wtorek, 28 października 2014

Szczepienia

Kolejny temat, za który zabierałam się od dawna i za każdym razem dawałam sobie spokój. Za dużo emocji, zbyt wiele znaków zapytania. Trudno rzeczowo podjąć temat, który budzi tyle kontrowersji. 
Mamy swoje doświadczenia, które mogą być zupełnie różne od doświadczeń i przekonań innych rodziców. 
Przez ostatnie niemal dwa lata temat szczepień nie dotyczył nas osobiście. Ostatnią szczepionkę Adaś otrzymał w marcu 2012. Spokój na kilka lat, zero dylematów. Czasami tylko natrętne myśli "co by było gdyby..." Tego nie wiem i najprawdopodobniej nigdy wiedzieć nie będę. 
Nie oznacza to, że obok doniesień medialnych na temat szczepień przechodziłam zupełnie obojętnie. Wręcz przeciwnie. Gotowało się we mnie nie raz.
Teraz temat wraca. Podczas ostatniej wizyty w przychodni z powodu adasiowego zapalenia krtani, zapytałam o bilans czterolatka. W książeczce zdrowia dziecka widnieje odpowiednia karta, choć nikt z lekarzy szczególnie nam o tym nie przypominał. Pani doktor odpowiedziała, że w przypadku dziecka z taką historia medyczną, będącego pod opieka wielu poradni specjalistycznych i meldującego się u przeróżnych lekarzy nie rzadziej niż raz na miesiąc, nie ma potrzeby na ten bilans specjalnie przychodzić .
Trzeba natomiast za rok zjawić się w poradni dzieci zdrowych na obowiązkowe szczepienie...

Nie wiem, czy szczepienia miały wpływ na obecny stan zdrowia Adasia. Wiem natomiast, ze szczepienia Adaś zniósł źle. 
Wiem też, że nie zawsze mogłam liczyć na rzetelną informację na temat szczepień ze strony lekarzy. Mam świadomość, że dane na temat niepożądanych odczynów poszczepiennych są zaniżane, a problemy poszczepienne bagatelizowane lub uznawane za niezwiązane ze szczepieniem.
Takie mamy doświadczenia, niestety.

Adaś, urodzony jako wcześniak, szybko z tego wcześniactwa został wyciągnięty, przynajmniej na papierze. W końcu urodził się w 35 tygodniu ciąży. Wylewów nie miał, nieprawidłowości neurologicznych nie wykazywał. Pozostała niska masa urodzeniowa, odpowiadająca mniej więcej 31 tygodniowi ciąży, ale tą żaden z lekarzy się nie przejmował. Za każdym razem słyszeliśmy, że "nadrobi". 
Dostaliśmy zielone światło, żeby szczepić Adasia zgodnie z kalendarzem szczepień, jak każde dziecko urodzone o czasie.
Pierwsze szczepienia poza szpitalem, przewidziane na 2-gi miesiąc życia, Adaś dostał więc, ważąc mniej więcej tyle, co drobniejszy noworodek. 
Szczepiliśmy Adasia szczepionką skojarzoną oraz, dodatkowo, zalecaną wcześniakom szczepionką przeciw pneumokokom. Nigdy nie zgodziłam się na podanie obu tych szczepionek podczas jednej wizyty, pomimo zapewnień lekarzy, że jest to postępowanie standardowe i w pełni bezpieczne, a oszczędza dziecku niepotrzebnych wycieczek do przychodni. Zawsze zachowywaliśmy przynajmniej dwa tygodnie odstępu.
Po pierwszej szczepionce Adaś przespał dwa dni. Zgłosiliśmy, ale lekarka skomentowała, że w takim razie "szczepienie zniósł dobrze".
Po 2 tygodniach trafił do szpitala z zapaleniem płuc. Potem kaszlał jeszcze przez miesiąc. Pani doktor z poradni chorób zakaźnych mówiła, że może to być krztusiec. W wypisie jednak widnieje tylko "infekcja górnych dróg oddechowych o nieokreślonej etiologii". Czy miało to związek ze szczepieniem? Tego nie wiem i wiedzieć nie będę. 
Największe obawy wzbudzała we mnie szczepionka na odrę, świnkę i różyczkę. Wiedziałam, że bardzo obciąża organizm. Jest to jedyna podawana dzieciom szczepionka zawierająca aż trzy żywe wirusy. Nie bałam się wtedy rtęci, bałam się tych trzech wirusów na raz.
Jako matka wiedziałam też, że nie był to najlepszy czas na szczepienie mojego dziecka.
Adaś był wtedy po długiej chorobie, trwającej niemal 2 miesiące. Trzy różne serie antybiotyku, pobyt w szpitalu, kroplówki, OB na poziomie 120 i...brak przyczyny. Wtedy pierwszy taki epizod.
Po wyjściu ze szpitala, ze względu na stan zdrowia Adasia, przychodnię odwiedzaliśmy dość często. Choć przychodziłam w innym celu, za każdym razem musiałam odmawiać zaszczepienia dziecka. Zaczęły się uniki. Zdarzyło się nawet, że lekarka nie chciała wydać dziecku zaświadczenia do żłobka, że jest już zdrowe, ale...chciała je przy okazji zaszczepić!
Wiele razy stanowczo walczyłam o nie-zaszczepienie mojego dziecka. Odczekaliśmy parę tygodni od zakończenia antybiotyku.  Uwierzyliśmy zapewnieniom, że już nie ma ryzyka większego niż standardowo i Adaś dostał Priorix. 
Na drugi dzień po szczepieniu zaczął się "zawieszać". Pomimo sceptycznego podejścia do szczepień, nie uwierzyłabym w taką historie, gdybym tego nie widziała na własne oczy. Adaś patrzył gdzieś w przestrzeń i nie dało się w żaden sposób zwrócić na siebie jego uwagi. To były takie kilkunasto-kilkudziesięciominutowe zapatrzenia. 
Przed oczami stanęły mi wszystkie doniesienia na temat związku szczepionki MMR z autyzmem. 
Odetchnęliśmy z ulgą, kiedy po trzech dniach Adaś dostał silnej biegunki. Rotawirus. Chociaż wiązało się to z kolejnym, dość długim, pobytem w szpitalu, to jednak w zaistniałych okolicznościach wydawało się czymś niemal błahym. W końcu były dużo gorsze opcje...
Wreszcie ostatnie szczepienia. Moja czujność została już uśpiona. Ostatnia dawka. Koniec. Po sprawie. Była to kolejna dawka szczepionki, którą Adaś już wcześniej dostawał. Synek był w pełni zdrowy, nawet katarku nie miał przez ostatnie trzy miesiące. Poza tym nie był już niemowlakiem. 
Nie spodziewałam się, że akurat po tej szczepionce będą największe problemy. 
W nocy Adaś dostał bardzo wysokiej gorączki, dochodzącej do 40 stopni i trudnej do zbicia lekami. 
Znów zgłosiliśmy w przychodni, ale jedynym komentarzem było "dobrze, że to już ostatnia dawka". Tyle. Wiem, że nic nigdzie nie nie zostało zgłoszone. Oficjalne statystyki mówią o około 10 takich przypadkach rocznie...
Było jeszcze coś, na co początkowo nie zwróciłam uwagi. Drobniutka wysypka wokół noska. Z dnia na dzień coraz większa i większa. Po trzech miesiącach Adaś miał wielkie, czerwone i suche plamy na policzkach. Schudł pół kilograma, co w jego przypadku było naprawdę dość znaczną utratą wagi. Dopiero podczas rutynowej wizyty w poradni gastroenterologicznej lekarz powiedział nam, że to się zdarza - alergia pokarmowa, najczęściej na białko jajka. Ale jak to? Adaś miał wykonywane 4 miesiące wcześniej testy alergiczne, które niczego nie wykazały. Najmniejszego śladu alergii. "Zdarza się, ze szczepionka aktywuje alergię. Proszę spróbować wykluczyć jajka z diety" Zadziałało...
2-letni Adaś był na poziomie dziecka niespełna rocznego, zupełnie nie zainteresowany światem zewnętrznym, niemówiący, krzyczący przy określonych dźwiękach. 
Wcale nie chcę powiedzieć, że wcześniej Adaś rozwijał się książkowo, bo mam świadomość, że książkowo nigdy się nie rozwijał. Nie było typowego regresu, który wiązałabym z takim czy innym wydarzeniem.
Po tych wszystkich doświadczeniach nie uważam jednak, że szczepionki są bezpieczne dla mojego dziecka. Mam liczne obawy, że nie trafię na takiego lekarza, który będzie w stanie rozsądnie ocenić ryzyko i korzyści związane ze szczepieniem, a w przypadku problemów - ich nie zbagatelizuje.

2 komentarze:

  1. Moja Droga! Czytając ten wpis, mam wrażenie, jakbyś sama odpowiadała na swoje wątpliwości...
    Mnie doświadczenia z Ignacym nauczyły jednego (więcej, ale to tu ma znaczenie;)): słuchaj najpierw swojej intuicji, nie zagłuszaj jej. A dopiero potem innych- zwłaszcza lekarzy w kwestiach szczepień :( Taka prawda...
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Droga! Czytając twój wpis, mam wrażenie, jakbyś zawarła w nim odpowiedź dotyczącą swoich wątpliwości...
    Mnie doświadczenia z Ignasiem nauczyły jednego (więcej, ale to tutaj ma znaczenie) :
    słuchaj swojej intuicji, nie zagłuszaj jej. A dopiero potem innych, zwłaszcza lekarzy w kwestii szczepień... taka prawda :(
    Trzymaj się! Siebie przede wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń