Za nami trudny tydzień. Zmęczenie i stresy dają o sobie znać.
We wtorek Adaś wyszedł ze szpitala. Od razu czekał nas powrót do codzienności. Przedszkole, praca...Jakbyśmy mogli, pewnie siedzielibyśmy w domu, ile się da. No, ale się nie da.
Adaś chodzi spać o 22-23. Odreagowuje pobyt w szpitalu? Może.
Zrobienie zakupów stało się nie lada wyzwaniem. Musimy odpuścić. Robimy zakupy na zmianę, bez Adasia. Trudno. Przejdzie, mam nadzieję. Tak już bywało. Zresztą, teraz Adaś najchętniej nie ruszałby się z domu i jest to zupełnie zrozumiałe.
Dodatkowym stresem była czwartkowa wizyta u neurologa. Nie będę się rozpisywać, co mi podpowiadało moje czarnowidztwo. W każdym razie pani doktor stwierdziła, że na razie możemy się wstrzymać z wdrożeniem leczenia. Pomimo złego zapisu EEG nadal nie jest pewna, czy Adaś ma padaczkę, a jeśli to jakiego typu. Znów się Adaś wymyka z wszelkich reguł i standardów. Powinniśmy już chyba do tego przywyknąć. Podobnie, jak przez ostatnie 2,5 roku - mamy powtarzać EEG co 6 miesięcy. Gdyby coś się działo, czeka nas oddział neurologiczny "żeby tam się Adasiowi przyjrzeli".
Oddział neurologiczny był "tym drugim", o którym pisałam już w lutym. Mam ciągle nadzieję, że jednak nie będzie potrzeby...
W nadchodzącym tygodniu czeka Adasia jeszcze poradnia alergologiczna a w kolejnym poradnia kardiologiczna. Dużo tego się zebrało...wszystko na raz. Mam nadzieję, że damy radę, a przede wszystkim, że Adaś da radę.
Tymczasem mamy weekend. Czas na odpoczynek dla Adasia, a dla nas na oderwanie się od myślenia o czekających nas wizytach lekarskich, telefonach i...świadomości, że tak naprawdę nie wiemy, co się dalej.
Ogrodowy "pokaz" wiatraczka. Jak widać, Adaś do wiatraczka nawet przemawiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz