czwartek, 30 lipca 2015

Wakacje

Podtrzymuję zdanie, że podróżowanie z Adasiem samochodem na dłuższe odległości należy do trudnych wyzwań. Nic się na szczęście takiego nie działo, ale jednak łatwo nie było. Tym bardziej, że trafiła nam się najgorsza z możliwych pogoda, a raczej – jadąc przez Polskę mijaliśmy wszelkie możliwe „najgorsze” pogody. Ruszaliśmy w upale, termometr pokazywał grubo ponad 30 stopni. Następnie wjechaliśmy w przetaczające się przez środkową część kraju gwałtowne burze, połączone z silnym deszczem. Temperatura spadła o 10 stopni. Potem był kolejny front i kolejne 10 stopni w dół. Tą drogą z upalnego południa kraju, po prawie 9 godzinach, dojechaliśmy nad morze, gdzie temperatura powietrza wynosiła zaledwie 13 stopni. 
Na szczęście tylko przez jeden dzień było tak zimno.

Adaś na swój sposób się cieszy. Był bardzo przejęty, że jedziemy nad morze.
Lubi morze, uwielbia tarzać się w piasku na plaży. Z roku na rok możemy sobie pozwolić na więcej. Zaczynaliśmy od etapu siedzenia tylko i wyłącznie na kocu. Roczny Adaś nie chciał nawet dotknąć piasku, nie mówiąc już o wodzie. Powoli zaakceptował piasek, ale wejść do morskiej wody zdecydował się dopiero w tym roku. Mam nawet wrażenie, że pogoda nieidealna nam sprzyja, jeśli tylko nie pada. Wówczas idziemy na plażę budować zamki z piasku. Wkoło jest spokój. Adaś może do woli sypać piaskiem bez obawy, że na kogoś niechcący nasypie. My mamy spokój. Nie musimy biegać za synkiem i zapobiegać katastrofom. Niby Adaś wie, czego nie wolno, nie jest jednak jeszcze w stanie przewidzieć pewnych zależności. Na przykład tej, że piasek zawsze poleci w stronę, w którą wieje wiatr. 
To nasz pierwszy wyjazd bez wózka spacerowego. Wyzwanie. Wbrew obawom pierwszego dnia było wręcz rewelacyjnie. Adaś wszędzie chodził sam. Zażyczył sobie swój czterokołowy rowerek i śmigał na nim po całej miejscowości. Zgodnie jednak z prawidłowością zaobserwowaną już wcześniej – jeden taki dzień oznacza następny tydzień pod tytułem „nie chodzimy”. Na razie się, niestety, sprawdza. Sprawdza się do tego stopnia, że zastanawiam się, czy nasze starania o samodzielność Adasia w tym względzie w ogóle mają sens. Nie urządzamy spacerów po plaży. Nie chodzimy na długie spacery. Wiemy, że to byłoby za dużo. Chcielibyśmy tylko normalnie pójść do sklepu, który mamy za rogiem i na plażę...

Mam wrażenie, że tym razem Adaś rozchwiał się emocjonalnie nieco bardziej, niż w zeszłym roku. W lipcu nad Bałtykiem jest zdecydowanie bardziej tłoczno, niż w końcówce sierpnia. Wkoło więcej bodźców. Spodziewaliśmy się tego, ale niestety byliśmy ograniczeni terminem przedszkolnych wakacji. A może to z naszej strony coś nie zagrało? Jakiś, z pozoru banalny, element tutejszej rzeczywistości, który moglibyśmy zmienić, gdybyśmy tylko wiedzieli? A może nie możemy nic zrobić, tak jest i tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz