czwartek, 4 sierpnia 2016

U fryzjera

Umówiliśmy się na dzisiaj do fryzjera całą rodziną. Trzeba było. Małżonek mój mógł już włosy związywać w kitkę - i nie ma w tym ani odrobiny przesady (nie wybaczy mi, że to napisałam!), a Adasia pilnowałam tylko na tyle, żeby mu włosy do oczu nie wpadały i przyznaję, że nawet całkiem uroczo wyglądał ze złotymi loczkami. Moja fryzura, choć generalnie niezbyt wyszukana, również wymagała fryzjerskiej ręki.
Wybrałam bezpieczną godzinę, późne popołudnie i...zaliczyłam popisowe spóźnienie. Siedziałam w pracy zamykając miesiąc (kto pracuje w księgowości ten wie, co mam na myśli, a kto pracuje w korporacji ten wie tym bardziej). Wstyd nawet napisać o ile później byłam, i wstyd napisać, że to nie pierwszy raz, kiedy coś zawalam przez pracę. Swoją drogą niemal 10 lat temu moją motywacją do poważnych zmian było równie popisowe spóźnienie się na podwójną walentynkową randkę, w wyniku czego mój mąż - a wówczas jeszcze chłopak - musiał spędzić godzinę w kawiarni w towarzystwie mojej przyjaciółki i jej chłopaka. Męża to, jak widać, nie zniechęciło, ale mi się zapaliła czerwona lampka. Dzisiaj, kiedy tak szłam spóźniona do fryzjera, przypomniałam sobie tamtą sytuację.
Na szczęście Adaś z tatą byli na czas i zanim pani fryzjerka ich obsłużyła, ja zdążyłam dojechać. Minęliśmy się w drzwiach salonu fryzjerskiego. Chłopcy zadowoleni, uśmiechnięci, w nowych fryzurach. Adaś szczerzył się od ucha do ucha. 

Kiedy siadłam na fotelu, po pytaniach zasadniczych (jak strzyżemy? grzywka prosto? ile skrócić włosy z tyłu?), padło:
-Jak się podobała nowa fryzura pani synkowi?
-Chyba się podobała, bo tak się szeroko uśmiechał - odparłam. 
Widzieliśmy się jakieś dwie minuty, w drzwiach, więc trudno mi było wywnioskować coś więcej.
-Z niego to taka gaduła - kontynuowała pani fryzjerka - opowiedział mi wszystko...
No i obleciał mnie strach, co też tam Adaś naopowiadał ;) Z jednej strony to dobrze, że taki rozmowny, ale z drugiej strony...Więc powiedział pewnie, że był u babci, był na wieży widokowej (był? nie zdążyłam zapytać, ale babcia miała go tam zabrać - zresztą podziwiam babcię za chęć zabrania dziecka w takie miejsce, bo ja - szczerze - bym się nie odważyła), o wakacjach, pociągach...i co jeszcze?
Problem w tym, że Adaś naprawdę potrafi opowiadać wszystkim i o wszystkim. Taka gaduła. Bez zahamowań. Nie ważne, czy ktoś chce słuchać czy nie. Adasiowa specyfika w pełnym wydaniu.
Więc po omówieniu poruszanych przez moje dziecko tematów pani fryzjerka zapytała:
-On ma 6 lat?
-Tak, to pewnie też powiedział - zaśmiałam się.
-Powiedział! Tylko...
Wiedziałam już, o co chodzi.
-...tylko nie wiedziałam, czy tak mówi, czy tyle lat ma naprawdę.
-Naprawdę ma 6 lat. Jest drobny jak na swój wiek, wiem.
-Może jeszcze nadrobi? Dzieci to różnie...
Adaś w nowej fryzurze
(prezentacja rysunku pociągu) 
Taka rozmowa u fryzjera. Jest, jak jest i ja o tym wiem. Adaś nie słyszał - bo był już z tatą w domu - więc luz zupełny. W takich chwilach może trochę bardziej uświadamiam sobie, że drobną budowę ciała u Adasia po prostu widać, choć mi ostatnio wydaje się już bardzo dużym chłopcem. Ta drobna budowa kontrastuje z elokwencją godną dużo starszych dzieci.
Nie drażnią mnie jednak takie rozmowy ani nie czuję się w obowiązku opowiadać w salonie fryzjerskim o przyczynach, dla których Adaś jest drobny. Ja mam takie podejście, po prostu.

Tak czy inaczej wywnioskowałam, że Adaś u fryzjera był bardzo dzielny i - co więcej - całkiem swobodnie się tam czuł. Wyszedł chwaląc się wszystkim swoją nową fryzurą.
A wieczorem - zupełnie przypadkiem - dowiedziałam się, że...Adaś tak dobrze dogadywał się z panią fryzjerką, iż tatuś postanowił wyskoczyć mu po sok do sklepu drzwi obok <padłam, jak usłyszałam>

1 komentarz: