poniedziałek, 3 marca 2014

Wiosenny spacer

Weekend zaskoczył chyba wszystkich wiosenną pogodą. Chociaż nie - nas nie zaskoczył. 
Któregoś poranka, jakoś tydzień temu (bo wtedy akurat chodziłam na późniejszą zmianę i to ja odprowadzałam Adasia do przedszkola), Adaś zapytał mnie, kiedy będzie wiosna. Odpowiedziałam, że kalendarzowa wiosna będzie za miesiąc, ale to wcale nie znaczy, że wtedy będzie ciepło. Ciepło może być wcześniej, lub później. Adaś nie dawał z wygraną - koniecznie chciał wiedzieć, kiedy będzie prawdziwa wiosna. Sprawdziłam więc prognozę pogody i dowiedzieliśmy się, że mamy już przedwiośnie, a wiosna, słoneczna i ciepła, będzie tuż-tuż. 
Z tej okazji Adaś zapragnął posiać kwiatki w ogródku. Obiecałam, że popołudniu pójdziemy do sklepu i kupimy nasionka. Ku mojemu zdziwieniu po powrocie z przedszkola Adaś pamiętał o tym i (uwaga!) chciał pójść na spacer - do sklepu - po nasionka. Poszliśmy, Adaś wybrał, jakie kwiatki posiejemy w ogródku. Jak na razie z sianiem czekamy, aż będzie naprawdę ciepło.

A wiosenny spacer był wczoraj. Poszliśmy aż na drugi koniec wioski. Po drodze minęliśmy plac zabaw, ale Adaś dyskretnie udał, że nie widzi. 
Po zdjęciach można by pomyśleć, że Adaś szedł cały czas sam, ale tak naprawdę momenty te były bardzo krótkie i bez wózka byśmy nie dali rady. Zawsze w takich chwilach nasuwa mi się myśl, że być może 3,5-latek nie powinien już korzystać z wózka? Chciałabym chodzić z Adasiem na piesze spacery, a tymczasem wózek jest nam absolutnie i koniecznie potrzebny, nawet żeby pójść do pobliskiego sklepu. Czy to nasze błędy wychowawcze? A może blokada psychiczna dziecka? Czy może wreszcie te spacery są naprawdę ponad możliwości Adasia? Nie wiem, ale nie raz męczą mnie te myśli. Był pewien czas prób...chyba bardziej walki, bo po takich spacerach byliśmy bardziej zmęczeni niż wypoczęci. A wczoraj to był naprawdę fajny, wspólnie spędzony czas. Skłaniam się więc ku stwierdzeniu, że nic na siłę i przyjmuję status quo.  
Kiedy wracaliśmy miało miejsce dość niezwykłe dla nas wydarzenie. 
-Tutaj mieszka mój ulubiony sąsiad! - zawołał w pewnym momencie Adaś. 
Zdezorientowana popatrzyłam na wskazywany budynek, mieszczący się na drugim końcu wioski, który widziałam ze dwa, może trzy razy w życiu. Po jakimś czasie mąż przypomniał sobie, że kiedyś rzeczywiście byli tam z Adasiem. Mieszka tam pewien mężczyzna, który kiedyś zaprosił ich na podwórko i chwilę razem posiedzieli. Tyle, że to było co najmniej 1,5 roku temu! Od tamtego czasu ani razu tam nie byliśmy, ani nawet nie przechodziliśmy tamtędy, a Adaś bezbłędnie rozpoznał to miejsce.
Podobno dzieci nie pamiętają tego, co się wydarzyło zanim skończyły 3 lata. Tamto wydarzenie miało miejsce, kiedy Adaś miał niespełna 2 lata. Mąż, kiedy podzieliłam się z nim tą refleksją, stwierdził, że Adaś najprawdopodobniej "wszystko" będzie pamiętał. Niesamowita pamięć, ale zarazem budząca w nas lekki lęk. 

Wieczorem w kościele Adaś dał popalić jak mało kiedy. Punktem kulminacyjnym było wejście do konfesjonału i odśpiewanie "Baranku Boży..." - bo Adaś zazwyczaj odtwarza z pewnym opóźnieniem kolejne fragmenty Mszy. 
Pod koniec Mszy nie wiedziałam już, gdzie mam oczy podziać. Najczęściej w takich sytuacjach wychodzimy w trakcie, ale tym razem nie było jak.
Po wyjściu powiedziałam Adasiowi:
-Nie podobało mi się dzisiaj twoje zachowanie w kościele. Rozumiem, że byłeś zmęczony, ale zachowywałeś się niegrzecznie.
Na co Adaś:
-Mamusiu, ja wcale nie chciałem być niegrzeczny. Mi się tylko ta budka tak bardzo spodobała.
...

2 komentarze:

  1. I TAK TRZYMAJ ADAŚ- msze dla dzieci są za długie, Magdalena też po pierwszych pięciu minutach kombinuje jak zwiać ;-) A z wózkiem- odpuść sobie, niedługo ADASIA NIE DOGONISZ :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że ja bym bardzo chciała odstawić już spacerówkę, choćby poświęcając trzy razy tyle czasu, co teraz, na przejście jednej uliczki, ale nie udaje mi się :( Spacery piesze kończą się atakiem histerii, koniecznością znoszenia Adasia z drogi, jak jedzie samochód (u nas są drogi gruntowe i mało uczęszczane, więc służą i pieszym i pojazdom), aż wreszcie muszę go nieść. Docieramy do domu - Adaś krzyczący, ja zmęczona do granic możliwości.
      Niestety nawet w lepszym humorze Adaś za bardzo nie chce chodzić i tu się właśnie zastanawiam - czy to wina naszego podejścia, czy też jakiejś rzeczywistej bariery; czy powinnam go zmuszać do pieszych spacerów, czy odpuścić.

      Usuń