sobota, 11 lipca 2015

Bezsenny tydzień

Ten tydzień należał do trudniejszych. Uświadomiłam sobie to tak mniej więcej około środy.
Zaczęło się w poniedziałek. To, że Adaś był wyraźnie nadaktywny i pobudzony można było uznać za problem chwilowy, ale potem było tylko gorzej. 
Poszedł spać grubo po północy. Ja z nim, choć jakbym mogła to o 22 dawno bym spała. Trudno, pomyślałam, przynajmniej - w przeciwieństwie do mnie - odeśpi rano. Nic z tego. Ja, z konieczności, wstałam o 6, Adaś chwilę później.
Zakładałam, że będzie śpiący w dzień. Może utnie sobie małą drzemkę? Nawet zastanawiałam się, jakie środki przedsięwziąć, żeby Adaś nie poszedł spać o nijakiej porze typu 17 popołudniu, bo ani to spanie wieczorne, ani drzemka w ciągu dnia. Okazało się to myślenie zupełnie zbędne. Cały dzień na pełnych obrotach.
Jak takie małe dziecko może funkcjonować, mając tak niewiele odpoczynku?!
Po tak aktywnym dniu przynajmniej wieczorem powinien zasnąć bez problemu...Walczyliśmy do 22, a zdaje się, że i sporo dłużej - bo potem już nawet na zegarek nie patrzyłam. 
Odeśpi rano - w końcu musi odespać! I co? I nic...
I tak dzień w dzień.
Jednym słowem, my chodziliśmy na rzęsach, a Adaś biegał, pokrzykując, od ściany do ściany. 
Chyba znamy powód, powinno być już lepiej.
Mogłabym to podsumować jednym słowem - wakacje...

Czekały nas jeszcze sprawy urzędowe, które, niestety, wcale nie należą do formalności.
W przeciwieństwie do odebrania dowodu osobistego Adasia, które miało miejsce jakąś godzinę wcześniej. Adaś był dumny. Każdą napotkaną osobę informował o tym fakcie.
Szanowną komisję również, w odpowiedzi na pierwsze zadane pytanie, poinformował:
-Mam dowód osobisty. Mogę wyjechać z Polski.
Podobnie, jak dziewczynkę w poczekalni, która podeszła się przywitać.
-Cześć, jestem Marta.
(Adasiu, dziewczynka przyszła się przywitać. Powiedz jej, jak masz na imię.)
-Mam dowód osobisty. Mogę wyjechać z Polski.

Potem mieliśmy w planach pospacerować po parku i pójść na pizzę. Dla rozładowania napięcia. Zresztą, dzień był miły, pogoda znośna, a Adaś w dobrym humorze.
Pierwszy punkt programu zaliczyliśmy. Po trudnym tygodniu i wizycie w urzędzie - nareszcie spokój i relaks. Park był prawie pusty, a Adaś zachwycony spacerem po bezludnych parkowych alejkach. Zwiedziliśmy wszystkie (puste!) place zabaw, a na tych placach zabaw Adaś wypróbował wszystkie sprzęty. Dawno się tak nie śmiał.


Kiedy zbliżyliśmy się do pizzerii, synek zwolnił. Zaczął się po swojemu ociągać. Nie chciał iść na pizzę. Tłumaczyliśmy, że w pizzerii też będzie pusto, ale nic na siłę. Tym razem miało być po prostu miło. 
Poprowadził nas Adaś z powrotem.
Robin Hood ze znalezionym na parkowej alejce patykiem...


Omówiliśmy kwestie niedostatecznej ilości jarzębin wkoło.
Zobaczyliśmy, że mijany wcześniej pień zwalonego przez ostatnią burzę drzewa jest już "zajęty" przez innych spacerowiczów. Szkoda.
Zwiedziliśmy kolejny plac zabaw. Huśtanie, bujanie, sypanie żwirkiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz