sobota, 21 stycznia 2017

"Wariat" w przestrzeni publicznej

W dodatku do Rzeczpospolitej „Plus Minus” z dnia 7 stycznia 2017 został opublikowany artykuł prof. Piotra Nowaka pt. Czy ludzie niezrównoważeni psychicznie powinni być przyjmowani na uczelnie wyższe.
Prawdę powiedziawszy po przeczytaniu wstępu nie miałam absolutnie chęci na czytanie dalszej części. Przeczytałam jednak, bo nieuczciwie byłoby wyrażać sprzeciw wobec artykułu, z którym nie zapoznałam się od początku do końca. Bez owijania w bawełnę: ciągle miałam nadzieję, że za mieszanką obraźliwych określeń oraz nieprawdziwych sformułowań kryje się drugie dno, jakiś sens głębszy. Głębszego sensu jednak nie znalazłam. Druga część artykułu w moim odczuciu była jedynie pseudonaukową próbą uzasadnienia, nie przystających na szczęście do dzisiejszych czasów, poglądów autora.
Tak się składa, że znam jednego takiego studenta, a dziś już absolwenta. Nie przyszłoby mi na myśl, żeby nazywać go wariatem, ani też nie uważam, że na uczelnię wyższą nie powinien mieć wstępu. Nie jestem co prawda wykładowcą akademickim, ale swego czasu podejmowałam się wyjaśniania mu pojęć abstrakcyjnych. Skończył studia z dobrym wynikiem, bez taryfy ulgowej.
Wracając do artykułu, nie wiem właściwie od czego zacząć: od poważnych błędów merytorycznych, czy też od użytego w nim języka. W obu bowiem przypadkach treści, które znalazły się w artykule, wydają się niegodne osoby ze świata nauki; co więcej - uważam, że nie powinny się znaleźć w prasie o zasięgu ogólnopolskim.
Zacznę może od spraw merytorycznych. Cały artykuł oparty został na założeniu, że student z zespołem Aspergera zalicza się do osób chorych psychicznie, niezrównoważonych oraz niepoczytalnych. Choroba psychiczna jest tu utożsamiana z upośledzeniem umysłowym, zaburzenia ze spektrum autyzmu określa się mianem choroby psychicznej. W sferze pojęć zupełny mętlik. Osoby znające temat oburzają się na ignorancję oraz powrót do poziomu wiedzy naukowej sprzed przynajmniej pięćdziesięciu lat. Osoby tematu nie znające podciągną zespół Aspergera pod chorobę psychiczną i opinia taka zacznie na nowo krążyć, choć całe lata zajęło wykorzenienie ze świadomości społeczeństwa nieprawdziwych stereotypów.
Zespół Aspergera nie jest chorobą psychiczną. Nie wiąże się z upośledzeniem umysłowym. Osoby takie po prostu inaczej postrzegają otaczający nas świat. To tak dla porządku.
Teraz przejdę do warstwy językowej, bo sama już nie wiem, co mnie bardziej uderzyło - przekazywanie nieprawdziwych informacji czy sposób, w jaki zostało to zrobione. Razi mnie używanie w prasie słów uznawanych za obraźliwe. Nie zgadzam się na formułowanie myśli w sposób taki, by wzbudzać nienawiść i budować podziały.
Miałam kiedyś zamiar napisać o takich określeniach, jak autysta, autik czy Aspi, zastanawiając się czy słowa te, choć potoczne, są niewłaściwe? Doszłam do wniosku, że wiele zależy od intencji. W tym przypadku podobne rozważania wydają się mało istotne. Nikt bowiem nie ma wątpliwości, że nazwanie kogoś "wariatem" czy "obłąkanym" ma na wydźwięk pejoratywny i z taką też intencją słowa te zostały użyte.
Co więcej, kilka dni później w Gazecie Wyborczej w tekście Profesorze, jest pan faszystą? prof. Nowak tłumaczył się z użytych sformułowań w taki sposób:
Czym innym jest język publicystyki i język potoczny, czym innym zaś język dyskursu naukowego i zwykłej przyzwoitości w obcowaniu z innymi ludźmi. Nie dopuszczam nawet myśli, że nie tylko ja, ale ktokolwiek inny mógłby w mojej obecności i w obecności osoby psychicznie chorej powiedzieć do niej czy o niej „wariat” czy nawet „chory psychicznie” (...)
Pozostaje więc zadać retoryczne pytanie: czy takie powinny być standardy współżycia społecznego, że można o kimś mówić źle, ale tylko za jego plecami? Niskie to standardy, szczerze mówiąc. Niezgodne z elementarnymi zasadami kultury osobistej.

Cały problem, opisany w tak bulwersujący dla wielu odbiorców sposób, mogłabym zamknąć w jednym, zaczerpniętym z artykułu prof. Nowaka, zdaniu:
Chory psychicznie student niczego (poza wątpliwą odmianą socjalizacji) nie zyskuje na moich zajęciach, gdyż nie potrafię go niczego nauczyć.
Nieudolność własna. Nie to jest jednak sednem sprawy. Sama pisałam kiedyś, że wymaganie od każdego nauczyciela odpowiednich umiejętności i wiedzy, jak postępować z dzieckiem (w tym przypadku dorosłym) z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, jest niemożliwe. On ma prawo tego nie wiedzieć. Rzecz w tym, żeby miał odpowiednie wsparcie merytoryczne. Czytam jednak dalej:
Właśnie usłyszałem od niego, że szykują dla mnie – dla mnie, nie dla tego studenta! – „zespół wsparcia", który ma się składać (domniemam, gdyż nie wiem tego na pewno) z psychologów, czyli tych, którzy de facto będą sądzić zawsze we własnej sprawie.
Nie tylko w sferze merytorycznej więc, ale i mentalnej, cofamy się tutaj o przynajmniej pięćdziesiąt lat, kiedy to skorzystanie z pomocy psychologa było uznawane za wstyd. Nie jestem w stanie pojąć, jak w XXI wieku ktoś może obrażać się na propozycję merytorycznego wsparcia w podobnej sytuacji.
Nawoływanie do dyskryminacji wydaje się być przykrywką dla własnej niewiedzy - do której pan profesor zapewne nie przywykł. Jest wyrazem niechęci do opuszczenia własnej strefy komfortu i podjęcia nowych wyzwań. Uczciwiej byłoby spróbować chociaż i zapewniam - w wielu podobnych przypadkach się to udaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz