czwartek, 28 listopada 2013

Przedszkole

Adaś znów chodzi do przedszkola. Już prawie dwa tygodnie, co jest niemałym sukcesem, bo przez cały październik i pierwszą połowę listopada był w przedszkolu zaledwie 5 dni. 
Niestety na razie nie możemy jeszcze mówić o sukcesach w zakresie przedszkolnej aklimatyzacji. Przedszkole to ciągle temat trudny. Unikany przez Adasia. Na tysiące sposobów rozważany przez rodziców. Jesteśmy na etapie poważnych wątpliwości, czy dobrze się stało, że Adaś poszedł do przedszkola już teraz. 
Piszę o przedszkolu na razie dość powściągliwie, czekając, jak się sytuacja rozwinie.
Byłam przygotowana, że okres adaptacji nie będzie łatwy. 
Przez cały wrzesień Adaś w przedszkolu płakał. Płakał odkąd otworzył rano oczy, w drodze do przedszkola, w przedszkolu. Na wszystkich przedszkolnych zdjęciach widać, że płacze. Po tygodniu od płaczu i krzyku zupełnie zachrypł. 
Czy były zmiany w zachowaniu? No - były. Trudno się było spodziewać, że przy tak ogromnej zmianie w życiu Adasia, który musi mieć wszystko ułożone i dobrze znane, ich nie będzie. Któregoś dnia, podczas powrotu z przedszkola, przypomniałam sobie, jak to kiedyś bywało. Już chyba z rok nie musiałam przenosić krzyczącego i kopiącego Adasia ze środka drogi, którą właśnie jechał samochód. 
Po powrocie do domu Adaś wyciągał wszystkie swoje puzzle i po kolei je układał. Ułożone obrazki umieszczał jeden obok drugiego. Kiedy tata wracał z pracy, spora część podłogi w pokoju była starannie wyłożona puzzlami. 
W przedszkolu Adaś ponoć robił wszystko, co należy. Jadł, mył ręce, mył nawet ząbki. Płacząc przy tym. Gdzieś w drugiej połowie września zdarzył się dzień, że usiadł z innymi dziećmi podczas zadań wykonywanych przy stoliczku. Wtedy to, po zadanym standardowo pytaniu "Jak dziś Adaś?" usłyszałam wypowiedziane z niemałym zdziwieniem:
-No, wie pani...on sobie z zadaniami całkiem dobrze radzi. Nawet bardzo dobrze...Właściwie to musiałyśmy mu dawać dodatkowe rzeczy, bo znacznie wyprzedza inne dzieci.
Jestem realistką, wiem, że z Adasiem najprawdopodobniej tak już będzie...A jednak miło słyszeć, że w pewnych dziedzinach Adaś sobie dobrze radzi.

Od września niewiele się zmieniło. Adaś płacze chyba nieco mniej. Po powrocie z przedszkola nie układa puzzli. Ma inne zajęcie - wycinanie. Potrafi bardzo precyzyjnie wycinać literki z reklamówek, opakowań i gazet. 
Rano Adaś przedszkola nie lubi. Nie lubi żadnej pani przedszkolanki ani żadnych kolegów. Żadnych zabawek. Niczego!
Po powrocie do domu Adaś lubi przedszkole. Panie przedszkolanki i wszystkich kolegów. Było dobrze. Obiad był smaczny.  I jeszcze pana od angielskiego lubi. 
Chciałabym tylko, żeby to była prawda. Tymczasem czuję, że jest to reakcja obronna. 
Od tygodnia Adaś codziennie wychodzi z przedszkola z rysunkiem, a nawet kilkoma. Koniecznie musi je zabrać ze sobą. Już kilka razy przypominał sobie na schodach i się wracał. Mam wrażenie, że w przedszkolu tym rysowaniem wypełnia sobie czas. To jego sposób na odizolowanie się. 
Kiedy przychodzę po Adasia, już z daleka słyszę, co Adaś dziś robił w przedszkolu, co się działo, czy...w każdym razie to, o czym Adaś w danej chwili myśli. W rękach obowiązkowo rysunek. Synek nie wpada mi w ramiona. Nawet na mnie nie patrzy. 
Na odchodne mówi jeszcze swojej ulubionej pani Asi:
-Nie bój się, my jutro przyjdziemy! Nic się takiego nie dzieje, to przyjdziemy.
Pani Asia zapewnia go, że będzie na niego jutro czekać. 
Potem ubieramy się i ruszamy do domu. Droga powrotna z przedszkola, zaledwie dwie przecznice, zajmuje nam około godziny. Kończyło się tym, że musiałam nieść Adasia. Trudno, poszłam na kompromis, od paru dni bierzemy wózek. Chyba wszystkim wyszło na dobre. Adaś ma czas, żeby się wyciszyć. 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Światowy Dzień Wcześniaka

Nieco ponad tydzień temu, 17 listopada, był obchodzony Światowy Dzień Wcześniaka. Trudno by mi było przejść obojętnie. Wróciło wiele wspomnień. 
Adaś jest wcześniakiem, choć późnym. Urodził się w 35 tygodniu ciąży, z wagą odpowiadającą mniej więcej 30-31 tygodniowi. Wtedy nie wiedziałam nawet kawałka z tego, co wiem teraz. Może tak było lepiej. Zupełnie nie rozumiałam, co lekarze mieli na myśli, kiedy mówili, że jest za wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć...
Po prawie miesiącu wyszliśmy do domu. Adaś ważył wtedy 1,9 kilograma. Teraz trudno mi sobie wyobrazić, że bez strachu przewijałam i kąpałam takie maleństwo. Nie mieliśmy monitora oddechu. Lekarze uznali, że nie jest nam potrzebny, bo Adaś już po paru dniach wspomagania przez CPAP zaczął sobie radzić. Nie bałam się wtedy i nie sprawdzałam co chwilę, czy synek oddycha. Dostaliśmy całą listę poradni do odwiedzenia. W niektórych terminy na przyszły rok, a był wrzesień.
Paradoks, ale dziś jest we mnie więcej lęku o Adasia niż wtedy. Po tym wszystkim, co miało miejsce przez te ponad 3 lata. Nie mówię tutaj o lęku o przyszłość. Mówię o lęku o to, co jest teraz. Świadomości, że w każdej chwili może się zacząć "coś" dziać. Obawach, czy dam radę. 

Temat do dziś dla mnie trudny. Chyba za trudny. Może kiedyś napiszę więcej. Nie wiem jeszcze - czy o naszej drodze z wcześniactwem, czy bardziej ogólnie.
Tak więc dziś powstał wpis znacznie spóźniony i lakoniczny w treści. Bo trudno nie napisać i trudno napisać jednocześnie.

Adaś. Wrzesień 2010.

sobota, 23 listopada 2013

Dialogi Adasia ze stryjkiem

Tydzień temu Adaś odwiedził z tatą wujka, nieco żartobliwie zwanego stryjkiem. W końcu brat ojca to stryj, choć nikt już dziś tak nie mówi.

Stryjek: - A są inne dzieci w przedszkolu?
Adaś: - No, jak przychodzą to są.

Tata: - Adasiu, damy jabłko stryjkowi?
Adaś: - Nie...lepiej zostawmy go w spokoju.

sobota, 16 listopada 2013

Codzienność

Na szczęście gorączka Adasiowi przeszła, zmęczenie również. Obecnie nic mu nie jest, nie licząc kataru, co jest zapewne efektem częstych wizyt w przychodni. Tak to niestety jest, przychodzi się z jednym problemem, a wychodzi z drugim. Ale katar nam nie straszny.
Tydzień był dosyć intensywny. Badania, przychodnia i jeszcze wizyta u neurologa. Do tego próba pogodzenia pracy mamy, pracy taty i adasiowego nie-chodzenia do przedszkola. Nie muszą chyba pisać, jak wyglądaliśmy wczoraj wieczorem po takim maratonie.

Myślimy też intensywnie, co dalej. 
Diagnoza Adasia mnie nie zaskoczyła. Chyba gdzieś tam w głębi duszy myślałam jednak, że jest lepiej. Teraz powoli oswajam się z myśleniem o Adasiu, jak o dziecku wymagającym większego wsparcia.

Miałam jednak napisać o przyjemniejszych sprawach, takich zwykłych, codziennych.
W tym roku wrzesień pod względem pogody nie był zbyt łaskawy, za to w październiku mieliśmy piękną złotą jesień. Pamiętam, jak rok temu co tydzień byliśmy w parku. "Szczetnickim", jak to Adaś mawia. W tym roku spacer w parku to było takie nasze odstresowanie się przed wyjazdem do Opola.

Było zbieranie żołędzi, bieganie wśród liści i karmienie kaczuszek. Adaś dowiedział się, że żołędzie rosną na dębach. Wpajana przez mamę i tatę lekcja poszła w las, kiedy dziecko pod dębem znalazło kasztana ;) 

Ostatnio ulubionym zajęciem Adasia jest malowanie koparek. 
W zeszłym roku przygotowywałam z tektury szablony do malowania. Wtedy Adaś malował palcami. Niedawno szablony wróciły do łask. Na tę okoliczność kupiliśmy pędzelki do farb. Byłam pod wrażeniem, że Adaś od razu radził sobie z nimi bardzo dobrze. Zrobiliśmy trzy nowe wzory - samochodzik, traktor i koparkę. Przez jakiś czas Adaś korzystał ze wszystkich, ale teraz przestawił się na malowanie tylko i wyłącznie koparek. Mamy więc naprawdę sporą kolekcję obrazów z koparką w roli głównej, we wszelkich możliwych kolorach.  



Na koniec - obrazki. Nic nowego, korzystam z nich od ponad roku. Wcześniej mieliśmy obrazkowo opracowany wieczorny rytuał i wyjście z domu. Teraz staram się rozszerzyć zakres tak, żeby móc tworzyć plany całego dnia. Zapewne niedługo będę potrzebowała gotowych obrazków. Na razie jednak dorysowuję potrzebne nam elementy. 
Adaś kiedyś podpatrzył, co robię. Ku mojemu zaskoczeniu był tym zachwycony. 
Teraz więc przygotowujemy obrazki razem. To znaczy ja rysuję, a Adaś ze mną je wycina. Jeden obrazek nawet Adaś sam ozdobił. "Herbata" - kontur powstał ręką mamy, a wypełnienie dorysował Adaś. Prawda, że wyszło rewelacyjnie?
Może to zamiłowanie Adasia do obrazków (a ściślej do ich wycinania) to takie jakby przedłużenie poprzedniego hobby? To poprzednie to było też wycinanie, ale nie obrazków. Tylko "pomponów". Ciekawa jestem czy ktoś zgadnie, o co chodziło. 
Obrazki są później starannie układane. Plan dnia niestety zawsze nieco się rozpada, bo Adaś ma jeszcze jedną słabość. Do "miękkich obrazków". Większość karteczek jest zalaminowana na sztywno. Ale zanim mama nauczyła się obsługiwać laminarkę, zgrzała część kartek na zimno (bo ten guziczek z napisem "cold" to na pewno jest tam tak sobie). Wyszły więc obrazki o zupełnie innej fakturze niż pozostałe. No i właśnie je Adaś tak polubił dotykać, że zawsze znikają z planu dnia. 



sobota, 9 listopada 2013

Znów strach

Dzisiaj nic sensownego nie napiszę. Znów boję się o Adasia. Już tyle razy tak było, ostatnio niecały miesiąc temu, i znowu...
We wtorek Adaś poszedł do przedszkola. W czwartek dostał wysokiej gorączki, bez żadnych dodatkowych objawów. W kilka minut temperatura wzrosła mu prawie do 40 stopni. 
Lekarka w przychodni obejrzała Adasia ze wszystkich stron i nie znalazła najmniejszych oznak infekcji. Wyszliśmy z plikiem skierowań - na badania, do poradni immunologicznej, i w razie czego - do szpitala. 
Po jednym dniu gorączka ustąpiła, ale Adaś jest bardzo zmęczony i trudno powiedzieć, czy to gorączka tak go wymęczyła, czy też coś się dodatkowo dzieje. 
Najgorsza jest właśnie ta niewiadoma - nie wiem, co Adasiowi jest. Kiedy przychodzi z przedszkola z gorączką i kaszlem czy katarem - sprawa wydaje się tak banalnie oczywista. 
Na razie trzymamy się w domu i mam nadzieję, że do końca długiego weekendu nic się nie będzie działo. A potem? Zobaczymy. 
Na pewno musimy drąży temat. Przed nami kolejna wędrówka po poradniach. 

Mogłabym napisać o pozytywnych sprawach. Było ich trochę. Spacery po parku. Przygotowywanie "piktogramów". Ale od czwartku żyję na takim poziomie stresu, że czasem mi nawet myśli zebrać trudno.