sobota, 11 maja 2013

Małe wielkie kroczki

Pomimo to, że ostatnio nie jest najlepiej, zdarzają się przebłyski. Adaś potrafi nas zaskoczyć. Zupełnie niespodziewanie opanowuje czynność, której byśmy się po nim nie spodziewali, albo która jeszcze niedawno była zupełnie poza zasięgiem. Robi to przy tym jakby mimochodem, jakby nagle po prostu umiał. Sprawia wrażenie kogoś, kto omija żmudny proces nauki.
Zapewne jest to złudzenie. Spodziewam się, że ten proces nauki musi być, tylko przebiega nieco inaczej, bardziej w głowie. Adaś nie siedział na przykład przy klockach próbując coś zbudować. Nie budował wcale. Wydawało się, że jest to zupełnie poza jego zasięgiem. Aż pewnego dnia po prostu podszedł i zbudował, tak sprawnie, jakby od zawsze to umiał.

Pewnego dnia Adaś przybiegł do mnie krzycząc:
-Mamo, mamo, coś pokombinować z tymi torami!
Ma taką małą kolejkę z wagonikami jeżdżącą po plastikowych torach. Tory składają się z sześciu elementów. Adaś połączył je ze sobą. Co prawda kolejka nie mogłaby po nich jeździć, ale byłam naprawdę pod wrażeniem, jak udało mu się wpaść na pomysł łączenia torów. Tym bardziej, że nikt mu tego nie pokazywał.
Obiecałam więc pomoc, ale szczerze pochwaliłam:
-Adasiu bardzo mi się podoba jak zbudowałeś te tory.
Na co Adaś, prezentując bardzo realistyczne i nieco inne od mojego podejście, stwierdził:
-Nie, nie, nie, mamusiu, ale nie działają!
...Cóż, muszę bardziej uważać na to, jak formułuję pochwały.
Niewiele później pojechaliśmy do babci. Są tam tory od kolejki, którą bawił się tata Adasia, kiedy był dzieckiem. Oczywiście Adaś od razu dobrał się do tych torów. Przyjrzał im się dokładnie. Po czym zawołał:
-Tato, patrz! Te tory są takie....specyficzne!
Co z tego, że "specyficzne". Szybko je rozpracował.

Podobnie z układanką colorino. Mamy ją od dawna. Wielokrotnie próbowaliśmy do niej podejść, ale niestety Adaś zupełnie nie pojmował, o co w niej chodzi. Jedyne, co go interesowało to kręcenie na podłodze żółtych kółek. Wirowały jak bączki. Tak więc zabawka była wyciągana z zakamarków szafy i po krótkim czasie znów tam wracała.
Tym razem Adaś sam ją odkrył w szafie, kiedy razem czegoś tam szukaliśmy. Przyniósł, rozłożył...i ułożył, tak jakby od dawna umiał ją układać. Jakby zawsze wiedział, że niebieskie trójkąty trzeba położyć na niebieskim polu, a czerwone kwadraty na czerwonym. Bez słowa komentarza z naszej strony. Bez prób i błędów. Niezwykle sprawnie. Nie wierzyliśmy własnym oczom, ale największą niespodziankę Adaś szykował na później.
Ułożył domek, potem banana i jabłuszko. Następnie wyjął planszę z samochodem. Nie muszę mówić, jakie wrażenie zrobiłoby na nas samo ułożenie tego obrazka. Adaś tymczasem ułożył obrazek, pokazał na przód samochodu i powiedział:
-To jest maska. Otwiera się ją i wlewa taki płyn...-chwila namysłu-...taki specjalny płyn.
Szczerze, jak zwykle nie wiem, gdzie Adaś to widział, albo kiedy o tym słyszał. W każdym razie mechanikę samochodową jak widać ma w jednym palcu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz