poniedziałek, 24 listopada 2014

Listopadowe liście

Listopadowe spacery podczas długiego weekendu.
Spacer "do drzewa żołędziowego i z powrotem". Adaś chciał zbierać żołędzie, ale niestety prawie ich już nie było. Za to całą drogę przejechał na rowerku!
PS. Po zdjęciach widać, że spacer był raczej błotny, ale uprzejmie donoszę, że tym razem Adaś nie zaliczył upadku prosto w największą kałużę, jak to czasami bywa;)


Spacer po parku. 
Jak tam pięknie było! Tym razem Adaś dał się namówić na zbieranie liści. Zbieraliśmy po jednym liściu z każdego rodzaju z zamiarem zrobienia w domu plakatu, zwanego przez Adasia "kartka liściową". 



Parę dni później, kiedy odbierałam Adasia z przedszkola, dzieci wychodziły akurat na przedszkolne podwórko zbierać liście. Była zabawa w szukanie największego liścia. Potem najmniejszego. Adaś też się wciągnął. 

Jeszcze nie tak dawno Adaś w ogóle nie akceptował opadania liści. Stronę na ten temat w książeczce przewracał ze łzami w oczach. "Dlaczego?! Dlaczego?...Kiedy liście znowu będą?" 
Teraz zaskoczyło. Adaś zaakceptował ten aspekt jesieni. Chyba nawet mu się spodobało. Zafascynowało...
...Po trochu stało się jedną z kolejnych fiksacji. 
Nie tak dawno przejeżdżaliśmy przez mało nam znaną część miasta. 
-Adasiu, patrz, tam jest duży most! A tutaj park! 
-Czy w tym parku są liście? - zapytał Adaś.
-Tak, na pewno jest ich tam bardzo dużo.
-To ja bym chciał kiedyś tu przyjechać i zbierać liście.
Gdziekolwiek byśmy nie szli, Adaś pyta, czy po drodze będą liście? Czy będziemy je zbierać? Zawsze przyuważy jakiś listek po drodze i koniecznie zabieramy go ze sobą. Adaś mówi, że to do "kartki liściowej", chociaż tak naprawdę przyklejaniem tych liści na kartce wcale nie jest zainteresowany. W przyklejaniu ciekawe jest jedynie to, że klej wysuwa się z pudełeczka ruchem obrotowym.

Miałam jeszcze napisać, że Adaś powoli przekonuje się do samodzielnego chodzenia.
Ten spacer po parku w długi listopadowy weekend wydawał mi się przełomowy. Tak jakby Adaś przekroczył jakąś barierę - nie wiem, niepewność, strach, jakieś nieprzyjemne doznania sensoryczne, które go do tej pory blokowały.
Od dwóch czy trzech tygodni Adaś chodził już sam z przedszkola na przystanek. Jaka ja byłam szczęśliwa, jak się nam po raz pierwszy udało! Motywacja pozytywna okazała się skuteczna. 
W ten poniedziałek Adaś po drobnej zachęcie, bez obietnicy jakiejkolwiek nagrody, postanowił sam pospacerować. Prawie cały spacer na własnych nogach.
Dopiero wieczorem sobie uświadomiłam jak rzadka to była sytuacja...niemal wyjątkowa. A zarazem tak naturalna i niewymuszona. Pełna radość. I miałam o tej radości napisać...
Tylko że następnego dnia rano Adaś wstał z łóżka i nawet nie doszedł do drugiego pokoju. Położył się w przedpokoju na podłodze i tak leżał. Szybko przygotowałam mu coś do jedzenia. Zmierzyliśmy cukier i tym razem wynik był tak niski, jak nigdy dotąd, nawet wówczas, gdy Adaś trafił do szpitala.
Po zjedzeniu dwóch misek kaszki i wypiciu kubka słodzonej herbaty Adaś wyglądał, jakby mu ktoś baterie wymienił. Odżył momentalnie. 
Chyba jednak tym spacerem się nam przeforsował chłopak:( 
Czar prysł. Od czasu tamtego spaceru codzienne dojście z przedszkola na przystanek wygląda jeszcze gorzej, niż wcześniej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz