czwartek, 13 lutego 2014

Orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego

Dla porządku chronologicznego zacznę od kilku słów wstępu.
Na szczęście ostatnie zapalenie krtani u Adasia przebiegło wyjątkowo łagodnie i daliśmy radę w domu. Już po tygodniu Adaś był prawie zupełnie zdrowy. Na wszelki wypadek został w domu jeszcze parę dni i od dwóch tygodni znów chodzi do przedszkola. Co prawda nie mamy pewności, czy się coś nowego nie szykuje...Oby nie!
Po tygodniu siedzenia w domu zaczęły się za to problemy innej natury, bardziej emocjonalnej, że tak powiem. Codziennie przynajmniej godzina płaczu z pozornie błahego powodu. Nieraz przyczyny wybuchu złości w ogóle nie potrafiliśmy się domyślić. 
Z jednej strony rozdrażnienie po chorobie, z drugiej może zwykła domowa nuda. Jednak najbardziej prawdopodobną przyczyną takiego stanu rzeczy były problemy z komunikacją.
Adasiowe zapalenie krtani przeszło na mnie. Na tydzień straciłam głos (i wcale nie o chrypkę chodziło, chrypkę to mam teraz), tylko zupełnie nie mogłam mówić. Kiedy tak któregoś wieczoru, po kolejnym trudnym dniu, usiadłam z myślą "jak długo jeszcze to może trwać?", tata Adasia stwierdził:
-Trudno się dziwić, przecież Adaś cię od tygodnia nie słyszał.
Eureka! Tak, chyba o to chodziło. 
Wszelkie próby nawiązania kontaktu były na wstępie wskazane na porażkę. Adaś rozumie komunikaty słowne. Rozumie plan dnia wyrażony obrazkowo. Nie rozumie gestów. Nie patrzy na drugą osobę. 
Frustracja była ogromna. Czy to było tak, jakbym przez ten tydzień niemal dla niego nie istniała?
Zrozumiałam, jak trudne musi być wprowadzanie komunikacji alternatywnej z dzieckiem autystycznym. 
...

Wczoraj zanieśliśmy do przedszkola orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. Przed nami trudna rozmowa z dyrekcją. 
Długo to wszystko trwało. Dwa grudniowe terminy w poradni psychologiczno-pedagogicznej nam przepadły. Pierwszy odwołała poradnia, potem Adaś był w szpitalu. Wreszcie udało się - styczeń. Adaś zdołał wyzdrowieć. Ja za to absolutnie nie nadawałam się, żeby gdziekolwiek pójść.
Wizyta w poradni przypadła więc tacie Adasia. Naturalnie uznałam chyba za oczywistość, że Adaś i tata dadzą radę, ale małżonek nie był tego taki pewien. Czekałam więc w napięciu ich powrotu, myśląc, jak sobie radzą i czy uda się wszystko załatwić. 
Z mojej głowy zniknęło orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego widziane jako pewna bariera do przejścia, pewien próg (czy moje dziecko naprawdę wymaga szczególnego wsparcia?). Pojawiło się za to w formie zupełnie pragmatycznej, jako (kolokwialnie rzecz ujmując) sprawa do załatwienia. Coś, o co trzeba się postarać, bo Adaś bez tego nie daje sobie rady. 

W progu stanęli radosny i umorusany czekoladą Adaś oraz jego tata. Mąż na wstepie poinformował mnie, że Adaś już w drodze zjadł jajko niespodziankę (męskie metody wychowawcze).
Adasiowi testy psychologiczne bardzo się podobały. Widziałam. Był mniej więcej tak szczęśliwy, jak zwykle bywają dzieci po wizycie w figlogaju.
Wieczorem, od męża, dowiedziałam się, że Adaś kolejne zadania mógłby rozwiązywać w nieskończoność, dopasowywanie obrazków szło mu rewelacyjnie, ciągle domagał się czegoś nowego. Następne zadanie, następne, następne...W końcu trafiło się zadanie, które Adaś wykonał nieprawidłowo, co pani psycholog skwitowała stwierdzeniem:
-No wie pan, w końcu musi być jakaś granica...
Wyniki testu w skali Leitera - powyżej przeciętnej i znacznie powyżej przeciętnej. 

Mój prywatny rollercaster. W wesołym miasteczku nigdy bym do czegoś takiego nie wsiadła. W życiu bywa różnie. 
Nasza codzienność przypomina raczej wędrówkę po górach - z trudem zdobywane szczyty, po to, by potem iść w dół, i znowu w górę...
Ale to coś trochę innego, na co wpływu nie mam i co zmienia się jakby świat wirował wkoło. To, co słyszymy. Opinie takie, czy inne. 

Dziś odebraliśmy też z przedszkola opinię semestralną Adasia. Rozwój mowy jest jego najmocniejszym punktem. Szalone, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz