czwartek, 1 sierpnia 2013

Przedszkolna adaptacja

Tak, jak pisałam w jednym z wcześniejszych postów, w połowie lipca w kwestii przedszkola zostaliśmy na lodzie. Może niezbyt ładnie to brzmi, ale nie znajduję lepszego określenia, które tak trafnie określiłoby naszą sytuację. Nie ukrywam, stres był ogromny. Niepewność. Konieczność działania na szybko, która nie sprzyja podejmowaniu ważnych decyzji.
Znaleźliśmy miejsce w przedszkolu niedaleko domu. Przedszkole nie jest zbyt duże, w grupie Adasia będzie tylko 10 dzieci. Blisko, możemy chodzić pieszo. Pani dyrektor nie przestraszyła się "dziecka z problemami". Wyraziła chęć przyjęcia Adasia, a w razie uzyskania orzeczenia - zapewnienia terapii. Widzę, że chęci są ogromne, ale wiem też, o ile większa odpowiedzialność spoczywa teraz na nas - rodzicach. Boję się jej trochę. Nie wiem, czy podołamy. Nie mam w ręku gotowego podręcznika pt. "jak poradzić sobie z Adasiem w każdej sytuacji". Mam zaledwie podręczny poradnik pisany przez laika i oparty na doświadczeniu.
Ostatni tydzień lipca poświęciliśmy na przedszkolną adaptację. Trudny to był tydzień. Niepewność, czy w ogóle się uda w tym roku posłać Adasia do przedszkola, pozostaje.
Pierwszego dnia przyszłam z Adasiem na chwilkę na przedszkolny plac zabaw. Adaś rozpłakał się, kiedy "ciocie" chciały się przywitać, ale potem ładnie bawił się w piaskownicy. Ja zaliczyłam dwa szczupaki, żeby Adaś nie wpadł pod huśtawkę. Kolejna rzecz, o której muszę powiedzieć w przedszkolu - Adaś nie zwraca uwagi na zagrożenia.
Drugiego dnia wydawało się być wprost rewelacyjnie. Adaś biegał między dziećmi (na dystans, ale jednak), wcale nie trzymał się mnie kurczowo. Śmiał się. Widać, że mu się podobało. Normalnie miałam łzy w oczach nie wierząc, że tak łatwo i szybko oswaja się z przedszkolem. Dopiero w domu zobaczyłam, że nie było to wcale takie łatwe i lekkie, na jakie wyglądało.
W domu Adaś położył się na dywanie i tak leżał pół dnia. Z przerwami na bieganie od ściany do ściany. Już wtedy poczułam, że nie potrafię go niczym zająć. Zwykle kolorowanie, wycinanie, przyklejanie - to było coś. Mogliśmy się tak bawić bardzo długo. Tymczasem Adaś po pięciu minutach się zniechęcał, kładł znowu na dywanie i dawał mi do zrozumienia, że nie ma najmniejszej ochoty na proponowany rodzaj zabawy.
Dni zaczynały się od krzyków. Nie herbatkę - soczek. Soczek - ale bez wody. Tłumaczę, że z wodą, bo soczek jest zimny. Adaś krzyczy, że lubi zimny. Mówię więc, że bez wody jest za zimny. Adaś krzyczy, że lubi za zimny...Z byle powodu ogromny płacz i krzyk. W nocy budzenie się z płaczem. Niechęć do zasypiania. Place zabaw "z dziećmi" stały się jeszcze mniej lubiane, podobnie jak koledzy z sąsiedztwa.
Z przedszkola Adaś wychodził zadowolony. Panie bardzo go chwaliły, że świetnie sobie radzi. Ja dostrzegałam więcej szczegółów: odsunięcie ręki, ominięcie łukiem innego dziecka, grymas, gdy do sali weszło inne dziecko (dzieki temu, że są wakacje i mało dzieci chodziło do przedszkola, mogliśmy być sami w sali). Ale i tak byłam dumna z Adasia. Przychodziliśmy do domu i się zaczynało bieganie w kółko. W poniedziałek, przy 35 stopniowym upale, czułam już, że nie nadążam za tempem nadawanym przez synka.
Od dzisiaj przedszkole ma miesiąc wakacji. Adaś nadal wszystko odreagowuje. Dziś już mniej biegał, ale mnie oświeciło, jak nazwać to, co od jakiegoś czasu czuję. Czuję, że znów nie mam z nim kontaktu. Potrafi zupełnie nie reagować na to, co się mówi, rzadziej patrzy w oczy, częściej wpatruje się w wirujące przedmioty.
Czuję, że "projekt przedszkole" może się nie udać.

2 komentarze:

  1. Zastanawiam się nad czymś innym. Pójście do przedszkola to bardzo duża zmiana. Z tego co obserwowałem u swojej córki, proces aklimatyzacji trochę trwa. Adaś chodził kilka dni do przedszkola, po czym wszystko wraca do "normalności". Przez miesiąc jest tak jak dawniej, po czym znowu trzeba będzie iść do przedszkola. Nie wiem jak Adaś reaguje na płacz dzieci (u nas jest to bardzo duży problem) a wrzesień w przedszkolach nie należy do najspokojniejszych. Ale warto próbować z przedszkolem - daje ono niesamowitego kopa w rozwoju dzieci z "problemami"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie powinnam napisać "początki przedszkolnej adaptacji" :) Mam świadomość, że rzeczywiście - są to dopiero początki. Nawet trudno to nazwać adaptacją, było to bardziej oswajanie miejsca.
      Czuję, że najlepiej by było, gdyby przedszkole było czynne w sierpniu. Wówczas mielibyśmy cały miesiąc na stopniową adaptację. Chcieliśmy wykorzystać wakacje, kiedy w przedszkolu jest mniej dzieci. W przedszkolu integracyjnym, do którego Adaś miał iść, tak by było. Tutaj, niestety - sierpień wolny, więc wykorzystaliśmy choćby te parę dni.
      Co do samego przedszkola - mamy od terapeutów zielone światło, a wręcz zalecenie. Ale wiemy też, że Adaś największe problemy ma właśnie w kontaktach z dziećmi, więc musimy oswajać go bardzo powoli.

      Usuń