czwartek, 27 listopada 2014

Lekcja matematyki i lekcja w teatrze

Niedawno miałam okazję uczestniczyć w zajęciach pokazowych w Adasia przedszkolu. Były to zabawy matematyczne. Rodzice zostali zaproszeni, żeby zobaczyć, jak przedszkolaki się uczą i bawią.

Dzieci usiadły w kółeczku na środku sali. Rodzice pod oknami, na malutkich krzesełkach.
Pomimo tego, że w sali zgromadziło dosyć dużo osób (14 dzieci i 14 rodziców, plus panie przedszkolanki, a pod koniec i pani dyrektor dołączyła), nadal było przestronnie, spokojnie. Prawie zwyczajnie. Prawie, jakby nas pod tymi oknami nie było.
Adasiowi przypadło pierwsze zadanie - miał pozbierać wszystkie kropelki w jednym kolorze, a następnie ułożyć je pod chmurką tego samego koloru. Tego nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Przecież Adaś UWIELBIA układać...
No i układał kropelki z niezwykłą precyzją, swoim zwyczajem równiutko w rządku - pomimo zapewnień, że aż tak dokładnie nie trzeba. Trochę to trwało. Policzenie tych kropelek to już był drobiazg.
Następnie dzieci uczyły się liczyć na klockach. Po dwóch minutach Adaś miał klocki ułożone równiutko w rządku. Po pięciu minutach zbudował z tych klocków samolot. Potem zupełnie stracił zainteresowanie wszystkim wkoło. 

Z jednej strony byłam ogromnie dumna z synka, że w ogóle wziął udział w takich zajęciach, ale drugiej strony miałam gulę w gardle. Rozczarowanie? Chyba nie do końca. Raczej zderzenie z rzeczywistością.
Mogę patrzyć na szklankę do połowy pustą lub do połowy pełną. 
Zobaczyłam w Adasiu dziecko autystyczne. Niestety - boli. Jakkolwiek to zabrzmi, ja tego na co dzień nie widzę. Wiem, że Adaś ma diagnozę, na co dzień mamy takie czy inne problemy... 
Chyba jednak do tej pory zaakceptowałam papier - dokument poświadczający, że Adaś ma autyzm, jakąś klasyfikację medyczną, a nie fakt, że Adaś różni się od innych dzieci...
Cieszę się, że synek odnalazł się w nowym przedszkolu, że ma kolegów, jest lubiany. Adaś naprawdę jest lubiany! Kilka razy podchodzili do mnie rodzice innych dzieci:
-To pani jest mama Adasia? Bo mój synek/moja córeczka to bardzo Adasia lubi. Bo on taki spokojny. 
Tylko myślałam...Hm...Myślałam, że autyzm to Adaś ma tylko w domu? Sama nie wiem.
Biorąc jednak pod uwagę, że Adaś jest autystyczny, to przecież mogę być dumna. Mogę być dumna, że w zajęciach uczestniczył, że nie uciekł, nie wystraszył się. Nie wyglądał nawet na przejętego obecnością rodziców. No i jestem dumna. 

Wczoraj Adaś pojechał na przedszkolną wycieczkę do teatru. Oczywiście obawiałam się, jak to będzie. Na pewno było to wymagające dla Adasia, dużo wrażeń, spory wysiłek psychiczny i fizyczny. Ale było dobrze.
Podobno wychodząc z teatru Adaś wziął ulotkę, mówiąc:
-Być może zapomnę, o czym było to przedstawienie, ale jak będę miał obrazek, to na pewno sobie przypomnę i będę mógł opowiedzieć.
Potem jechaliśmy jeszcze na zajęcia SI. Wszystkim po drodze Adaś pokazywał ulotkę i opowiadał, że w przedstawieniu były takie pączki, jak sprzedają w Biedronce i że mama mu nigdy takiego pączka nie kupiła. Wyszłam na wyrodną matkę? ;)
Jak zobaczyłam, co to był za spektakl (Pączkowe Drzewo; uwaga - link włącza się z muzyką), to tym bardziej ucieszyłam się, że Adaś jednak pojechał z całym przedszkolem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz