czwartek, 19 października 2017

Szkolna stołówka

Chyba każdy kojarzy szkolną stołówkę jako miejsce dość specyficzne - pełne mieszaniny rozmaitych zamachów, szumu dziecięcych głosów oraz stukania sztućców. Zasadniczo dla dziecka z nadwrażliwością na dźwięki i zapachy, a do tego jeszcze bardzo słabo odnajdującego się w tłumie, to musi być koszmar. Adaś w ogóle nie lubi "jeść w innym pomieszczeniu". Co to znaczy? Mniej więcej tyle, że jak w pierwszym przedszkolu na stołówkę przeznaczona była osobna sala, to Adaś nie lubił przedszkolnych posiłków, a jak w kolejnym przedszkolu jedzenie było przywożone do "ich" sali - nie miał z posiłkami najmniejszych problemów. Podobnie jeśli o szpital chodzi - zasadniczym wyznacznikiem wewnętrznego spokoju Adasia jest to, czy jedzenie odbywa się na wspólnej stołówce, czy jest możliwość jedzenia w salach. 
Podsumowując wiedziałam, że ta szkolna stołówka - na 1200-osobową szkołę i jeszcze na drugim końcu budynku - to raczej kiepski pomysł, co jednak zrobić, kiedy Adaś jest w szkole po 6 godzin dziennie i zawsze w porze obiadowej.
Spróbowaliśmy. Po miesiącu doszłam do wniosku, iż rezygnujemy z zup. Przez miesiąc nie było chyba ani jednej, którą Adaś by zjadł. Po dwóch miesiącach rezygnujemy ze stołówki w ogóle, bo to się mija z celem - Adaś i tak na niej nie je. To znaczy je jedyny jadalny element każdego obiadu, czyli ziemniaki, pod warunkiem jednak, że ten jadalny element nie leżał zbyt blisko elementu niejadalnego - czyli na przykład sosu. Zauważam zresztą niestety, że zamiast być lepiej, w kwestiach szkolnego jedzenia jest coraz gorzej.
Skoro jednak traktując temat poważnie - po prostu rezygnujemy, nieco mniej na serio będzie puenta.

Przedwczoraj przyszedł Adaś ze szkoły i zapytany o obiad stwierdził, że była ryba. Oczywiście nie jadł. Wczoraj wrócił ze szkoły i oznajmił, że na stołówce była...ryba. Coś mi się przestało zgadzać, bo w końcu ile można serwować na stołówce rybę. Zajrzałam do jadłospisu. Na dzień bieżący - faktycznie kotlet rybny, więc z góry można było założyć porażkę. Ale dzień wcześniej - nuggetsy z kurczaka, które Adaś lubi. Zresztą które dziecko ich nie lubi, skoro nuggetsy serwują w McDonaldzie, w którym my na przykład bywamy raz w roku - w drodze nad morze i w drodze znad morza - ze świadomością, że to zupełnie, ale to zupełnie wyjątkowy przypadek, kiedy można zjeść coś aż tak niezdrowego. 
Po chwili do kuchni wszedł tata. Słysząc, że rozmawiamy o obiedzie, zapytał Adasia, co było na obiad w szkole:
- Ryba - odparł Adaś.
Tata więc przeżył to samo zaskoczenie, co ja chwilę wcześniej:
- Wczoraj chyba była ryba...
Wiedząc już, o co w tym wszystkim chodzi, wtrąciłam:
- Wczoraj były nuggetsy, sprawdziłam w jadłospisie.
- Adaś, pomyliłeś nuggetsy z rybą?!
Kurtyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz