W miniony długi weekend pogoda dopisała - nie było ani za ciepło, ani za zimno, a do tego jeszcze nie padało.
Wybraliśmy się w piękne okolice niedaleko Wrocławia. Wszyscy jeżdżą tam, żeby wejść na górę Ślężę, ale byliśmy realistami - z Adasiem nawet takiej górki nie zdobędziemy, przynajmniej nie tym razem. Pojechaliśmy na piknik. Sam pomysł Adasiowi bardzo się spodobał, zapewne dlatego, że tata wielokrotnie opowiadał mu bajeczkę o samochodach jadących na piknik. Już na dzień przed Adaś był w stanie opowiedzieć wujkowi, który nas akurat odwiedził, gdzie pojedziemy. Tak, tak - powiedział "Przełęcz Tąpadła". Kiedy jeszcze przecierałam oczy ze zdziwienia dorzucił "to niedaleko Sobótki". Włączył się też w przygotowania i sam mi mówił, co trzeba zabrać. Numer jeden to dla Adasia "mata piknikowa" - nie wiem, kto tę nazwę wymyślił, ale chodziło o coś do siedzenia.
Kiedy tylko weszliśmy na polankę, Adaś od razu pobiegł po "matę piknikową" i ją rozłożył. Był posiłek w plenerze - dokładnie tak, jak miało być. Była zabawa na trawie. Okoliczności sprzyjały, bo polanka była o tej porze niemal pusta.
Potem ruszyliśmy na Ślężę, a właściwie na spacer po lesie. Adaś większość trasy przemierzał niesiony przez mamę lub tatę, ale i tak w połowie drogi na szczyt zarządził odwrót. Akurat wtedy, gdy wkoło zrobiło się tłoczno od innych turystów. Oczywiście po drodze Adaś uprawiał wszelkie formy zbieractwa. Najczęstszą, praktykowaną również w okolicy domu, formą jest zbieractwo kamieni, które następnie Adaś umieszcza w kieszeni mamy. Chyba, że zbiory są tak małe, że mieszczą się w jego własnej kieszeni.
Po powrocie znów było jedzonko, a na deser - dwa ogromne kawałki sernika. Adaś, który ostatnio raczej nie chce nic jeść (raz na jakiś czas zje ogromny talerz makaronu), zabrał się za ciastko z ogromnym entuzjazmem. Widząc, jak sernik znika w szybkim tempie, dyskretnie rzuciłam do męża:
-Myślisz, że nic mu nie będzie jak wtrąbi całe to ciasto?
Zawsze muszę brać pod uwagę, że Adaś ma wyjątkowo wyczulony słuch i wszystko dosłyszy...
-Biiip-biiip! - usłyszeliśmy.
Po chwili, widząc nasze zdziwienie, Adaś wyjaśnił:
-Adaś strąbił sernik.
Rozkładanie "maty piknikowej" |
Zabawa w plenerze w naprawianie resoraków (nawet, jeśli na to nie wygląda;) |
Rozpalanie ogniska |
Sernik - to, co Adaś lubi najbardziej |
W sobotę wybraliśmy się, dzięki wujkowi Adasia, na Zlot Pojazdów Zabytkowych, który miał miejsce na Zamku Topacz. Zabytkowe pojazdy Adaś podziwiał ze swoją Syrenką w ręce.
Syrenka ta też ma swoją historię, choć może nie sprzed połowy wieku. Otóż w drodze nad morze zatrzymaliśmy się na pierwszym parkingu, który udało nam się wypatrzyć w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Padało, a wielu innych podróżujących tak jak i my czuło już potrzebę postoju. Posiłek pod chmurką nie wchodził w grę. Lokal z fast foodem był pełen klientów, więc Adaś od razu krzyczał, że "chceee wyjść!" Udaliśmy się więc na...stację benzynową. Było kilka stolików. Gdy już mieliśmy ruszać w dalszą drogę babcia pozwoliła Adasiowi wybrać jedno autko. Adaś od razu pobiegł po Syrenkę. Potem cała obsługa stacji pomagała Adasiowi...odkręcić zabawkę od pudełka. W końcu się udało :)
Najwięcej czasu, jak się nietrudno domyślić, spędziliśmy w sektorze "samochody z czasów PRL". Adaś wsiadał do Nysek i Żuków. Potem kazał mi podchodzić do każdego "malucha", bo liczył, że i tam da się wsiąść (a tu nic z tego ;)
...Mimo wszystko Adaś zdecydowanie nie jest miłośnikiem festynów.
Adaś i jego Syrenka |
Porównajmy... |
Adasiowi najbardziej spodobał się ten samochód. Mikrus. Zielony "maluch" też przyciągnął jego uwagę. |
Adaś, Syrenka i...Syrenka. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz