wtorek, 10 stycznia 2017

Projekt szkoła

Ubiegły rok zaczynałam z dokładnie tą samą myślą, co obecny – że będzie to rok, w którym Adaś rozpocznie edukację szkolną. Rok temu, na początku stycznia, przepisy się jednak zmieniły i problem wyboru szkoły rozwiązał się sam. Postanowiliśmy wówczas, z niemałą ulgą, że Adaś zostanie na kolejny rok w przedszkolu, tym bardziej, kiedy znaczna część jego grupy przedszkolnej również  zostawała. W tym roku już nieodwołanie trzeba się z tematem zmierzyć.
Ruszamy z wyborem szkoły. To nie tak, że dopiero teraz zaczynamy z mężem myśleć nad szkołą dla naszego dziecka, bo myślimy o tym już od dawna. Dopiero teraz jednak mamy realną perspektywę czasową. Musimy wziąć pod uwagę przede wszystkim obecny poziom funkcjonowania i możliwości Adasia. Przed nami rozmowy z wychowawcami i terapeutami, którzy znają nasze dziecko, wnikliwe rozważenie dostępnych placówek, wizyta w poradni psychologiczno-pedagogicznej z wnioskiem o wydanie kolejnego orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego. Jednym słowem zaczynamy działać.
Mam świadomość, że to decyzja ważna i niełatwa, tym bardziej, że już raz, w przypadku przedszkola, dokonaliśmy złego wyboru – nie mając co prawda za bardzo innego wyjścia. W każdym razie wiem, jakie to niesie za sobą konsekwencje i jak trudno się potem z błędnej decyzji wycofać z jak najmniejszą szkodą dla dziecka.
We wrześniu 2015, podczas naszych pierwszych rozmów o szkole dla Adasia, skłanialiśmy się ku szkole masowej, rejonowej i jedynym znakiem zapytania było: z orzeczeniem czy bez? Adaś nie wyróżniał się zbytnio na tle rówieśników, społecznie radził sobie na poziomie zadowalającym, a w pobliżu nie było żadnej innej szkoły, którą moglibyśmy brać pod uwagę. Pozmieniało się wiele od tamtego czasu, zarówno na plus, jak i na minus. Na plus, gdyż w pobliżu powstała kameralna szkoła integracyjna. Dla nas to realna alternatywa dla szkoły masowej, początkowo na wypadek, gdyby jednak w szkole masowej coś poszło nie tak, teraz bierzemy ją pod uwagę również jako pierwotny wybór. Na minus, gdyż Adaś, który na początku swojej przedszkolnej drogi intelektualnie radził sobie lepiej niż rówieśnicy, obecnie, nie ma co ukrywać, ma deficyty. Martwi mnie to szczerze mówiąc podwójnie, ale wywlekać pozostałych lęków z szafy na razie nie zamierzam i pozostanę przy kwestiach czysto edukacyjnych.
W kwestiach edukacyjnych musiałam sobie na nowo wszystko przemyśleć po lekcji pokazowej w Adasia przedszkolu, która miała miejsce w listopadzie. Gorzkie to było doświadczenie, ale bardzo dobrze, że przedszkole taką lekcję zorganizowało. Zapewne pozwoliło mi to uniknąć błędów, które gotowa byłam popełnić. Teraz doprawdy nie mogę uwierzyć, że realnie myślałam o szkole masowej bez nauczyciela wspomagającego...Nawet nie w tym rzecz, że Adaś czytać nie potrafi, a jego koledzy już tak. Prędzej czy później nauczy się, tego jestem akurat pewna. To najwyżej wskazówka nad czym i jak pracować. Zobaczyłam jednak ponadto, w jak dużym zakresie Adaś wymaga wsparcia. Cały czas musi być przy nim ktoś, kto zwróci jego uwagę na wykonywane zadanie i od nowa przekaże polecenie. Inaczej Adaś nie bardzo wie, ani gdzie jest, ani co ma robić. Realnie rzecz biorąc zdolność koncentracji podczas zajęć wynosi kilka sekund. Problemy z wykonywaniem ćwiczeń w domu to drobiazg w porównaniu z tym, jak wygląda to w przedszkolu.
Wybieramy pomiędzy publiczną szkołą rejonową (raczej ze wsparciem nauczyciela wspomagającego) a niepubliczną, kameralną szkołą integracyjną. Gdzieś tam w perspektywie jest jeszcze publiczna szkoła integracyjna, ale odległość od domu robi tutaj swoje. Jest też ostateczność – przedszkole po raz kolejny.
Każde z dostępnych dla nas rozwiązań ma swoje zalety, ale ma też wady.
Możemy więc posłać Adasia do szkoły rejonowej, zyskując tym samym bliskość domu i towarzystwo kolegów z podwórka. Większość dzieci z sąsiedztwa chodzi do publicznej szkoły podstawowej w pobliżu. Specjaliści i nauczyciele wymieniają bezsporne zalety takiego rozwiązania – nawiązywanie więzi koleżeńskich w miejscu zamieszkania, większa aktywność w lokalnej społeczności. To byłaby dla nas taka normalność.
Jednocześnie dokonując takiego wyboru musimy się liczyć z tym, że znaczną część terapii będziemy musieli organizować we własnym zakresie – po szkole. Takie rozwiązanie narażałoby Adasia na przemęczenie. Ponadto o odpowiednie wsparcie dziecka w procesie edukacyjnym trzeba będzie walczyć, bo nie oszukujmy się – takie są nasze realia, abstrahując od tego, czy takie być powinny. Szkoła jest duża i, niestety, przepełniona. Po lekcjach Adaś musiałby uczęszczać do świetlicy, gdyż nie mamy możliwości odbierania go około południa. Świetlica tymczasem jest jeszcze bardziej przepełniona niż sama szkoła ponoć. Bierzemy na siebie konieczność rozmów z wychowawcami, bierzemy ryzyko, że będziemy mieli większą wiedzę w zakresie zaburzeń ze spektrum autyzmu niż osoby mające pracować z Adasiem – a mamy świadomość własnych ograniczeń w tym względzie.
Możemy wybrać szkołę niepubliczną. Jest integracyjna, ma specjalistów znających się na rzeczy. Na miejscu w ramach orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego zapewnia dziecku integrację sensoryczną (marzenie niejednego rodzica dziecka z autyzmem), pedagoga, psychologa, logopedę. Poza tym towarzystwo innych rówieśników z niepełnosprawnościami – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi dla mnie, jako mamy Adasia, jest to zaleta. Widzę, ile Adaś wyniósł z uczęszczania do przedszkola integracyjnego. Ja też, jako mama dziecka uczęszczającego do takiego przedszkola, choć to temat na inny zupełnie wpis.
Tracimy za to naszą „normalność”, drogę taką samą, jaką idą inne dzieci. Tracimy w jakimś sensie kolegów z podwórka umawiających się na grę w piłkę nożną „po szkole”. Bo kto wie, może to byłoby w zasięgu Adasia? Do tego dochodzą obawy – szkoła  jest nowa, działa dopiero rok, pytanie więc ile jeszcze będzie działać? Czy zapewni dziecku ciągłość edukacji w jednym miejscu na najbliższe, chociażby 4 lata? Tutaj bowiem, nie ma się co oszukiwać, działają prawa rynku. Czy kadra będzie stała? Z doświadczenia wiem, że w szkołach niepublicznych bywa z tym, niestety, różnie.
Zapewne dużo czasu minie, zanim w temacie szkoły będę mogła napisać - mamy to!
Tymczasem do tego wszystkiego świadomość, że wcale nie musi być tak, iż każda szkoła, którą wybierzemy, będzie chętna i gotowa, żeby Adasia przyjąć. Takie mamy realia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz