sobota, 16 listopada 2013

Codzienność

Na szczęście gorączka Adasiowi przeszła, zmęczenie również. Obecnie nic mu nie jest, nie licząc kataru, co jest zapewne efektem częstych wizyt w przychodni. Tak to niestety jest, przychodzi się z jednym problemem, a wychodzi z drugim. Ale katar nam nie straszny.
Tydzień był dosyć intensywny. Badania, przychodnia i jeszcze wizyta u neurologa. Do tego próba pogodzenia pracy mamy, pracy taty i adasiowego nie-chodzenia do przedszkola. Nie muszą chyba pisać, jak wyglądaliśmy wczoraj wieczorem po takim maratonie.

Myślimy też intensywnie, co dalej. 
Diagnoza Adasia mnie nie zaskoczyła. Chyba gdzieś tam w głębi duszy myślałam jednak, że jest lepiej. Teraz powoli oswajam się z myśleniem o Adasiu, jak o dziecku wymagającym większego wsparcia.

Miałam jednak napisać o przyjemniejszych sprawach, takich zwykłych, codziennych.
W tym roku wrzesień pod względem pogody nie był zbyt łaskawy, za to w październiku mieliśmy piękną złotą jesień. Pamiętam, jak rok temu co tydzień byliśmy w parku. "Szczetnickim", jak to Adaś mawia. W tym roku spacer w parku to było takie nasze odstresowanie się przed wyjazdem do Opola.

Było zbieranie żołędzi, bieganie wśród liści i karmienie kaczuszek. Adaś dowiedział się, że żołędzie rosną na dębach. Wpajana przez mamę i tatę lekcja poszła w las, kiedy dziecko pod dębem znalazło kasztana ;) 

Ostatnio ulubionym zajęciem Adasia jest malowanie koparek. 
W zeszłym roku przygotowywałam z tektury szablony do malowania. Wtedy Adaś malował palcami. Niedawno szablony wróciły do łask. Na tę okoliczność kupiliśmy pędzelki do farb. Byłam pod wrażeniem, że Adaś od razu radził sobie z nimi bardzo dobrze. Zrobiliśmy trzy nowe wzory - samochodzik, traktor i koparkę. Przez jakiś czas Adaś korzystał ze wszystkich, ale teraz przestawił się na malowanie tylko i wyłącznie koparek. Mamy więc naprawdę sporą kolekcję obrazów z koparką w roli głównej, we wszelkich możliwych kolorach.  



Na koniec - obrazki. Nic nowego, korzystam z nich od ponad roku. Wcześniej mieliśmy obrazkowo opracowany wieczorny rytuał i wyjście z domu. Teraz staram się rozszerzyć zakres tak, żeby móc tworzyć plany całego dnia. Zapewne niedługo będę potrzebowała gotowych obrazków. Na razie jednak dorysowuję potrzebne nam elementy. 
Adaś kiedyś podpatrzył, co robię. Ku mojemu zaskoczeniu był tym zachwycony. 
Teraz więc przygotowujemy obrazki razem. To znaczy ja rysuję, a Adaś ze mną je wycina. Jeden obrazek nawet Adaś sam ozdobił. "Herbata" - kontur powstał ręką mamy, a wypełnienie dorysował Adaś. Prawda, że wyszło rewelacyjnie?
Może to zamiłowanie Adasia do obrazków (a ściślej do ich wycinania) to takie jakby przedłużenie poprzedniego hobby? To poprzednie to było też wycinanie, ale nie obrazków. Tylko "pomponów". Ciekawa jestem czy ktoś zgadnie, o co chodziło. 
Obrazki są później starannie układane. Plan dnia niestety zawsze nieco się rozpada, bo Adaś ma jeszcze jedną słabość. Do "miękkich obrazków". Większość karteczek jest zalaminowana na sztywno. Ale zanim mama nauczyła się obsługiwać laminarkę, zgrzała część kartek na zimno (bo ten guziczek z napisem "cold" to na pewno jest tam tak sobie). Wyszły więc obrazki o zupełnie innej fakturze niż pozostałe. No i właśnie je Adaś tak polubił dotykać, że zawsze znikają z planu dnia. 



1 komentarz:

  1. Ale macie odjechane piktogramy!!!!!!!!!!!

    W razie czego, w kwestii pictosów , służę pomocą

    Trzymajcie się zdrowo:*

    OdpowiedzUsuń