Dzisiaj napiszę o radości wczorajszego poranka. A także o dzisiejszym popołudniu. Ogólnie będzie o samych pozytywach, które ciszą ogromnie i...nie powiem, nieco nas zaskoczyły.
Wczoraj rano Adaś prawie całą drogę do przedszkola przeszedł sam!!! Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Warunek był jeden - Adaś musiał iść kilka metrów za mną. Ze względu na warunki zewnętrzne, czyli godzinę 8.30 rano i niemal żaden ruch samochodowy wokoło, mogliśmy sobie na to pozwolić.
Adasia uśmiech numer pięć ;) |
Wyszliśmy z domu, nawet na czas. Nastawiłam się psychicznie na wyżej wymienione atrakcje. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Adaś szedł sobie jakieś 5 metrów za mną, równo trzymając dystans - nie zbliżając się ani nie oddalając zbytnio. Spacer w pięknym porannym słońcu. Marzenie! Chyba nawet nie wiedziałam, jak może wyglądać taki spacer...
Dzisiaj natomiast, siedząc w pracy, dostałam wiadomość od męża, który właśnie odbierał Adasia z przedszkola. Pisał, że jakbym widziała, jak się Adaś na przedszkolnym podwórku bawi z koleżanką z grupy, to bym się chyba popłakała z radości. Nie widziałam, a i tak mało się nie popłakałam z radości, choć warunki zewnętrzne raczej temu nie sprzyjały.
W domu za to czekała mnie cała relacja. Uwaga...Adaś sam mi opowiedział w co się bawili!!!
i dla takich chwil warto żyć, będzie ich więcej :-) Trzymam kciuki za samodzielność Adasia
OdpowiedzUsuń