sobota, 8 sierpnia 2015

O lodach, drapieżnikach i podwieszanych paprykach

Kiedy byliśmy na wakacjach, przy okazji zakupów spożywczych, kupiłam papier toaletowy. Wybaczcie tematykę. Banał - nie było, więc trzeba kupić. Odwykłam już nieco od robienia zakupów w sposób "poproszę to...i tamto...a po ile to jest?", jednym słowem od zakupów w sklepach innych niż samoobsługowe.
- ...Poproszę jeszcze papier toaletowy.
-Jaki?
("Zwykły papier toaletowy chcę kupić")
-A jakie są? - zapytałam, zakładając, że pytanie ma jednak jakiś sens.
Pan sprzedawca zanurkował pod ladę.
-Szary i taki trochę lepszy...
Z jego miny wywnioskowałam, że nie chcę kupować "szarego" papieru, bo mógłby raczej służyć za papier ścierny niż w celu wiadomym..."Lepszy" miał kolor zielony.
Przyniosłam zakupy do domu. Adaś mało się nie rozpłynął z zachwytu nad zielonym papierem toaletowym:
-Mamo, kupiłaś zielony! Nigdy takiego nie widziałem!
-Nie miałam wyboru.
-Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem synek.
(Co za cudowna miejscowość, gdzie sprzedają tylko zielony papier toaletowy!)
-Był jeszcze szary - przyznałam, zgodnie z prawdą.
-A jaki był ten szary? Czym się różnił? A czemu wybrałaś zielony? - dociekał Adaś.
(Chciał usłyszeć, że kupiłam zielony papier toaletowy dlatego, iż zielony to jego ulubiony kolor?)
-Szary papier był szary i szorstki - odparłam.
Mina Adasia wyrażała niezrozumienie słowa "szorstki".
-Taki drapiący - wyjaśniłam i temat się skończył.
Dzień później byliśmy w obcym miejscu umyć ręce. Korzystanie z "obcych toalet" to w ogóle osobny temat, ale wtedy akurat było dobrze, bo nie było w niej suszarki do rąk.
-Mamo, jaki to jest papier? - zapytał Adaś.
Spojrzałam. Papier, jak papier. Toaletowy. Szary. O naszej rozmowie z poprzedniego dnia już zapomniałam.
-Czy drapieżny? - zapytał Adaś, na wszelki wypadek obchodząc ten papier szerokim łukiem.

Pora podwieczorku, w pewien deszczowy dzień. Przygotowałam herbatę i herbatniczki. Adaś na chwilę wyszedł. W tym czasie tata Adasia spojrzał na wypełnianą przed chwilą przez nas kolorowankę z naklejkami.
-O, lody nawet są - skomentował naklejony przez Adasia obrazek.
W tym czasie zza drzwi dało się słyszeć:
-Nie jedzcie beze mnie!
Adaś słyszy wszystko...Wytłumacz teraz Adasiowi, że pod jego nie obecność nie jedliśmy ukradkiem lodów!

W sklepie spożywczym.
-O, papryki podwieszane!


PS. Ciekawe, kto zgadnie, o co tu chodzi ;)

4 komentarze:

  1. Podejrzewam, że papryki odbijają się w lustrzanej ściance gabloty, a tak naprawdę stoją one sobie na jej dolnej części :)
    Bardzo lubię Was podczytywać a to dlatego, że Adaś jest bardzo mądrym chłopcem, mimo swoich " dolegliwości".
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło przywitać nowo ujawnioną Czytelniczkę:)
      Zagadka podwieszanej papryki została rozwiązana. Było dokładnie tak, jak napisałaś:)

      Usuń
  2. Bardzo fajny post. Przeczytałam też te najświeższe. Głowa do góry, koniecznie odwołujcie się od orzeczenia. Nam się kiedyś ta sztuka udała. Pozdrawiamy. Mama Ani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scenariusz napisał Adaś ;)
      Rozważam odwołanie od decyzji komisji, ale niestety odwoływać się możemy już tylko do sądu:(

      Usuń