poniedziałek, 22 czerwca 2015

Zlot zabytkowych samochodów

Za nami intensywny, ale bardzo przyjemnie spędzony weekend. 
Trochę na zastępstwo, bo pierwotnie w ten weekend Adaś miał spać u babci i dziadka, tymczasem plany się nieco pozmieniały. Z wyprzedzeniem, ale jednak. 
Nocowanie u dziadków zostało przełożone na przyszły weekend. Po raz pierwszy Adaś ma spędzić noc bez rodziców. Hmm...stres jest, ale chyba nadszedł odpowiedni moment. Tym bardziej, że inicjatywa była po stronie Adasia.
A było tak...Tydzień wcześniej zostaliśmy zaproszeni na wspólne oglądanie w telewizji niezwykle-ważnego-meczu piłki nożnej. Przez cały dzień był niemożliwy upał, ponad 30 stopni. Pojechaliśmy późnym popołudniem. Akurat podczas drugiej połowy meczu rozpętała się porządna burza. 
-Jak wy pojedziecie do domu, jeśli ta burza nie przejdzie? Chyba będziecie musieli tutaj nocować...
Był to oczywiście żart, ale Adaś zaczął wnikliwie sprawdzać, czy może burza jednak nie ustaje. Tak po swojemu:
-Pada jeszcze...O! Zagrzmiało...To chyba musimy tu spać!
Pomimo, że pomruki burzy były już ledwo słyszalne, a po ulewie została tylko mała mżawka.
Odbyła się więc rozmowa z Adasiem na okoliczność "chcę spać u babci!". Adaś wyraził chęć nocowania u babci nawet bez rodziców. Dał sobie wytłumaczyć, że teraz nie bo burza sobie poszła, a nie mamy przy sobie pidżamki i szczoteczki do zębów.
...Zaistniałą okoliczność trzeba jednak wykorzystać.

Wracając do minionego weekendu.
W niedzielę byliśmy na zlocie zabytkowych pojazdów w Oławie. 
Śmiem twierdzić, że Adasiowi się podobało, nawet bardzo, choć oczywiście postanowił spędzić ten czas na swój sposób. Myślę, że to dobre rozwiązanie. Nic na siłę. 
Czasami nachodzi mnie refleksja, że Adaś niczym się nie interesuje...Przecież chyba wszyscy chłopcy lubią auta, albo maszyny budowlane, albo pociągi, autobusy, albo dinozaury, albo...
Może trochę mnie to dziwi, tak irracjonalnie. Bo dzieci z zespołem Aspergera mają często wręcz obsesyjne zainteresowania, a u Adasia, zanim postawiono diagnozę autyzmu, podejrzewano "raczej" zespół Aspergera. Tymczasem Adaś nic. Fontanny lubi.

Przyjechaliśmy. Zgromadzony tłum nieco przerósł nasze wyobrażenia. Jednym słowem, spodziewaliśmy się, że będzie dużo oldsmobili i dużo ludzi, ale nie spodziewaliśmy się, że będzie ich aż tak dużo! Jednych i drugich. 
-Chcę balonik! - zakrzyknął Adaś na wstępie i chyba tylko to pragnienie sprawiło, że wytrzymał w tym tłumie i hałasie chwilę.
Znaleźliśmy balonik. Adaś dostał nawet dwa, takie "uciekające", więc trzeba je było przywiązać. 
-Chcę jeść! - zawołał Adaś po chwili. Byliśmy co prawda po obiedzie, ale co zrobić...
Tata z wujkiem poszli więc oglądać stare samochody, a my poszliśmy szukać jedzenia. W drodze minęliśmy plac zabaw. Nic szczególnego. Osiedlowy plac zabaw pamiętający chyba czasy mojego dzieciństwa. Metalowa zjeżdżalnia, karuzela i piaskownica. Tyle. Ale był pusty. Zupełnie pusty. Nikogo - wszyscy na festynie. 
Zjeżdżał Adaś do woli. Pod zjeżdżalnią było trochę piasku. 
Przyjemnie chropowaty. Można dotykać go dłońmi. Czemu tylko dłońmi? Można po każdym zjechaniu ze zjeżdżalni w nim lądować, tarzać się. Można nasypać go do rękawów. Można nim sypać. Taka mała stróżka, prosto przed oczami.
Potem karuzela. Szybciej! Szybciej! 
Potem znowu zjeżdżalnia. Znowu tarzanie się w piasku i sypanie nim. (Cóż, piasek to nic, gorzej, gdy Adaś sypie na siebie i wrzuca sobie za koszulkę żwirek, którym są wysypane niektóre place zabaw).
Widać, że Adaś potrzebował tego typu wrażeń sensorycznych. Zresztą - ostatnio wyraźnie widzę, że potrzebuje ich bardzo, bardzo mocno. 

Festyn dobiegł końca. Załapaliśmy się na przejazd opuszczających zlot samochodów. Obejrzeliśmy zwycięską Syrenkę. Potem Adaś przyglądał się, jak pewien bardzo stary samochód wjeżdża na lawetę. Ale nam się trafiła gratka! Tuż obok nas! Opel z czasów międzywojennych. 
Po jakimś czasie Adasia zaczęło nurtować pewne pytanie...
-Czy jest zepsuty? - zapytał, po swojemu nie precyzując, o co chodzi ("skoro ja wiem, to przecież wszyscy wiedzą").
Wytłumaczyliśmy mu, że samochód nie jest zepsuty, ale nie da rady dojechać do domu.
-Przecież ma koło zapasowe z tyłu! - oponował Adaś, który uprzednio kazał bardzo dokładnie obfotografować to koło zapasowe umieszczone z tyłu pojazdu. Widać było fascynujące.
Jak ma sprawne opony - to dojedzie. A jak przebije oponę - to zmieni. Banalnie proste, prawda? No i po co mu ta laweta...

Sądzę, że Adasiowi się podobało. 
Wracaliśmy w dobrych humorach. Adaś też.
-Mamo, patrz ile tu kur!
-Mamo, patrz! Wiatraki! Nie wiedziałem, że w Oławie są wiatraki.
Myślę, że nie każdy zrozumie, co w tym jest takiego niezwykłego. Dla mnie jednak to było niezwykłe.
Adaś przyglądał się mijanym krajobrazom. Co więcej, znalazł coś, co zainteresowało go tak bardzo, że postanowił się tym ze mną podzielić!

2 komentarze:

  1. mi się bardziej podobały Warszawy ;-) też byliśmy- pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że się nie spotkaliśmy w takim razie:(
      Choć trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, ile ludzi przyjechało na ten zlot i to, że my prawie cały czas spędziliśmy na placu zabaw ;)
      PS. Adaś już pytał, kiedy znów będzie taki zlot...bo chciałby pozjeżdżać na tej zjeżdżalni ;)

      Usuń