piątek, 20 grudnia 2013

Znów szpital

Adaś znów jest w szpitalu, prawie od tygodnia. Już jest lepiej, sytuacja opanowana. 
Z każdą kolejną infekcją miało być lepiej, dziecko nabiera odporności. Tak przynajmniej mówią. U nas jest coraz gorzej. Tym razem po stanie dziecka i wynikach badań lekarze podejrzewali zakażenie ogólne. Słowo"sepsa" nie padło, ale i tak wiedziałam, co lekarka ma na myśli. Na szczęście podejrzenie to się nie potwierdziło. Wygląda na to, że jak zwykle Adaś zareagował bardzo wysoką gorączką na zwykłą infekcję górnych dróg oddechowych...Mam nadzieję...
Przez dwie noce walczyliśmy z gorączką dochodzącą do 41 stopni. Pierwszej nocy udało nam się zbić temperaturę, leki zadziałały. Do tego zimne okłady na czoło. Nie było łatwo, ale udało się. Myśleliśmy, że już najgorsze minęło. 
W dzień poszliśmy do przychodni. Lekarka stwierdziła zapalenie krtani, kazała leczyć objawowo, zbijać gorączkę i przepisała coś w razie pojawienia się duszności. 
Kolejnej nocy gorączka była jeszcze wyższa. Czuliśmy, że sami nie damy rady. Doszły dreszcze, Relsed  w razie wystąpienia drgawek mieliśmy już przygotowany. Jak tylko trochę zbiliśmy gorączkę, pojechaliśmy do szpitala. Adaś był w na tyle dobrym stanie, że przyszło nam nawet na myśli, czy nie lekko na wyrost. Ale z Adasiem to nigdy nie wiadomo, gorączka potrafi urosnąć dosłownie w kilka minut. 
Dobrze się stało. Tamta noc już była spokojna, choć gorączka rosła to leki działały. Najgorsze było następnego dnia. Gorączka rano 40 stopni, ale po lekach spadła. Adaś w dobrym humorze. Tak około południa wydał mi się ciepły. Poszłam do pielęgniarek - 36,9 stopnia. Nie dajemy leku. Potem Adaś kazał się cieplej ubrać, bo mu w nóżki zimo. A potem...siadł do obiadu i mrużąc oczy powiedział, że jest za jasno. Czułam już, że jest bardzo źle. Znów poszłam zmierzyć temperaturę - 37,4. Powiedziałam o tej nadwrażliwości na światło. Przyszła jedna lekarka, druga. Adaś już bardzo wykrzywiał buźkę od nadmiaru światła. Potem...na chwilę stracił przytomność, zaczął się ślinić. Drgawki gorączkowe, ale tym razem wyglądało to inaczej niż ostatnio. Temperatura urosła do 40 stopni, dostał dożylnie paracetamol, kroplówkę. Raz oddychał bardzo wolno, potem bardzo szybko. Wyglądał źle, bardzo źle, był spuchnięty i siny. Tak było przez trzy godziny.
Denerwował mnie spokój lekarki. Mówiła, że musimy zaczekać, zobaczymy, jak dziecko zareaguje na leczenie, trzeba czasu, wszystko jest pod kontrolą. Jednocześnie nie ukrywała, że podejrzewają bardzo ciężkie zakażenie. 
Okropna bezsilność. Siedziałam przy Adasiu i opowiadałam mu, że musi dzielnie walczyć, w domu czeka choinka. Póki nie spał, trzymałam się. Jak zasnął, nie mogłam opanować łez. 
Po trzech godzinach kolejny lek na gorączkę. Adaś się obudził. Zmęczony, ale jakby wrócił.Ogromna ulga, choć traktowana jeszcze wtedy z pewną niepewnością. 
Potem gorączka jeszcze wracała, kolejne nieprzespane noce. Na szczęście nic już się takiego nie działo. 

Od wczoraj Adaś ma się zupełnie dobrze. Rozrabia razem z kolegą z sali. Jak zwykle - starszym. Problem tylko taki, że traktuje szpital jak dom. I pytanie czy uda nam się wyjść przed świętami. 

2 komentarze:

  1. Marzenko, mam nadzieję, że wrócicie do domu na Święta. Ściskam Was mocno, ucałowania dla Adaśka i siły dla Ciebie. Zdrówka i uciekajcie stamtąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Szanse na Święta w domu są, musimy się tylko bardzo pilnować przed złapaniem czegoś nowego na oddziale.
      Adaś jeszcze słabiutki, ale mam nadzieję, że wszystko idzie w dobrą stronę.
      Dziś oddaję laptopa i mam nadzieję, że już jutro będziemy w domu.

      Usuń