środa, 14 września 2016

Mistrz lania wody

Są miejsca, w których Adaś zapomina o całym świecie. Zawsze tam, gdzie jest woda. Jeśli dodatkowo ta woda jest w ruchu - to jest już pełnia szczęścia. Wsiąka bez reszty. 
Wybraliśmy się w weekend nad Stawy Milickie.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Adaś pobiegł na plac zabaw. Początkowo obchodził go z kilku stron. Frekwencja, konkurencja - jak zwał tak zwał. Na placu zabaw były inne dzieci i to w dość sporej liczbie, co zupełnie to miejsce dyskwalifikowało.
Potem dzieci sobie poszły, Adaś więc przystąpił do odkrywania przestrzeni. Od razu udał się w miejsce, które wcześniej przykuwało jego uwagę - do drewnianych rynien ze spływającą wodą. Przekonał się, że na górze jest kran, z którego można puszczać wodę.
Mistrz lania wody.
Chociaż musiał wspinać się na palce, wyciągać ręce do góry i choć cała ta czynność była dla niego ogromnym wysiłkiem fizycznym - nie odpuścił. Zafascynowany wodą. 
Potem przyszły inne dzieci, ale Adaś już nie uciekł. Chyba nawet odnalazł się w roli dostarczyciela wody.




Okolica oferuje sporo innych atrakcji, ale...
Zwierzyniec - tyle, co przeszliśmy obok,
Stawy - hm...były,
Płuczka karpia - sama sobie obejrzałam,
Ścieżka sensoryczna - jak wyżej,
Muzeum - zaliczone, wszedł Adaś i wyszedł. 
Nawet jakby mnie ktoś zapytał, co jeszcze było na tym placu zabaw, to nie odpowiem. Nie wiem. Cały czas i całą uwagę pochłonęło lanie wody.

Później Adaś zarządził spacer po lesie i był to pierwszy nasz leśny spacer sprawiający prawdziwą przyjemność wszystkim. Żadnego przymusu, motywowania i obaw, że zaraz nastąpi bunt na pokładzie. Mogę nawet dodać, że był to pierwszy dłuższy spacer, podczas którego Adaś nie wspomagał się ramionami mamy czy taty. 




Na koniec, jak zwykle, kilka krajobrazów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz