piątek, 25 kwietnia 2014

O Świętach i tym razem trochę mało świątecznych

Święta były, a my siedzieliśmy w domu. Wszystkie plany się rozmyły.
...W domu - i na szczęście w domu. Podobnie jak w Boże Narodzenie.
Adasia znowu dopadło zapalenie krtani. W czwartek wieczorem dostał wysokiej gorączki. W nocy dołączył typowy, szczekający kaszel. Dobrze, że tylko kaszel, bez duszności. Może inhalacja pomogła? W piątek rano Adaś wyglądał nawet dobrze. Dopóki działały leki przeciwgorączkowe, wszystko było w porządku. W przychodni pani doktor przyznała, że dziecko jest w świetniej formie...Nie zdążyliśmy dojechać do domu, a Adaś miał już 41 stopni gorączki.
Jakkolwiek to zabrzmi, za każdym kolejnym razem mam w sobie więcej spokoju. Wszystko przebiega podobnie. Wiem już, że może się nam uda gorączkę zbić. Wiem, co powinnam robić. To nie znaczy, że się nie boję, ale nie panikuję.
Lek przeciwgorączkowy, chłodne okłady, Relsed pod ręką i...czekanie. To jest najgorsze - czuwanie, czy gorączka zacznie spadać, czy nie dojdzie do drgawek, czy nie będzie się działo coś jeszcze gorszego.
U Adasia gorączka zaczyna spadać dopiero po godzinie od podania leku. To też już wiem z doświadczenia.
Kilka nieprzespanych nocy, kiedy czuwaliśmy, czy gorączka nie rośnie. Najbardziej boję się właśnie tego: Adaś jeszcze nigdy nie obudził się z powodu gorączki, a temperatura wzrasta u niego bardzo szybko. Lek przeciwgorączkowy, który powinien działać kilka godzin, czasem działa przez niespełna godzinę. Żeby tylko nie przegapić momentu, gdy trzeba reagować...
W piątek i sobotę żyliśmy w ogromnym napięciu. Jak zwykle - torba do szpitala gotowa, na wszelki wypadek. Stres, czy nic się nie będzie działo.
Tym razem udało się sytuację opanować.

W każdym razie, podobnie jak w Boże Narodzenie, byliśmy absolutnie niezorganizowani i nieświąteczni. Mąż na ostatnią chwilę biegł poświęcić koszyczek, którego zawartość przygotowałam w pół godziny. Czasu nie mamy, siły nie mamy, niektóre sprawy trzeba było odpuścić. Miałam nawet (pierwszy raz od nie-pamiętam-kiedy) nie ozdabiać jajek, tylko je zabarwić cebulą, ale jakoś udało mi się z całkiem niezłym efektem, wyskrobać na jajkach wzorki w 15 minut.
Chwilę wcześniej zważyło mi się ciasto na babkę, przygotowywane razem z Adasiem. Przypaliłam obiad, a wyciągając go z piekarnika oparzyłam sobie rękę. Po tej akcji mój małżonek w żartach stwierdził, że zbliżam się do anty-ideału perfekcyjnej pani domu.
Po drodze były jeszcze zakupy. Mąż, również na ostatnią chwilę, a jakże!, pobiegł do sklepu po najbardziej niezbędne artykuły żywnościowe z nadzieją, że sklep ten będzie jeszcze otwarty.

Niedzielny poranek przywitał nas słońcem. Z lekkim niedowierzaniem stwierdziliśmy też, że Adaś nie ma gorączki. Powoli odstawiliśmy leki na gorączkę...i nic. Wszystko dobrze. Zapalenie krtani jak nagle przyszło, tak nagle sobie poszło.
Święta zaczęły się dla nas w Niedzielę Wielkanocną. Jaki spokój. Jaka radość z krótkiego spaceru! Radość, że w domu i że słońce świeci. Radość z pójścia do kościoła, choć "na zmianę".
Przed Świętami zastanawiałam się, jak przekazać 3,5-latkowi ich istotę. W końcu Adaś zapytał. Spróbowałam. Krótko, jak najprościej. Jedno zdanie, które Adaś kazał sobie powtórzyć kilkanaście razy. A ja nadal nie wiem, czy stanęłam na wysokości zadania...
Z bardziej przyziemnych spraw - Adaś był elegancki. Zgodził się założyć koszulę! Po czym powiedział, że jak ma być elegancki, to skarpetki też. I wziął swoje ulubione, zielone :) 

2 komentarze:

  1. Dzielni Rodzice- ja nawet po tylu latach tracę głowę, dopada mnie panika i niepamięć ;-(
    Adasiu jesteś super elegancki :-)
    Trzymajcie się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie do końca tak. Radzimy sobie z takimi sytuacjami, jak możemy. Stres zawsze jest. Po prostu niektóre sytuacje mamy już opanowane, przez to, że zdarzały się wiele razy. Dopóki wszystko jest tak, jak bywało już poprzednio - paniki nie ma. Gorzej, gdy zaczyna się dziać coś nieprzewidzianego...
      Wczoraj w nocy właśnie tak było :(

      Usuń