poniedziałek, 11 lutego 2013

Podróż do Warszawy z przygodami

W zeszłym tygodniu byliśmy w Warszawie w poradni chorób metabolicznych.
No cóż. Nie poprosiłam o trzymanie kciuków, żeby podróż pociągiem przebiegła bezproblemowo, więc nie obyło się bez opóźnień i innych atrakcji.
Staliśmy sobie na peronie oczekując na pociąg relacji Wrocław-Warszawa. W tle z głośników poinformowano, że "pociąg w dniu dzisiejszym nie zatrzymuje się na stacji Wrocław Nadodrze". Zignorowałam tę informację, nie zastanawiając się zbytnio nad przyczyną. Przecież nas to nie dotyczy. Po chwili sms - zerwana trakcja, komunikacja zastępcza, pociągom dalekobieżnym dołączają lokomotywę spalinową. Oj, chyba więc nas dotyczy! Tą drogą pociąg przejechał dwie stacje w mieście i stanęliśmy. Staliśmy tak prawie 1,5 godziny. Konduktor uspokajał, że zaraz ruszymy, a potem "będziemy nadrabiać" - cokolwiek miało to znaczyć (oby tylko krótsze postoje, bo wolałam żeby nie wiązało się to ze zwiększoną prędkością podczas jazdy).
Adaś siedział wyjątkowo grzecznie, patrzył za okno, komentował. Ale za nic nie wyglądał na śpiącego. Obawialiśmy się trochę, jak zniesie te 7 czy 8 godzin w podróży, jeśli w ogóle nie będzie w tym czasie spał.
W końcu ruszyliśmy. Pociąg powoli jechał przez niewykarczowane zarośla, gałęzie stukały w okna. Prawie 2 godziny w pociągu i jesteśmy w punkcie wyjścia.
Na szczęście zaraz, gdy tylko pociąg wrócił na właściwą trasę i nabrał tempa, Adaś usnął i spał przez 3 godziny. Potem obudził się, zjadł resztę kanapek, włącznie z tymi, które były dla mamy i taty ;) i grzecznie bawił się przez dalszą część podróży. W pewnym momencie pociąg stanął w środku pola, było już ciemno. Rzuciłam w powietrze "gdzie my jesteśmy". Na to Adaś odpowiedział "w pociągu" :)
Warszawa przywitała nas śniegiem. Pamiętam, jak nie tak dawno Adaś podchodził do śniegu z dużą rezerwą. Teraz, idąc ulicami, nie przepuścił żadnej zaspie śnieżnej. Z upodobaniem wchodził w śnieg po kolana, tarzał się w nim, brodził.

Następnego dnia wizyta w poradni. Lekarka przejrzała dokumentację Adasia (zbiera nam się tego coraz więcej), wysłuchała naszej relacji i uznała, że nie widzi powodów, żeby diagnozować Adasia pod kątem chorób metabolicznych. Zaproponowała skierowanie do poradni zaburzeń żywienia, ale po rozmowie zgodziła się z nami, że Adaś musiałby prawie nic nie jeść, gdyby miało chodzić o kwestie żywienia. A dla nas byłaby to kolejna podróż do Warszawy. Mamy się zgłosić za rok, jeśli nadal Adaś będzie tak słabo przybierał i coraz bardziej odstawał od siatki centylowej.
Dla nas pozostaje otwarte pytanie - czy Adaś tak słabo przybiera na wadze ze względu na hipotrofię, czy też hipotrofia była spowodowana tym, że od początku coś było nie tak.
Nie pisałam o tym na blogu. Miałam zamiar zrobić to zakładając bloga, ale jakoś słowa się nie kleiły aż w końcu uznałam, że albo zacznę pisać na bieżąco, albo nigdy. W każdym razie Adaś jest wcześniakiem. Urodził się w 35 tygodniu ciąży ze znaczną hipotrofią. Jego waga - 1650g - odpowiadała mniej więcej 30-31 tygodniowi. Początkowo słyszeliśmy, że dogoni rówieśników. Teraz już nie. Nie byłby to dla mnie problem, gdybym miała pewność...gdybym czuła, że za tym nic się nie kryje, że taka po prostu uroda Adasia. Tymczasem nie wiem. Lekarze też nie wiedzą. Jesteśmy odsyłani z jednej poradni do drugiej. Wielokrotnie słyszałam, że przyczyna jest, ale być może pozostanie nieodkryta.
Pocieszające jest to, że obecnie Adaś pod względem rozwoju nie odbiega bardzo od rówieśników. Cechy autystyczne trochę się schowały. Czasami mam wrażenie, że mi się tylko wydawało, iż były. Zapewne gdyby nie to, stresu byłoby znacznie więcej. Obecnie każdy lekarz widzący Adasia po 2 minutach stwierdza, że społecznie i intelektualnie jest dobrze. Nieraz słyszeliśmy opinię, że gdyby nie ten prawidłowy rozwój społeczny byłyby znacznie większe powody do niepokoju.

Wracając z poradni postanowiliśmy zwiedzić trochę stolicę. Poszliśmy do Parku Łazienkowskiego. Adaś był zachwycony.



Do Wrocławia wracaliśmy nocą. Atrakcje takie, że przy nich poprzednie 1,5 godzinne opóźnienie pociągu to nic. Na dworcu tłumy z nartami. Nasz pociąg zwie się "Karkonosze". Więc gdzie ci wszyscy ludzie jadą? Oczywiście  - w naszym kierunku. Pani w kasie nie poinformowała nas, że cały pociąg objęty jest rezerwacją miejsc. Pytała czy chcemy wykupić miejscówki. Całe szczęście, że mąż się zdecydował. Chciał wykupić też dla Adasia, ale kasjerka uznała to za zbędne. W pociągu niespodzianka - 8 godzin z Adasiem na kolanach. Na szczęście konduktor zrozumiał sytuację, pocieszył, że nie my pierwsi mamy taki problem i miejsce się znalazło. Kolejnych przygód nie będę już opisywać. Brrr - nie chce nawet wspominać. A na Śląsku po całym wagonie gonili się pseudokibice z ochroną pociągu.
Adaś całą drogę przespał. Kiedy przyjechaliśmy zadowolony opowiadał babci i dziadkowi, że jechał pociągiem i był w Warszawie. Mam wrażenie, że Adasiowi wyjazd się podobał. Do tego był taki grzeczny, że sami byliśmy pod wrażeniem. Ciocia, u której się zatrzymaliśmy na jedną noc, również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz