poniedziałek, 19 listopada 2012

Przemyślenia różne

W najbliższym czasie musimy zdecydować czy posłać Adasia do żłobka już teraz czy czekać jeszcze prawie rok - i wtedy Adaś pójdzie od razu przedszkola. Myśli przeróżne - czy Adaś jest już gotowy? Czy za rok będzie gotowy? To jedna z tych rzeczy, które chciałoby się wiedzieć wcześniej. Przecież nie możemy sobie pozwolić na błędy...Tak bardzo się boję, że jeden krok zepsuje wszystko, co udało nam się wypracować.
Chwilami wydaje mi się, że Adaś jest zupełnie zdrowym dzieckiem, że może przesadzam i doszukuję się problemów w zaledwie drobnych odstępstwach od normy? Kiedy indziej dostrzegam tyle specyficznych zachowań, że nie mam wątpliwości - Adaś nie jest taki jak jego rówieśnicy.
Znów znak zapytania - jak to jest, że są dni, kiedy wszystko wydaje się takie ułożone, zwyczajne i bezproblemowe, podczas gdy na drugi dzień, z błahego powodu, albo i bez powodu, zupełnie nie mam kontaktu z własnym dzieckiem i przez ten brak komunikacji najprostsza czynność wydaje się niezwykle trudna.
Ostatnio było dobrze, wręcz bardzo dobrze.
Adaś coraz więcej mówi. Biorąc pod uwagę, że jeszcze dwa miesiące temu nie mówił prawie nic - postęp jest ogromny. Zasób słownictwa z dnia na dzień się poszerza. Owszem, Adaś mówi niewyraźnie, ale wierzę, że z tym sobie szybko poradzimy. W zeszłym tygodniu Adaś był u babci. Wszyscy byli zachwyceni ile potrafi powiedzieć (największe wrażenie zrobiło wyrażenie "nie działa").
Nasza codzienność również jest nieco łatwiejsza. Mniej jest tych trudnych dni. Wymyślamy różne zabawy, wspólnie rysujemy, układamy puzzle, czytamy książeczki, budujemy z klocków.
Kiedy myślę o tym, jak było parę miesięcy temu, zdaje mi się, że to była nieprawda, że mi się to wszystko wydawało. Gorszy czas, chwilowe załamanie. Może po szczepieniu, które Adaś miał w marcu i bardzo źle zniósł. Wiem, że jest też druga opcja - jest dobrze, bo jestem z Adasiem w domu. Niewiele drażniących bodźców, stały rytm dnia, żadnych niespodzianek.
Któregoś dnia jechaliśmy autobusem do pracy taty. Jeszcze w domu wytłumaczyłam, co będziemy robić. Adaś, jak tylko zajął miejsce w autobusie, zaczął mówić, że jedzie do pracy taty. Pamiętał, chciał mi to powiedzieć...Bardzo się cieszyłam. Mój entuzjazm osłabł w połowie drogi, kiedy Adaś nadal powtarzał to samo zdanie, a ja próbując odwrócić jego uwagę ciągłym mówieniem doszłam do opowieści o spadających cenach paliwa (jednym słowem - mama gada już zupełne głupoty).
Dlaczego każda zachęta do wyjścia na dwór spotyka się niechęcią? Przecież na żadnym ze spacerów nie spotkało Adasia nic nieprzyjemnego, nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby go zniechęcić...A może? Może właśnie na każdym spacerze spotyka Adasia coś tak nieprzyjemnego, że woli zostawać w domu. Natłok bodźców, których nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić...Jeśli już wychodzimy, Adaś chwyta za budkę wózka i składa ją tak, że zakrywa jego całego. Odcina się. Zamyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz