Przyznaję, że rychło w czas te zdjęcia z majówki, ale takie ostatnio mam tempo. Jakieś dwa tygodnie poślizgu. Ze wszystkim.
Jak co roku w tym samym miejscu. Zgadniecie gdzie?
Wrocławski Ogród Botaniczny. Pomimo zimowej wręcz aury, niektóre rośliny prezentowały się niezwykle okazale. Adaś jak zwykle zafascynowany fontannami i żwirkiem na ścieżce, odkrył przy okazji tajemnicę, dostępną tylko jego wnikliwym oczom. Przesypując żwirek na ścieżce znalazł muszelki. Nie jedną - całe mnóstwo. Przeżył też lekkie rozczarowanie, bo coś, co w zeszłym roku wydawało nam się powstająca fontanną, okazało się...zaledwie oczkiem wodnym.
Kwitnąca jabłoń japońska. Nie-wiem-jakiej-odmiany; przeczytanie wszystkich tabliczek umieszczonych obok roślin w tempie nadawanym przez Adasia to mission impossible ;) |
Sukulenty. Weszliśmy do szklarni. Adaś dał się przekonać. |
W poniedziałek mój długi weekend się skończył i rankiem, przez zupełnie wyludnione ulice, ruszyłam do pracy, a Adaś z tatą kilka godzin później ruszyli do kina. Dla Adasia była to druga w życiu wizyta w kinie. Zanim wróciłam do domu, synek zdążył stworzyć takie oto dzieło na bazie obejrzanego filmu.
Nie ma też co ukrywać, że tak, jak wszyscy, w cały ten mroźny, majowy weekend z utęsknieniem czekaliśmy na bardziej letnią aurę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz