poniedziałek, 20 czerwca 2016

Uprzejmie donoszę...

Pisałam w komentarzu pod poprzednim wpisem, jak minęła nam sobota. Mamy już wprawdzie kolejny weekend za sobą, ale ten poprzedni zasługuje jednak na osobny wpis, ponieważ był zupełnie wyjątkowy.
Adaś nie lubi festynów. Nie przepada przynajmniej. Są może pewne elementy takich wydarzeń, które mógłby polubić (wiecie - smakołyki, bańki mydlane...), ale cała otoczka nie pozwala mu się nimi cieszyć, bo jest za głośno, za dużo ludzi i zbyt wiele się dzieje. 
Tym razem było zupełnie inaczej. Całe sobotnie popołudnie spędziliśmy na pikniku i Adaś nie protestował. Wręcz przeciwnie - dobrze się bawił. Najlepszą zabawą było przyglądanie się, jak rodzice grają w siatkówkę ;) Adaś tak już ma - zamiast samemu w czymś uczestniczyć, woli się przyglądać. Zamiast budować tory dla kolejki, woli przypatrywać się, jak mama je buduje. Zamiast grać w piłkę, woli patrzyć, jak grają inni (ewentualnie sędziować lub stać na bramce).
W każdym razie było boisko do siatkówki plażowej (ogromna piaskownica!), były bańki mydlane, był plac zabaw i gofry. To Adasiowi do szczęścia wystarczyło. Najważniejsze jednak, że było w miarę cicho, spokojnie i teren duży. 




Po intensywnej sobocie przyszła niedziela. Kolejne wyzwanie. Wizyta u znajomych. 
Rzadko chodzimy w gości i rzadko, przynajmniej ostatnio, gości miewamy. Początkowo nawet próbowaliśmy prowadzić jakieś tam życie towarzyskie, ale nauczeni doświadczeniem, zmęczeni zwyczajnie tymi próbami, chyba odpuściliśmy. Adaś przeżywał za każdym razem. Biegał wkoło - z emocji. Albo wpadał w histerię. Był czas, że nawet wizyta Babci była dla niego wyzwaniem.
Bałam się, szczerze mówiąc. Nowe miejsce, mnóstwo dzieci i jeszcze dodatkowe emocje związane z meczem Polska-Irlandia. 
Znów mnie synek zaskoczył. Świetnie było. Adaś kibicował dzielnie przez pierwszą połowę. Potem oznajmił, że idzie się bawić z dziećmi, ale tata ma mu koniecznie dać znać, gdyby działo się coś ciekawego na boisku. 
Bawił się z innymi dziećmi w turlanie, samochody i zwierzątka. Potem podszedł do maluszka położonego na kocyku. Przyjrzał mu się, po czym spróbował naśladować jego kołysanie się - tak, jakby zaraz miał zacząć raczkować. Potem opowiadał mu o różnych rzeczach. 
Po skończonym meczu pobiegł zobaczyć, co się dzieje. Po chwili wrócił i oznajmił:
-Wiesz, Wojtek (stale myląc imię chłopca), Polska wygrała Mistrzostwo Europy. 0:2.
Rozczulające to było.
Ja odzyskałam trochę wiary, że takie spotkania ze znajomymi, mogą być nawet przyjemne...Trochę wiary, że warto próbować.
Wieczorem, niemal w tym samym czasie, stwierdziliśmy z mężem:
-Ale Adaś dzisiaj dał radę! W ogóle nie różnił się od pozostałych dzieci. (ja)
-Ale jednak na tle innych dzieci widać, że Adaś odbiega zachowaniem. (tata Adasia)
Prawda jest zapewne taka, że można widzieć szklankę do połowy pustą lub do połowy pełną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz