Miałam ogromne szczęście, że w naszej rejonowej poradni pracują osoby z powołaniem.

Kilka obrazków z życia.
Spacer w czasach, kiedy Adaś funkcjonował kiepsko. Próba pójścia inną drogą skończyła się histerią. Adaś siedział na środku drogi i krzyczał. Droga polna, mało uczęszczana. Kiedy nadjeżdżał samochód brałam krzyczącego i kopiącego Adasia na ręce, przenosiłam na pobocze. Potem wracał. Przechodziły sąsiadki z dziećmi w wózku "o, chyba Adaś ma już dość spaceru". Wiecie, on w przeciwieństwie do większości dzieci w ogóle nie lubi wychodzić z domu...
W sklepie. Adaś zaciął się na "pani biiip", co oznaczało, że pani kasjerka skasuje towar. Mógł to powtarzać w nieskończoność. Spojrzenie pana, który stał przed nami w kolejce. Bo wie pan, jemu się wcale nie spieszy. On już tak ma...
Jedziemy autobusem z koleżanką. Adaś jak zwykle powtarza swoje "mamm-mamm-mamm". Znak zapytania w oczach koleżanki. "Czemu on tak?" Tłumaczę, że ma nadwrażliwość słuchową, zagłusza nieprzyjemne dla niego dźwięki.  "Może chociaż mógłby brum-brum-brum?" Nie mógłby. Po chwili słyszę "No, może faktycznie on ma jakąś tam nadwrażliwość"...