wtorek, 6 listopada 2012

O ostatnich dniach

W sobotę wujek Adasia miał urodziny, więc postanowiłam upiec szarlotkę. Szybki telefon do babci po przepis. Miałam nadzieję, że w tym czasie tata z Adasiem pójdą na mały spacer, ale Adaś niestety nie chciał dać się namówić. Pewnie przeczuwał, że w domu będzie się działo coś ciekawego. Najwyraźniej to był ten czas – czas na pierwsze ciasto Adasia.
Pieczenie ciasta to świetna zabawa!
Niedawno zauważyłam, że mogę zrobić coś w domu przy Adasiu. Całkowita nowość jak dla mnie. Oczywiście warunkiem jest tu wyjątkowo dobry humor Adasia. W te gorsze dni jest tak, jak kiedyś bywało na co dzień. W każdym razie po tym etapie nastąpił kolejny – nie tylko mogę coś zrobić przy Adasiu, ale wręcz z Adasiem. To są naprawdę cudowne chwile. Któregoś ranka udało nam się wspólnie nastawić pranie, powiesić pranie (tak, tak – Adaś wieszał na suszarce swoje skarpetki, może nie idealnie, ale nie gorzej niż zrobiłby to dorosły mężczyzna;). Następnie ugotowaliśmy wspólnie zupę. Adaś podawał mi warzywa, a przy okazji nauczył się co to seler i pietruszka. Nie wiem, czy jeszcze pamięta, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze, że w takich chwilach po prostu się dogadujemy.
Wracając do ciasta to Adaś odmierzał składniki i wsypywał je do miski. Trochę się tylko zasmucił, jak zobaczył, że ugniatając ciasto mam w nim całe ręce. Nie mógł zrozumieć, że tak ma być. Przecież ciasto jest lepkie, nieprzyjemne w dotyku. Szczerze mówiąc miałam lekkie obawy o efekty naszego wspólnego pieczenia. Okazało się, że ciasto jest nie tylko jadalne, ale i całkiem dobre.
Zaraz później pojechaliśmy do warsztatu samochodowego zmienić opony na zimowe. Nie zabierałabym tam Adasia, gdyby nie było takiej konieczności. Jednak skoro już jechaliśmy do miasta, a wieczorem znów mieliśmy być w mieście…Nie spodziewaliśmy się, ale właśnie to było dla Adasia prawdziwe wydarzenie. Był dziadek Adasia ze swoim samochodem i wujek ze swoim. Najpierw Adaś bezbłędnie rozpoznał na parkingu samochód dziadka (swoją drogą on kiedyś rozpoznał samochód dziadka nawet na reklamie w starej gazecie!) Potem patrzył jak samochody po kolei wjeżdżają na stanowiska. Komentował, że samochód nie ma koła, liczył koła. Przez godzinę, bo tyle to w sumie trwało, patrzył jak urzeczony.

Zdjęcie wykonane przez Adasia.
Wczoraj tradycyjny niedzielny spacer po parku. Adaś odkrył, że liście spadają z drzew. Znów – przypatrywał się im jak urzeczony. Niestety pogoda już typowo jesienna, deszczowa. Za to kolory w parku przepiękne. Babcia wzięła trochę suchego chleba dla kaczuszek i wytłumaczyła Adasiowi, że będą karmić kaczki. Adaś na początku nie zrozumiał, ale potem jakoś poszło.

 
Niestety, chyba każdą zmianę Adaś musi odreagować. Przez ostatnie cztery dni było trochę inaczej, bo tata był w domu przez cały dzień. Dużo się działo. Dzisiaj od rana się zaczęło. Moje zmęczenie i Adasia zły humor nałożyły się na siebie i było bardzo ciężko. Drogi na zajęcia z panią psycholog wolę nie wspominać. Po wyjściu z gabinetu Adaś zrobił rozróbę w poczekalni, wysypał kredki i mogłam sobie mówić żeby sprzątnął. Potem standardowo poleciał do drzwi z zamiarem lizania szyby, a ja za nim żeby go powstrzymać. Droga powrotna była jeszcze gorsza. Autobus pełen studentów, krzyczący Adaś. Jak studenci wysiedli to następny przystanek koło liceum i akurat pora, kiedy wielu uczniów kończyło lekcje. W duchu myślałam, żeby tylko nie trzeba było wysiadać po drodze. Wizyta w banku – miałam ochotę zapaść się pod ziemię. W sumie Adaś nie zrobił nic takiego. Biegał i krzyczał po swojemu. Wyrywał długopis. A ja przy tym czułam, że po prostu nie daję rady, nie radzę sobie z zachowaniem dziecka, jestem nieudolną i do tego potwornie zmęczoną mamą, na którą właśnie gapi się cała kolejka klientów banku i myśli sobie, że mam niewychowane dziecko.

1 komentarz:

  1. zostawiłam na swoim blogu nominację do nagrody dla Ciebie. Jak znajdziesz chwilkę to zapraszam, ale nic na siłę..:)

    OdpowiedzUsuń