wtorek, 11 czerwca 2013

Nad morzem

Jesteśmy na wakacjach. Czuję się winna wyjaśnienie, dlaczego nie pisałam wcześniej. Powód jest prosty - brak czasu. Przed wyjazdem utonęłam w morzu prania i prasowania.

Pierwsza wizyta na plaży przypominała lądowanie na księżycu. Było zimno, wiał silny wiatr, fale rozbijały się o brzeg. W zasięgu wzroku prawie nikogo, tylko pustynia piasku. Adaś niczym mały astronauta na krótką chwilę wszedł w ten księżycowy krajobraz. Ubrany w ciepłą kurtkę, czapkę i kaptur wyglądał, jakby miał na sobie kombinezon kosmiczny. Skrzywił się, gdy wiatr dotknął jego twarzy, a piasek przesuwał się pod butami. Parę kroków i odwrót.



Jeszcze tego samego popołudnia Adaś w pięknych promieniach słońca (choć ciągle w zimowej kurtce) robił babki z piasku. Następnego dnia przeszedł spory kawałek po piasku bez butów, w grubych skarpetach na nogach. Byłam z niego taka dumna!
Dziś Adaś biega po piasku, tarza się w nim do woli. Dał się nawet przekonać i podszedł bliżej morza, choć wcześniej ciągle powtarzał, że się boi. Chyba morskich fal - bo szumią. Od kilku dni morze jest spokojne, więc łatwiej mu było się przełamać.  


Ulubione zajęcie na plaży to przygotowywanie "lodów" z piasku. Adaś dosypuje do wiaderka piasku, dolewa wody, dosypuje piasku...
Za pierwszym razem zajęcie to wciągnęło Adasia na niemal calutki dzień. W wymiarze czasu plażowego, rzecz jasna - bo zawsze w połowie dnia robimy 3 godzinną przerwę na obiad i spacer, podczas którego Adaś ma się przespać, ale jeszcze się do tej pory nie zdarzyło, żeby rzeczywiście się zdrzemnął.
Kiedy "lody" były wreszcie gotowe, Adaś poczęstował wszystkich, nakładając je do foremek. Więc na niby zjedliśmy te "lody" (wysypując piasek z foremek). Wtedy Adaś z niepokojem zapytał:
-Czy zjedliście?
Zapewniliśmy, że tak. Niepokój, a zarazem zaskoczenie Adasia, wzrosły.
-Czy piasek...?
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Trzeba było Adasiowi wytłumaczyć, na czym polega jedzenie na niby lodów z piasku...Bo, jakby to ująć, jedna z pierwszych lekcji zachowania się na plaży brzmiała "piasku nie jemy!" i zdaje się, że Adaś przyswoił ją dobrze.

Codziennie na plażę przychodzi pan z latawcami. Adaś patrzy na te latawce, chyba mu się podobają. Tak się złożyło, że chwilę po pojawieniu się latawców na niebie, nad morzem zaczął krążyć malutki samolot. Następnego dnia, jak tylko Adaś zobaczył latawce, zaczął rozglądać się za samolotem, pytać kiedy przyleci. Wytłumaczyliśmy mu, że to tak nie działa, że te latawce są niezależne od samolotu...i wtedy pojawił się samolot. Od tamtego czasu Adaś na dobre powiązał te dwa zjawiska ze sobą. Dziś był bardzo zawidziony, bo latawce były, a samolotu nie.

1 komentarz:

  1. Dokładnie jak z Kubą. Też uczyłam, że udajemy, że zjadamy. Był nieźle zdębiały jak pomyślał, że zjadłam plastikową marchewkę :)

    OdpowiedzUsuń