poniedziałek, 19 stycznia 2015

Wyjazd do Opola - z zupełnie niemerytorycznej strony ;)

W piątek przypadał nasz comiesięczny wyjazd do Opola. 
To kolejna rzecz pomijana na blogu. Może kiedyś, bardziej mimochodem, napisałam na ten temat parę słów. W każdym razie od października jeździmy do Prodeste regularnie, co miesiąc. W jakimś stopniu stało się to elementem naszej szerzej pojętej codzienności. Tak zwyczajnym, jak cotygodniowe terapie w Promyku Słońca, choć wymagającym nieco więcej zachodu.

Więc w ubiegły piątek znów wyjazd do Opola. 
Adaś wstał w wyraźnie nie najlepszym nastroju. 
Całą drogę przez miasto (niemal 40 minut) był płacz i krzyk:
-Zawróć! Zawróć! Zawróć!
W pewnym momencie czułam, że mój małżonek jest bliski wyprowadzenia z równowagi.
Po wjeździe na autostradę (opcja "zawróć!" nie działa) Adaś zaczął krzyczeć bardziej ogólnie, żeby po chwili znaleźć nowy powód:
-Jestem głodny!
Teoretycznie nie powinien być głodny, ale każdy powód, żeby się zatrzymać, jest dobry. Zresztą, nie było wyjścia. Stanęliśmy na najbliższym, jednym z nielicznych na drodze z Wrocławia do Opola, parkingu. Adaś dostał kanapkę z masłem orzechowym. Może niezbyt zdrowa, ale wyraźnie poprawiła mu humor. 
Ubrać Adasia, rozebrać Adasia, bagażnik - torba z jedzeniem, picie dla Adasia, picie dla taty Adasia...i tym sposobem, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie gotowi do dalszej drogi, butelka z piciem znalazła się w moich rekach...i jakoś tak eksplodowała, ledwo jej dotknęłam...
Byłam więc cała mokra. Samochód też. 
(Mąż mi nie odpuści i kazał napisać, że to picie nie było wodą...;)
Jedziemy dalej. Nic się przecież nie stało, myślę sobie. Grunt to dojechać bezpiecznie.
Kiedy zobaczyłam, co Adaś wyprawia z tyłu ze swoją butelką z piciem, którą miał tylko trzymać w rękach, od razu poczułam, że będzie nieciekawie:
-Adasiu, uważaj, żebyś się nie oblał, tak jak ja.
Po tym stwierdzeniu na tylnej kanapie zapanowała cisza, a po chwili dało się słyszeć:
-Mamo...tato...a kiedy to wyschnie?
(@#$^&*^&*##*)
...
Najważniejsze, że humor się Adasiowi poprawił...
...i w razie czego mam dla niego ubrania na zmianę, nawet kilka kompletów.
Dla siebie ubrań na zmianę co prawda nie mam, ale na dworze jest +10 stopni, a nie -10, a przecież w styczniu mogłoby być i -10...
Rano zastanawiałam się, czy ubrać dżinsy w kolorze niebieskim, czy czarnym i wybrałam te ciemniejsze. Nie wiem, co mną kierowało, ale był to zdecydowanie dobry wybór.
Kiedy już dojechaliśmy do Opola, a ubrania i kurtka dawno wyschły, małżonek przyznał, że zniosłam tę sytuację z piciem ze stoickim spokojem i że on na moim miejscu chyba by nie był tak spokojny.
Zapytałam retorycznie, co by zrobił. 
Odpowiedział, że nie wie. 

Droga powrotna to już był niemal relaks. 
Mieliśmy jeszcze w planach odwiedzenie IKEI w celach obiadowych - raz, że stamtąd do domu mamy jeszcze spory kawałek do przejechania, a dwa, że potem było jeszcze coś do załatwienia na mieście.
Kiedy już prawie dojeżdżaliśmy, Adaś oznajmił dramatycznym tonem:
-Płocę się!
Nie byliśmy w stanie dociec, co sprawia Adasiowi taki dyskomfort, a Adaś powtarzał dalej, równie dramatycznie:
-Płocę się! Kiedy będzie ta IKEA, bo ja się płocę!...Ja się zapłocę w tych dwóch koszulkach!
Adaś w ten nieco zawoalowany sposób chciał nam powiedzieć, że jest mu za ciepło. 
Analogiczną regułę wymowy Adaś stosuje przy wyrazie "wosk", z którego wychodzi "włosk".

A na koniec parę zdjęć. Co prawda nie z Opola ;) 
Pusto było, jak nigdy! Adaś bawił się rewelacyjnie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz