poniedziałek, 9 lutego 2015

Stres...

Jutro meldujemy się z Adasiem na oddziale endokrynologii dziecięcej. Pojutrze Adaś ma mieć rezonans przysadki. Stres jest ogromny. Serce stawało nam w gardle już na samą myśl o tym badaniu, kiedy było ono jeszcze w kategorii "kiedyś, za pół roku". Tym bardziej teraz.
Wcześniej był etap sprawdzania, dowiadywania się, co i jak. Teraz chyba już wolę za dużo nie myśleć...
Ciąży mi trochę myśl, czy to jest na pewno konieczne, czy inaczej się nie da. Świadomość, że to my, rodzice, musimy ostatecznie podpisać zgodę na podanie dziecku znieczulenia. Konieczność zaufania lekarzom, bo przecież my nie wiemy...
Któregoś dnia, wśród licznych znaków zapytania na temat adasiowego zdrowia, tata Adasia stwierdził:
-Wiesz co? Jak tylko się Adaś urodził, powinniśmy zacząć studiować medycynę.
Trudno nie przyznać racji...Choć po przemyśleniu uznałam, że wręcz przeciwnie! Zwariowalibyśmy po prostu!

Do tego wszystkiego dołożył się nam jeszcze stres piątkowego popołudnia. Wracając z pracy dostałam informację, że tata jedzie z Adasiem na pogotowie, bo synek rozbił sobie głowę. Na szczęście głowa jednak nie była rozbita, bez szycia się obeszło, a na pamiątkę pozostała tylko wielka śliwka na środku czoła...i pytanie czy to znowu jeden z tych "dziwnych" upadków?
Adaś szedł z tatą na parking po zajęciach z integracji sensorycznej. Tata odwrócił się na sekundę, żeby otworzyć samochód. Jak się obejrzał, Adaś leżał na betonowej kostce. Jak zwykle żadnej asekuracji - poleciał prosto na głowę i nie pamięta co się stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz