środa, 19 lutego 2014

Same radości

Dzisiaj napiszę o radości wczorajszego poranka. A także o dzisiejszym popołudniu. Ogólnie będzie o samych pozytywach, które ciszą ogromnie i...nie powiem, nieco nas zaskoczyły.
Wczoraj rano Adaś prawie całą drogę do przedszkola przeszedł sam!!! Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Warunek był jeden - Adaś musiał iść kilka metrów za mną. Ze względu na warunki zewnętrzne, czyli godzinę 8.30 rano i niemal żaden ruch samochodowy wokoło, mogliśmy sobie na to pozwolić. 
Adasia uśmiech numer pięć ;)
Sam spacer nie był zamierzony. Był raczej dziełem przypadku, a konkretnie...Obudził mnie sms od męża "zapomniałem wyjąć wózka z bagażnika". Oznaczało to, że czeka mnie i Adasia piesza droga do przedszkola. Do przejścia, jak najbardziej. Nie mamy daleko. Jednak dotychczas każda taka próba kończyła się klęską. Założyłam więc, że droga zajmie nam godzinę, będę musiała nieść krzyczącego i kopiącego Adasia, do przedszkola dotrzemy ledwo żywi i cała okolica na pewno będzie o tym wiedziała. 
Wyszliśmy z domu, nawet na czas. Nastawiłam się psychicznie na wyżej wymienione atrakcje. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Adaś szedł sobie jakieś 5 metrów za mną, równo trzymając dystans - nie zbliżając się ani nie oddalając zbytnio. Spacer w pięknym porannym słońcu. Marzenie! Chyba nawet nie wiedziałam, jak może wyglądać taki spacer...
Dzisiaj natomiast, siedząc w pracy, dostałam wiadomość od męża, który właśnie odbierał Adasia z przedszkola. Pisał, że jakbym widziała, jak się Adaś na przedszkolnym podwórku bawi z koleżanką z grupy, to bym się chyba popłakała z radości. Nie widziałam, a i tak mało się nie popłakałam z radości, choć warunki zewnętrzne raczej temu nie sprzyjały. 
W domu za to czekała mnie cała relacja. Uwaga...Adaś sam mi opowiedział w co się bawili!!!

1 komentarz:

  1. i dla takich chwil warto żyć, będzie ich więcej :-) Trzymam kciuki za samodzielność Adasia

    OdpowiedzUsuń