czwartek, 13 marca 2014

Dwie strony

Wiosnę mamy niemal już w pełni. Korzystamy z niej, ile się da. Adaś wyjątkowo chętnie wychodzi z domu. Przesadą byłoby napisanie, że inicjuje takie wyjścia, ale zgadza się na nie bez większych oporów. Co więcej - widać, że wiosenne spacery sprawiają mu radość. 
Niedzielną wyprawę do naszego ulubionego parku zaczęliśmy od mocnego akcentu - Adaś przejechał kilkadziesiąt metrów na trójkołowym rowerku. Potem był długi spacer, podczas którego podziwialiśmy krokusy. 
Rowerek...
...taniec pod Halą Stulecia 
zakończony pięknym szpagatem...
...a następnie kilka okrążeń wokół nieczynnej fontanny.
Spacer zaliczony :)
Ostatnio Adaś bardzo lubi kwiatki. Zaczął nawet zauważać nasze roślinki doniczkowe, stojące na oknie i koniecznie chce je podlewać. Myślę, że nie tylko z troski o kwiatki, ale z przyjemności patrzenia na wodę. W każdym razie musimy przygotować grafik podlewania, najlepiej po jednej roślince dziennie. Inaczej nasze kwiatki długo nie przetrwają. To tak na marginesie ;)
Wczoraj Adaś, kiedy przyszłam po niego do przedszkola, przybiegł do mnie i rzucił mi się na szyję. Jakie to było przyjemne uczucie! Potem długo się zastanawiałam, czy kiedykolwiek wcześniej Adaś tak mnie przywitał. Nie wiem, ale i tak było to zupełnie wyjątkowe. 
Potem spacer i zabawa ze spotkanym po drodze kolegą z sąsiedztwa.
Dzisiaj Adaś przeszedł samego siebie. Bawił się z kolegą ponad godzinę i nie chciał wracać do domu! Ulubioną zabawą Adasia jest ostatnio bieganie, a mama i tata nie mają przecież tyle energii, żeby biegać całe popołudnie. A kolega ma :)
W drodze powrotnej z przedszkola doszło do rozmowy o latarniach. Czemu o latarniach? Bo są przy drodze, którą szliśmy (dziś wyjątkowo inaczej niż zwykle).
Kiedy Adaś usłyszał, że nie wolno dotykać latarni, zapytał dlaczego.
-W latarni płynie prąd i dotykanie jej może być niebezpieczne. O, widzisz znaczek?
Adaś zlustrował latarnię wzrokiem. 
-Teraz to chyba nie płynie prąd, bo latarnia nie świeci. 
...
Potem przyglądaliśmy się kurom w gospodarstwie. 
-Widzisz, Adasiu? Kury! 
Cisza.
-Jak robią kury?
Cisza.
-Kury robią ko-ko-ko.
-Mamo, nie robią ko-ko-ko, bo jedzą.
...
Tą drogą w pięć minut Adaś rozłożył mnie na łopatki ;) 

To jedna strona naszej rzeczywistości. Jak najbardziej prawdziwa. 
Jest jeszcze druga strona. Równie prawdziwa. Codzienne wybuchy złości, krzyku. Codziennie te same elementy dnia nie do przejścia. Od miesięcy, czy nawet lat. Zawsze po przyjściu z przedszkola, w progu niemal, następuje wybuch płaczu. Powody bywają różne, ale wiem, że są one tylko i wyłącznie pretekstem. Następnym trudnym momentem jest wieczorne mycie. Nieraz po takim dniu, wieczorem, mam ochotę się po prostu wypłakać. 
Szukam sposobów, żeby uniknąć sytuacji kryzysowych. Bo może, zaraz po przedszkolu, trzeba Adasiowi dać spokój, niech sobie poleży, odpocznie. Ale on nie potrafi. To może od razu go czymś zająć? Ale jest zmęczony. A może plan popołudnia umieścić w przedpokoju, żeby zaraz po wejściu do domu Adaś wiedział, co go czeka? A może...myślę, próbuję. Właściwie - myślimy, próbujemy, bo trudno z tego procesu wyłączyć tatę Adasia. 
Niestety, często zostaje po prostu bezsilność, bezradność. Czasem złość na samego siebie, że można coś było rozegrać inaczej i może wtedy...
Dzisiaj przyszłam po Adasia. Dzieci ubierały się do wyjścia na dwór. Ogarnęłam wzrokiem szatnię. Wszystkie maluszki, siedziały w równym rządku, każdy przy swojej szafce. Obok starsze grupy. Adasia nie ma. 
Znalazłam go po chwili. Siedział pomiędzy chłopcami ze starszej grupy, kręcił głową i pokrzykiwał po swojemu, zagłuszając otaczający go hałas. 
Potem mi powiedział, że dzieci mu zasłoniły ciuchcię (jego znaczek na szafce) i dlatego musiał poczekać. 

1 komentarz: