niedziela, 21 lipca 2013

Kiedy patrzę wstecz...kiedy patrzę w przód...

Podczas ostatniego pobytu w szpitalu kilka razy słyszałam pytanie - dlaczego właściwie Adaś jest diagnozowany w kierunku zaburzeń ze spektrum autyzmu? Nie wygląda na dziecko autystyczne!
Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszyło. Cieszyło mnie to, że problemów Adasia nie widać na pierwszy rzut oka.
Nie powinnam mieć problemu z wyjaśnieniem, dlaczego spektrum autyzmu. W końcu to my - rodzice - zauważyliśmy, że z dzieckiem jest coś nie tak. Potem zostało to potwierdzone przez specjalistów. Tymczasem pytanie okazywało się trudne.
Mogłam powiedzieć, że Adaś nie lubi dzieci, ma kłopot w relacjach z rówieśnikami. Jednak w przypadku trzylatka, który na co dzień nie ma kontaktu z grupą rówieśniczą, to chyba słabe kryterium.
Mogłam mówić, że rok temu, zanim Adaś zaskoczył wszystkich ogromnym skokiem rozwojowym, było zupełnie inaczej. Nie mówił niemal nic. Teraz wypowiada zdania wielokrotnie złożone, odmienia wyrazy, używa trybu warunkowego. Ale znów - niewiele mówiący dwulatek nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem.
W którymś momencie zdałam sobie po prostu sprawę, że nie mam kontaktu ze swoim dzieckiem. Nie miało tu najmniejszego znaczenia - mówiącym czy nie.
Teraz, kiedy patrzę wstecz widzę w Adasiu zwykłego chłopczyka. Problemy, przez które przechodziliśmy oddaliły się na tyle, że albo już nie pamiętam, jak to było, albo mam wrażenie, że każde dziecko tak się zachowuje na pewnym etapie rozwoju.
Tylko kiedy patrzę na inne dzieci, dostrzegam te subtelne różnice.
Na przykład młodszy kolega Adasia. Też niewiele mówiący w wieku dwóch lat. Chyba niewiele więcej, niż Adaś w tym wieku. Za to niezwykle komunikatywny. Książkowo pokazuje palcem, odwraca wzrok i patrzy na mamę. Te gesty i mimika tak wiele mówią. Adaś tak nie robił. Świata wokół zdawał się nie dostrzegać, a mamę tylko wówczas, gdy czegoś chciał...
Wtedy jakoś tak łzy mi napływają do oczu, bo widzę właśnie tę odmienność synka, której na pierwszy rzut oka nie widać.

Za nami kolejna wizyta w przedszkolu. To zwykłe, prywatne przedszkole. Tyle, że w naszej miejscowości, nie trzeba by jeździć do miasta. Ciągle szukamy najlepszego rozwiązania.
Pani dyrektor bardzo rzeczowo z nami porozmawiała. Od początku zaznaczaliśmy, jakie Adaś ma problemy. Padły też pytania, bardzo wnikliwe i szczegółowe, które dały mi wiele do myślenia.
Pytania o przyszłość Adasia - jak ją sobie wyobrażamy. Trudne. Za trudne. Dotąd nie sięgałam myślami nawet o rok do przodu, nie mówiąc już o perspektywie szkoły podstawowej.
Omówienie zajęć tematycznych, jakie dzieci mają w przedszkolu. Rozwijanie talentów i tak dalej.
Adaś na zajęciach - rytmika, angielski, gimnastyka. Czy da radę? Nie wiem. Może okazać się, że odstaje od rówieśników bardziej, niż nam się wydaje. Równie dobrze może poradzić sobie świetnie i na koniec przedszkola pisać i czytać lepiej niż inne dzieci. Wybitny czy goniący tyły? Nie wiem.
Oglądaliśmy przedszkole. Zobaczyłam salę, w której stały dwa stoliki, a przy każdym po sześć krzeseł. Wyobraziłam sobie, że Adaś miałby siedzieć przy takim stoliku z piątką innych dzieci. Z co najmniej jednym z nich najprawdopodobniej stykałby się łokciem. Powiedziałam, że mógłby w takiej sytuacji poczuć, że "kolega go boli". Padło pytanie z pozoru proste:
-Czy myśli pani, że Adaś byłby w stanie uderzyć inne dziecko?
Nie wiem. Po prostu nie wiem. Jak o tym pomyślę to chyba mógłby. Równie dobrze mógłby uciec.
To nie było pytanie zadane z obawą, sugerujące, że "trudne dzieci" są niemile widziane. Wiedziałam, czułam, że było zadane po to, by wiedzieć, czego można się spodziewać i lepiej reagować w razie konfliktów.
Przy takich właśnie pytaniach jeszcze bardziej uświadamiam sobie, że projekt przedszkole to wielka niewiadoma, wszystko może być albo tak, albo zupełnie odwrotnie. Po prostu nie wiem, a wszelkie przewidywania muszą zakładać skrajnie różne scenariusze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz