niedziela, 15 maja 2016

Majówka przedszkolna

W Adasia przedszkolu odbył się coroczny piknik rodzinny, dla nas już drugi. Rok temu obawialiśmy się, jak to będzie. Teraz podeszliśmy do sprawy z dużo większą swobodą. Adaś już w tylu przedszkolnych (i poza przedszkolnych) wydarzeniach uczestniczył, że byliśmy zupełnie spokojni. 
Przekonana byłam że Adaś, jak tylko zobaczy kolegów, pobiegnie się bawić. Po występach przygotowanych przez poszczególne grupy, rzecz jasna. Małżonek mój, obserwując rodziców przybyłych na piknik z młodszymi pociechami - rodzeństwem przedszkolaków, stwierdził nawet z lekką nostalgią, że nam to się chyba będzie nudzić ;) Nasz całkiem duży już chłopak będzie biegał za kolegami, a rodzicom pozostanie wypicie w spokoju kawy, rozmowy z innymi rodzicami (jedynaków), pogaduchy i dyskretne śledzenie, gdzie to się Adaś aktualnie znajduje. Na to, że Adaś zechce wziąć udział w konkursach organizowanych na scenie, nie liczyliśmy.
Troszkę w tych wszystkich wyobrażeniach wybiegliśmy za bardzo do przodu, bazując na doświadczeniach z zabaw urodzinowych, w których Adaś miał przyjemność uczestniczyć. 
Jednak festyn to coś zupełnie innego niż urodziny. Odbywa się na wolnym powietrzu, jest więcej osób, mimo wszystko więcej się dzieje i jest głośniej. Trudniej odnaleźć się w tym wszystkim. 
Adaś nie odstępował nas niemal na krok. Nie za bardzo wiedział, co tu ze sobą zrobić i chyba nawet nie za bardzo chciał, żebyśmy mu podsuwali jakieś pomysły. W połowie zabawy najchętniej by się udał do domu. Koledzy bawili się to w grupkach, to z rodzicami uczestniczyli w konkursach. Adaś większość czasu spędzał pisząc palem po piasku.
Podeszła do Adasia koleżanka i zapytała:
-Co ci jest?
Adaś pytanie zignorował. Wstał, odszedł parę kroków. Potem znowu zajął się pisaniem palcem po piasku. 
Wtedy dziewczynka kucnęła obok niego i również zaczęła pisać palcem po piasku...
Wytrwałe i mądre. 
Niejeden dorosły by tak nie potrafił...

Nie traktuję tego festynu jako porażki. Nic z tych rzeczy. Nie uważam nawet, że jest gorzej niż było, choć w rzeczywistości możliwe, że tym razem Adaś na festynie odnalazł się gorzej niż rok temu. 
Nie każdy lubi festyny. 
Nie każdy musi lubić festyny. 
Nie sądzę, żeby lubienie lub nielubienie festynów było warunkiem udanego życia towarzyskiego.
Są przecież osoby, które w życiu radzą sobie całkiem nieźle, a tego typu rozrywek nie znoszą wręcz. Nie uczestniczą w nich wcale, a jeśli już przyjdą, to po pięciu minutach myślą tylko, jak by się tutaj dyskretnie ulotnić.

Edit: Pozwoliłam sobie wnieść kilka zmian do wpisu. (Tak, tak były się zdjęcia ale się usunęły. Nie to, żeby było na nich coś, co należy "ocenzurować", nic z tych rzeczy. Usunęły się absolutnie zgodnie z moimi wątpliwymi zdolnościami komputerowymi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz