czwartek, 20 grudnia 2012

Jak się dogadujemy z Adasiem

Z dogadywaniem się bywa różnie.
W kwestii komunikacji jest (żeby nie zapeszyć) nieźle, ale ostatnio dwa razy Adaś sprawił, że mało nie padłam, zanim się zorientowałam co tak naprawdę synek chce mi przekazać.
Pewnego razu zapytałam Adasia czy chce kromkę chleba z masłem. Przywykłam już do tego, że Adaś często nie odmienia wyrazów, więc jak go zapytam "czy lubisz..." uzyskam odpowiedź "lubisz", w najlepszym wypadku "lubić". Tym razem w odpowiedzi usłyszałam..."podać". Kiedy zastanawiałam się, skąd mój synek zna takie słowo i wie, że można powiedzieć "podaj" zamiast "daj" (którego zresztą nigdy nie mówi...zaraz może "daj" nie przejdzie, ale za to "podaj" to już nie to samo?), Adaś pobiegł i przyniósł z łazienki podest, żeby dosięgnąć do blatu i smarować ze mną kanapki. Wtedy to doznałam oświecenia, że nie o "podać" chodziło a o "podest".
Dziś kiedy zabrałam się za przygotowywanie obiadu, Adaś popatrzył na przygotowane mięso i powiedział "to mięso, wołowe". No, mało nie padłam! Skąd on to słowo wziął?! Wkręcił się po swojemu i powtórzył to jeszcze kilkanaście razy. Po którymś z kolei powtórzeniu tego samego dotarło do mnie, że Adaś nie mówi "wołowe" a "surowe". Tak, to ostatnio przerabialiśmy - jak mama robi obiad to nie należy się zbliżać do surowego mięsa.
Wczoraj jedno zdarzenie uświadomiło mi, że rzeczywiście jest tak, iż ja rozumiem Adasia, bo jestem z nim na co dzień, zawsze na bieżąco wiem, jakie słowa przyswaja i znam kontekst. Byliśmy u babci, wyszłam do innego pokoju a babcia bawiła się z Adasiem. Po chwili Adaś przybiegł mówiąc coś, czego zupełnie nie mogłam zrozumieć. Mama wyjaśniła mi, o co chodzi z żartobliwym komentarzem, że na chwilę straciłam dziecko z oczu i już zupełnie nie mogę się z nim dogadać. W sumie sporo w tym prawdy...
Dociera też pomału do mnie, że Adaś być może mówi mniej wyraźnie niż inne dzieci.
Zajęcia z logopedą idą nadal opornie, choć już bez płaczu. Na zakończenie ostatnich zajęć pani chwaliła Adasia, że tak ładnie pracował. Adaś tymczasem stał, odwrócony tyłem, z miną jakby każde słowo sprawiało mu wręcz fizyczny ból. W końcu ledwo dosłyszalnie wyszeptał "dość". Tata wyczytał to słowo z ruchu ust. Widać, jaki to ogromny wysiłek dla Adasia, żeby wytrzymać choćby te 30-45 minut ciągłego bombardowania mową.
Ja na co dzień staram się dużo mówić, ale mama to mama. Jak w domu przechodzimy do ćwiczeń zadanych przez logopedę, opór jest ogromny. Tymczasem z zadaniami od pani psycholog rzadko kiedy mamy problem. Ostatnio Adasiowi tak się spodobało naklejanie oczu, noska i ust we właściwych miejscach, że przez cały tydzień nic innego nie chciał robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz