niedziela, 5 października 2014

Pierwszy miesiąc w nowym przedszkolu

Kiedy podejmowaliśmy niełatwą dla nas wszystkich decyzję o zmianie przedszkola, gdzieś tam w głowie miałam nadzieję, że za rok - gdy spojrzę wstecz - będę mogła powiedzieć, że był to krok właściwy. Bałam myśleć w krótszej perspektywie czasu i zastanawiać się, jak będzie po tygodniu, miesiącu czy nawet półroczu?
Ze zmianą przedszkola wiązaliśmy jakieś tam nadzieje - inaczej byśmy się jej nie podjęli. Przede wszystkim liczyłam, że będzie lepiej niż było. Byłam już przekonana, że zachowanie status quo do niczego nie prowadzi. 
To była taka iskierka nadziei, mała, maleńka. Obaw było za to mnóstwo - bo sama zmiana, kolejna adaptacja, a to zawsze duże wyzwanie dla takiego dziecka, jak Adaś. Bo w poprzednim przedszkolu się nie udało, więc wewnętrzny lęk przed kolejną porażką i pytanie - co jeśli i tym razem się nie uda?

Tymczasem minął pierwszy miesiąc Adasia w nowym przedszkolu. 
Aż się boję to napisać, żeby coś się nie popsuło, ale...jest dobrze, a nawet bardzo dobrze!
Zmiana przerosła nasze oczekiwania. W najbardziej optymistycznych scenariuszach nie zakładałam, że może być tak, jak jest.
Wyrażając to najprostszymi słowami mam poczucie, że Adaś, będąc w przedszkolu, jest w dobrych rękach, w przyjaznym dla niego środowisku. 
Pierwsze łzy wzruszenia były jakieś dwa, a może nawet trzy tygodnie temu. Przyszłam po Adasia i musiałam zaczekać, aż zje obiad. Adaś pobiegł z innymi dziećmi umyć ręce przed jedzeniem. Ustawił się przy umywalce, pomiędzy dwiema wyższymi od niego o głowę dziewczynkami. Jedna z nich, widząc, że Adaś nie dosięgnie do mydła, bo jest za niski, sama mu to mydło podała. Nikt jej tego nie mówił, Adaś tym bardziej nie poprosił o pomoc - bo nie potrafi. 
Kilka dni temu Adaś pokazał mi swojego ulubionego kolegę i opowiedział, w co się zwykle bawią. Zresztą - często od wychowawców słyszę, że Adaś z tym jednym chłopcem bawią się razem.
Następnego dnia, kiedy przyprowadziłam Adasia do przedszkola - a samo wejście do sali to zwykle moment kryzysowy - kolega podbiegł się przywitać. Zaraz potem przybiegła jeszcze dziewczynka. A teraz najważniejsze - Adasiowi to przywitanie wcale nie sprawiło dyskomfortu, a wręcz przeciwnie. 
W drodze powrotnej z przedszkola Adaś przybijał z innym kolegą piątkę na "do widzenia". 
Usłyszeliśmy od pani wychowawczyni pochwałę, że Adaś najlepiej z całej grupy kroi warzywa na sałatkę. Tak - ma chłopak wprawę, dużo z nami gotuje :)

Trudno mi nie porównywać i nie wyciągać pewnych wniosków. 
Oczekiwaliśmy, że w nowym przedszkolu, które jest przedszkolem integracyjnym, trafimy na ludzi, którzy będą potrafili dotrzeć do Adasia, ze względu na posiadane doświadczenie i wykształcenie. 
Tymczasem jest też wiele innych, z pozoru drobnych spraw, które razem składają się na to, że Adaś w nowym przedszkolu czuje się na pewno lepiej niż w poprzednim.

Adaś poszedł do państwowego przedszkola integracyjnego. 
Wiele się czyta o tym, że w przypadku dziecka z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego, lepsze jest przedszkole prywatne. Pragmatyczna kwestia sposobu przekazywania subwencji. Możliwość zapewnienia terapii, rozmywające się środki finansowe i tak dalej.
Może mamy wyjątkowe szczęście. Gdyby jednak każde publiczne przedszkole integracyjne funkcjonowało tak, jak to nasze, to z czystym sercem polecałabym je każdemu rodzicowi dziecka z orzeczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz