środa, 21 listopada 2012

Było trochę inaczej niż zwykle...

...i tak jak się spodziewałam, odbiło się to negatywnie na zachowaniu Adasia.
Przez dwa dni Adaś musiał zostać po parę godzin z babcią i dziadkiem. Wszystko zaplanowane, żadnego zaskoczenia. Z babcią i dziadkiem Adaś ma dobry kontakt, widuje ich przynajmniej raz na tydzień. Zdarzało się już, że zostawał pod ich opieką. Zazwyczaj był wtedy grzeczny. Wszyscy go zabawiali. Odreagowanie, jeśli miało nadejść, przychodziło z opóźnieniem - na drugi dzień, czasem jeszcze następny.
Tym razem pierwszy dzień i pierwsze kilka godzin nieobecności mamy minęły zupełnie spokojnie. Dopiero wieczorem, kiedy mama już była Adaś zaczął wydawać się rozdrażniony. Może dlatego, że niewyspany? Jak zwykle nie było sposobu, żeby go położyć spać w dzień. W tym względzie cały ostatni tygdzień jest trudny. Znów dołek, jeśli chodzi o usypianie, zarówno wieczorne, jak i w środku dnia...A może dlatego, że przez cały dzień było więcej osób w mieszkaniu?
Wtorkowy poranek Adaś przywitał w wyjątkowo złym nastroju. Przez ponad godzinę nie było mowy ani o zmianie pieluszki ani o porannej kaszce (w której przygotowywaniu Adaś na co dzień chętnie uczestniczy). Nie chciał wstawać. Potem siedział z nieobecnym wzrokiem na moich kolanach. Kiedy przyjechali babcia i dziadek, nawet nie podszedł do drzwi. Dopiero po kolejnej godzinie trochę się odblokował.
Znów - grzeczny był. Pozornie nic się nie działo. Jednak wieczorem ten smutny widok - Adaś leży na podłodze, nie reaguje na nic, nawet na przybycie taty...
Wieczorny telefon od babci Adasia: "jak Adaś?...chyba mu się krzywda nie działa..."
Zapamiętałam sytuację sprzed paru miesięcy. Przyjeżdżają babcia, dziadek, wujek. Jest lato, więc wypuszczam Adasia z domu, żeby pobiegł się przywitać. Adaś wujka minął jak potwietrze. Wszyscy myśleli, że biegnie uściskać babcię. Rzeczywiście podbiegł do babci, wyrwał jej z rąk jakąś siatkę i uciekł z powrotem do domu. Brzmi banalnie. Zdarza się. Jednak to nieobecne spojrzenie Adasia i rozczarowanie pozostałych...
Już dawno się to nie zdarzało, ale wróciło. Dziś co chwilę Adaś kładł się na podłodze, jeździł samochodzikami przed sobą. Większą część dnia przesypywał makaron z jednej miseczki do drugiej. Nie umiałam zainteresować go niczym innym, więc przyłączyłam się do "zabawy".
Jakby tego było mało, to jeszcze ja zawaliłam sprawę, co skończyło się godzinną histerią. Mówiłam, że pojedziemy autobusem. Poszliśmy na przystanek. Nie wiem, jak to się stało, ale pomyliłam godzinę odjazdu autobusu i się spóźniliśmy. Chciałam wracać do domu, ale Adaś za nic w świecie nie chciał się ruszyć z przystanku - ze względu na to, że przecież mieliśmy jechać albo, co bardziej prawdopodobne, spodobało mu się przypatrywanie przejeżdżającym samochodom. Niestety - akurat ten przystanek jest wyjątkowo niebezpieczny i nie mogliśmy sobie pozwolić na stanie tam godzinami.

2 komentarze:

  1. Mój Pawełek też ma problemy z zasypianiem kiedy jest więcej osób w domu...i podobnie reaguje, gdy coś obiecam, a w efekcie się z tego nie wywiążę:( mnóstwo uścisków dla Was:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje.
    Ponoć jeśli chodzi o autyzm to nie ma dwóch identycznych przypadków. A jednak sporo zachowań podobnych.

    OdpowiedzUsuń