piątek, 19 grudnia 2014

Jarmark Bożonarodzeniowy

Mikołajkowy weekend należał u nas do raczej trudnych, choć niby nic się takiego nie działo. Ot - kolejny weekend spędzony w domu z tego względu, że nie dało się robić nic innego. W planach był wrocławski Jarmark Bożonarodzeniowy, ale Adaś był wyraźnie nie w humorze. Zresztą nie w humorze był już wcześniej. Może zima i krótkie dni dają mu się we znaki?
Były przedszkolne Mikołajki. Adaś z jednej strony niby chciał, ale z drugiej strony wcale nie chciał - jak to on. Miałam wrażenie, że idąc wtedy do przedszkola, wcale nie cieszył się, że będzie Mikołaj i prezenty. Przejęty był bardzo i chyba by wolał, żeby było zwyczajnie. 
Czasami mam to przeczucie, że dana chwila nie jest najlepsza, żeby zrobić to czy tamto. Tak było również z wizytą w bibliotece. Wiedziałam, że Mikołajki i piątek (czyli całotygodniowe zmęczenie) sprawiają, że biblioteka może być zbyt dużym wyzwaniem dla Adasia. No, ale konieczność. Wcześniej nie było za bardzo kiedy. Na początku tygodnia terapie, potem tata miał pracę do wieczora. Książki zdążyły się już lekko się przeterminować...
Chociaż wszystko było zaplanowane, a bibliotekę (oczywiście jak nie ma tam innych dzieci) Adaś w miarę lubi, to i tak mogłam przewidzieć, że wybuch adasiowej frustracji nastąpi. Tak też się stało. Bezpośrednim pretekstem był brak książeczki o kierowcy autobusu. 
Adaś miał taką o koparce. Wypatrzył na okładce, że jest jeszcze z tej serii książeczka o autobusie. Obiecałam, że jak będzie to ją wypożyczymy. Jak na złość nie było. Z całej serii były do wyboru: książeczka o dentyście - wątpię, żebyśmy mieli ją czytać dla przyjemności, choć kiedyś czytaliśmy ją "na okoliczność", i o pielęgniarce - nieco zbyt mocna nawet dla mnie. 
W każdym razie następny weekend był trudny i tym bardziej miałam poczucie, że to nie jest czas na dodatkowe atrakcje. Zamiast tego robiliśmy konfetti zwane brokatem i kładliśmy rury kanalizacyjne ze słomek prowadzące do budowanych z klocków domów. Próbowaliśmy też przygotowywać kartki świąteczne, ale to nie szło najlepiej.
W kolejny weekend podjęliśmy próbę wybrania się na Jarmark, choć okoliczności również wydawały się mało sprzyjające. Pojechaliśmy na wrocławski Rynek. Wszystkie kramiki i atrakcje Adaś omijał szerokim łukiem. Można było posłuchać bajek, ale przecież tam były inne dzieci. Z kolejki Adasia interesowało tylko to, kiedy ona stanie, a potem od nowa - przyglądał się jak jeździ w kółko, żeby wyłapać moment, gdy zacznie zwalniać, wymienią się jadące nią dzieci i znów ruszy. Na sam koniec poszliśmy zobaczy choinkę, ale wkoło zgromadzeni byli ludzie, oglądający rzeźbienie w lodzie. Adaś więc nie był zainteresowany.
A obok...niepozornie latające bańki mydlane. Adaś oglądał je jak oczarowany, a kiedy mógł sam spróbować był taki szczęśliwy! Ja tymczasem nie spodziewałam się, że Adasiowi robienie olbrzymich baniek mydlanych będzie szło aż tak dobrze. Wyobrażacie sobie to? Wkoło mnóstwo ludzi patrzących, jak Adaś wyczarowuje wielkie, lecące w niebo bańki?

Pełne skupienie na początku, profesjonalne podejście...



Zaczynamy! Wyobrażam sobie, ile wysiłku Adaś musiał w to włożyć, ale za to ile miał z tego radości :)




Koniec spaceru był lekko kryzysowy. Zmęczenie dało się we znaki. Ostatnie metry dzielące nas od samochodu Adaś pokonywał stylem mieszanym - na rękach u mamy lub od słupka do słupka. Ale mimo wszystko dał radę chłopak! A wyprawa była super!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz