Kiedy byliśmy na wakacjach, przy okazji zakupów spożywczych, kupiłam papier toaletowy. Wybaczcie tematykę. Banał - nie było, więc trzeba kupić. Odwykłam już nieco od robienia zakupów w sposób "poproszę to...i tamto...a po ile to jest?", jednym słowem od zakupów w sklepach innych niż samoobsługowe.
- ...Poproszę jeszcze papier toaletowy.
-Jaki?
("Zwykły papier toaletowy chcę kupić")
-A jakie są? - zapytałam, zakładając, że pytanie ma jednak jakiś sens.
Pan sprzedawca zanurkował pod ladę.
-Szary i taki trochę lepszy...
Z jego miny wywnioskowałam, że nie chcę kupować "szarego" papieru, bo mógłby raczej służyć za papier ścierny niż w celu wiadomym..."Lepszy" miał kolor zielony.
Przyniosłam zakupy do domu. Adaś mało się nie rozpłynął z zachwytu nad zielonym papierem toaletowym:
-Mamo, kupiłaś zielony! Nigdy takiego nie widziałem!
-Nie miałam wyboru.
-Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem synek.
(Co za cudowna miejscowość, gdzie sprzedają tylko zielony papier toaletowy!)
-Był jeszcze szary - przyznałam, zgodnie z prawdą.
-A jaki był ten szary? Czym się różnił? A czemu wybrałaś zielony? - dociekał Adaś.
(Chciał usłyszeć, że kupiłam zielony papier toaletowy dlatego, iż zielony to jego ulubiony kolor?)
-Szary papier był szary i szorstki - odparłam.
Mina Adasia wyrażała niezrozumienie słowa "szorstki".
-Taki drapiący - wyjaśniłam i temat się skończył.
Dzień później byliśmy w obcym miejscu umyć ręce. Korzystanie z "obcych toalet" to w ogóle osobny temat, ale wtedy akurat było dobrze, bo nie było w niej suszarki do rąk.
-Mamo, jaki to jest papier? - zapytał Adaś.
Spojrzałam. Papier, jak papier. Toaletowy. Szary. O naszej rozmowie z poprzedniego dnia już zapomniałam.
-Czy drapieżny? - zapytał Adaś, na wszelki wypadek obchodząc ten papier szerokim łukiem.
Pora podwieczorku, w pewien deszczowy dzień. Przygotowałam herbatę i herbatniczki. Adaś na chwilę wyszedł. W tym czasie tata Adasia spojrzał na wypełnianą przed chwilą przez nas kolorowankę z naklejkami.
-O, lody nawet są - skomentował naklejony przez Adasia obrazek.
W tym czasie zza drzwi dało się słyszeć:
-Nie jedzcie beze mnie!
Adaś słyszy wszystko...Wytłumacz teraz Adasiowi, że pod jego nie obecność nie jedliśmy ukradkiem lodów!
W sklepie spożywczym.
-O, papryki podwieszane!
PS. Ciekawe, kto zgadnie, o co tu chodzi ;)
Podejrzewam, że papryki odbijają się w lustrzanej ściance gabloty, a tak naprawdę stoją one sobie na jej dolnej części :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Was podczytywać a to dlatego, że Adaś jest bardzo mądrym chłopcem, mimo swoich " dolegliwości".
Pozdrawiam serdecznie :)
Miło przywitać nowo ujawnioną Czytelniczkę:)
UsuńZagadka podwieszanej papryki została rozwiązana. Było dokładnie tak, jak napisałaś:)
Bardzo fajny post. Przeczytałam też te najświeższe. Głowa do góry, koniecznie odwołujcie się od orzeczenia. Nam się kiedyś ta sztuka udała. Pozdrawiamy. Mama Ani.
OdpowiedzUsuńScenariusz napisał Adaś ;)
UsuńRozważam odwołanie od decyzji komisji, ale niestety odwoływać się możemy już tylko do sądu:(