sobota, 21 lutego 2015

Jeszcze o szpitalu

Ostatni pobyt w szpitalu był jednym z nielicznych, do których mogliśmy przygotować Adasia. Siebie zresztą też. Przede wszystkim psychicznie. 
W poprzedzający pobyt w szpitalu weekend wybraliśmy się do biblioteki. Poza wypożyczeniem kilku nowych książek, miałam zamiar przemycić jeszcze jakieś opowiadanie tematyczne. Jednak kiedy taka książka znalazła się w moich rękach, uznałam, że jej nie wypożyczymy. Zbyt dosłowne potraktowanie tematu, jak dla mnie. O ile cenię dosłowność w książkach o budowie, czy o mechanikach, to jednak tutaj mnie ona przerosła.
Więc wzięliśmy tylko zwykłe książeczki, takie dla zabicia nudy.
Nie wiem, na ile udało nam się dobrze Adasia przygotować na czekające go badanie. 
Sami mieliśmy dużo czasu, żeby się psychicznie nastawić i rozważyć wszystko, a pomimo to na dzień przed biłam się z myślami, czy na pewno dobrze robimy? Czy to konieczne? A może jednak...odwołać. Tak, miałam ochotę uciec. Nie pozwolić. Ze strachu.

Mam wrażenie, że cały ten pobyt w szpitalu Adaś zniósł bardzo dojrzale. Tak smutno-dojrzale, jak na niespełna 5-latka. Miał świadomość tego, co się będzie działo. Pytał, ile razy będą mu pobierać krew. Wiedział dokładnie, czego oczekuje od niego pani doktor podczas badania. 
Najbardziej przeżywał przejazd karetką z jednego szpitala do drugiego. 
Widząc, jaki Adaś jest przejęty, opowiedziałam mu bajkę o jego ulubionych autkach i karetce. W oczach synka widziałam takie zainteresowanie, jak mało kiedy. Nawiązaliśmy kontakt. Adaś sam dopytywał, co się później wydarzyło. Czasami to ja pytałam, a Adaś wymyślał dalszy ciąg historii.
Były znajome sklepy i znajome ulice. Były bajkowe autka i Adaś jadący na badanie. A potem był nasz dom i bajkowe autka pod naszym domem.
To wszystko przy stłumionym świetle szpitalnej sali. 
Naprawdę bajkowych autek nie było, ale może Adaś zachował je w wyobraźni? Może trochę było mu łatwiej?

W przeddzień badania, stojąc przy szpitalnym oknie, Adaś zapytał:
-Są ludzie którzy nigdy nie chorują, prawda?
Nie, nie ma. Ale ścisnęło mnie w gardle. 
Potem nad ranem, kiedy nie mogłam już spać, wśród różnych myśli, liczyłam pobyty Adasia w różnych szpitalach. Naliczyłam ich 14, nie licząc tego najdłuższego, zraz po urodzeniu. Dłuższe i krótsze. Część na diagnostykę, większość z innych przyczyn. Dotarło do mnie, że Adaś nie ma takiego do końca normalnego dzieciństwa. Bo to nie jest normalne.

6 komentarzy:

  1. NIe znajduję słów, by napisać Ci, co czuję teraz, po przeczytaniu Twojego wpisu...

    Trzymajcie się i...przytul Adasia od ciotki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie powinnam była tego wszystkiego pisać... Siedziało gdzieś głęboko w mojej głowie i znalazła się chwila - późny wieczór, cisza wkoło - i napisałam.
      A wczoraj Adaś biegał roześmiany z kolegą z sąsiedztwa. Bawiliśmy się. Tak normalnie.

      Usuń
  2. Kurka, jakie to niesprawiedliwe!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam czytanie poprzednich postów i widzę, że trudny czas za Wami....
    Szkoda, że w szpitalach wciąż zdarzają się takie bezduszne osoby.... Widać, sporo czasu musi upłynąć, nim to się zmieni, o ile w ogóle. Za to spacer alejkami parkowymi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudny, to prawda. Dużo nerwów. Zresztą pewnie wiesz, jak jest, Ignaś też niedawno miał rezonans, prawda?
      Niestety, nie mam najlepszego zdania o oddziale endokrynologicznym. W lipcu trafiliśmy tam na rewelacyjną lekarkę, prowadziła Adasia. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że już tam nie pracuje. W przypadku leczenia niskorosłości jesteśmy skazani na ten konkretny oddział i tych konkretnych lekarzy. Chyba, że Warszawa, Poznań.
      A parkowe spacery uwielbiamy :) Którejś jesieni bywaliśmy ram co tydzień, a latem urządzaliśmy wyprawy rowerowe.

      Usuń
  4. Sama radość :) poznaję je dobrze, bo sami czasem nimi przemykalismy :)
    Pozdrawiamy serdecznie!

    OdpowiedzUsuń