środa, 6 lutego 2013

Trochę do tyłu, trochę do przodu

Chwilami zastanawiam się czy powinnam była pisać dwa poprzednie posty. Może napisałam zbyt emocjonalnie, może parę słów za dużo. Zanim cokolwiek napisałam odczekałam parę dni, żeby spojrzeć na sprawę z dystansu. A jednak - może te parę dni to za krótko?
Przeczytałam raz jeszcze.
Mam nadzieję, że to, co napisałam zostało odebrane zgodnie z moją intencją. To tylko i wyłącznie moje przemyślenia, moje emocje, moja próba uporania się z myślami. Nic ogólnego. Mam nadzieję, że nikomu nie podcięłam skrzydeł.

Mam wrażenie, że w zeszłym tygodniu zaliczyliśmy chwilowy regres. Na szczęście chwilowy. Nie chodzi tutaj o zachowanie Adasia - bo z tym zawsze raz było lepiej a raz gorzej. Chodzi mi bardziej o same umiejętności i funkcjonowanie społeczne. Pani logopeda od razu zauważyła, że Adaś jest bardziej wycofany. Jednego dnia nie potrafił włożyć klocków do pudełka, choć z sorterami radzi sobie już bardzo dobrze i to od dawna. A tamtego razu jakby nagle nie wiedział, do czego to służy, jak się za to zabrać. Było jeszcze parę innych, podobnych sytuacji.
Na szczęście wszystko wróciło do normy. W pewnych kwestiach idziemy nawet do przodu.
Najważniejsze, że udało nam się wyjść z domu, kiedy na podwórku były inne dzieci. Nie tylko! Udało nam się podejść i chwilę pobawić. Adaś oczywiście bawił się sam, a o rok młodsi koledzy nie nalegali szczególnie, żeby Adaś się do zabawy przyłączył. To jednak dla mnie duży krok naprzód.
Za pierwszym razem zadziałał fakt, że kolega robił babki ze śniegu. Wracaliśmy akurat z zajęć i przechodziliśmy obok. Adaś uwielbia robienie babek ze śniegu ,więc dał się namówić. Wzięliśmy z domu swoją łopatkę i poszliśmy.
Wczoraj mieliśmy iść do sklepu. W którymś momencie Adaś wziął krzesło i zaczął je przesuwać w kierunku okna. Ze zdziwieniem patrzyłam na to, co robi. Postawił krzesło naprzeciwko okna, wdrapał się na nie i usiadł. Siedział tak i patrzył za okno. Kiedy podeszłam zobaczyłam, że patrzy jak się bawią inne dzieci. Zapytałam, czy chce pójść do dzieci, ale krzyczał, że nie. Chce do sklepu. Zaproponowałam, że możemy wyjść, najpierw chwilkę pobawi się z dziećmi, a potem pójdziemy do sklepu. Kiedy przechodziliśmy obok cały czas powtarzał "Adaś idzie do sklepu, Adaś idzie do sklepu..." Tak jakby dodając sobie odwagi i zapewniając siebie samego, że właśnie tam idziemy. Przystanęliśmy. Adaś przez dłuższy czas stał obok mnie wpatrując się nieruchomo w jeden punkt. Po jakimś czasie się oswoił z sytuacją. Znów - wiaderko, łopatka i robienie babek, tym razem już z piasku.
Dla mnie to było coś zupełnie nowego. Takiego zwyczajnego. Adaś zachowywał się tak, jak inne dzieci.

Z mową dalej idziemy do przodu. Właściwie mogę powiedzieć, że Adaś potrafi powiedzieć już niemal wszystko. Najbardziej upodobał sobie tryb warunkowy. Używa go przy każdej możliwej okazji. Codziennie rano słyszę: "Jak Adaś zje kaszkę to mama zrobi więcej." Pojawiają się też zdania wielokrotnie złożone.
Niedawno, kiedy jechaliśmy autobusem do logopedy, Adaś stwierdził:
-Dzisiaj Adaś jedzie do pani. Wczoraj Adaś nie jechał do pani, natomiast Adaś był w sklepie.
Musiałam poprosić o powtórzenie, bo nie mogłam uwierzyć, że mój 2,5-latek posługuje się słowem "natomiast".
Być może kiedy dziecko rozwija się harmonijnie dla rodziców taki zasób słownictwa nie jest żadnym zaskoczeniem. Ja jednak ciągle mam w głowie, że jeszcze 4 miesiące temu Adaś posługiwał się niespełna dziesięcioma wyrazami.

W poniedziałek byliśmy w poradni genetycznej. Adaś miał pobraną krew do badań. Był bardzo dzielny, tylko trochę zapłakał. Rozbroił szanowne grono lekarskie, kiedy na widok aparatu fotograficznego zrobił "uśmiech numer 5".
Niczego nowego się nie dowiedzieliśmy. Podobnie jak w lipcu - najprawdopodobniej to nic genetycznego.

Wracaliśmy do samochodu. Tata tłumaczył Adasiowi zasady poruszania się w mieście:
-To jest chodnik, po nim chodzą ludzie. A tu jest ulica - tu jeżdżą samochody.
Po jakimś czasie przechodziliśmy niedaleko oddziału położniczego. Tata pokazał Adasiowi:
-Adasiu, tu się urodziłeś.
Zdanie to zapewne nie miało dla Adasia żadnego znaczenia, więc nie rozumiejąc, o co chodzi, powtórzył poprzednio wyuczoną lekcję:
-Tu jeżdżą samochody.

2 komentarze:

  1. Myszko to jest Twój blog i masz pełne prawo do wyrażania na nim swoich uczuć i emocji. Nic złego nie napisałaś w dwóch poprzednich postach...wyraziłaś swój żal, ból, smutek, bezsilność...Na pewno nikomu nie podcięłaś skrzydeł. Wiesz ten ostatni rok zmagania się z autyzmem u Pawełka nauczył mnie tego - jeżeli tak to mogę określić, że są lepsze dni kiedy tryskam humorem, energią i optymizmem. Ale są też takie dni, kiedy wyję w poduszkę i leżę w ciemnym pokoju przez całą noc bijąc się ze swoimi myślami. Gratuluję i zazdroszczę ( oczywiście w pozytywnym znaczeniu ) mowy u Adasia:)))U nas póki co pomalutku mowa rusza, ale szkrab bardziej mówi w swoim języku...dwór to wór, brokuły to kokuły itp.:) Jako jedyna rozumiem go prawie bezbłędnie, ale to dlatego, ze siedzę z nim cały czas:) A ponieważ przy mowie posługuje się gestami, więc kojarzę poszczególne słowa:) Mam nadzieję, ze i u nas za jakiś czas Pawcio zacznie mówić po ludzku:)Buziaczki kochani:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Adaś też mówi jeszcze dość niewyraźnie. Na przykład brokuły to u niego "bofał" a weźmie to "węwę" :) Zazwyczaj ja go rozumiem, ale już inni niekoniecznie (albo rozumieją coś innego niż Adaś chciał powiedzieć). Zdarza się i tak, że kompletnie nie możemy się dogadać, ale na szczęście coraz rzadziej.
    Jestem po wrażeniem postępów Pawełka. Zobaczysz, będzie tak jak z książeczkami :)

    OdpowiedzUsuń