niedziela, 26 marca 2017

Rozpoczęcie sezonu

Wreszcie przyszła wiosna. Zdecydowanie był to pierwszy prawdziwie wiosenny weekend w tym roku. Odpowiedni czas, żeby zacząć prace ogrodowe. 
Rozpoczęliśmy na całego, bo Adaś, jak już się na coś nastawi, to nie odpuści. Na początek postanowił posiać wczesne marchewki. Pomidory też chciał siać, ale na szczęście na to jest jeszcze sporo za wcześnie. Kolejnej grządki bym nie dała rady przekopać, mąż chyba też. 


Dzisiaj wieczorem przybiegł Adaś z ogrodu i oznajmił stanowczo, że jego marchewka potrzebuje szklarni. W końcu obiecał już babci, że poczęstuje ją marchewką z ogródka, a tymczasem marchewka jest w niebezpieczeństwie! Widział, jak chwilę wcześniej kot przebiegł przez jego świeżo obsianą grządkę.
Jak myślicie, ile można rozmawiać o odpowiednim zabezpieczeniu marchewki na grządce? Godzinę. Dyskusja o szklarni była przed kąpielą, w jej trakcie i podczas przygotowań do snu. Właściwie był to w znacznej mierze adasiowy monolog, który dopiero kategoryczne "idziemy spać" mogło go przerwać.
Prawdziwy pasjonat-ogrodnik.

Wczoraj prace ogrodowe, dzisiaj spacer w poszukiwaniu wiosny...a właściwie w promieniach wiosennego słońca, którego szczególnie szukać nie trzeba było. Adaś jechał na swoim rowerze (bez dodatkowych kółek!) Na fali rośnięcia, którą obserwujemy od roku, rowerek ów powoli dołącza do rzeczy "za małych", ale umiejętność jazdy od zeszłego roku nie została zapomniana. 


Kiedy już powoli wracaliśmy ze spaceru, usłyszałam stukanie dzięcioła. Nie jest to częsty odgłos, chciałam więc, żeby i Adaś go usłyszał:
-Adaś! Słyszysz?...To dzięcioł.
Synek rozejrzał się.
-Gdzie on jest?
-Nie widać go - odparłam.
-Jest niewidzialny? - zapytał Adaś tak, jakby to było całkiem możliwe.
No i trzeba było wytłumaczyć, że taki paradoks - dzięcioła słychać, nie widać i wcale nie jest niewidzialny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz